Aonung zaczął się mocno denerwować. Stał na samym skraju lasu, zaciskał mocno pięści, a Neteyam uśmiechał się frywolnie ciągle zachęcając go gestem dłoni. Nie mógł tam iść, to niebezpieczne, jego przyjaciel też nie powinien, nawet jeśli wydawało mu się, że wszystko potrafi.
Przecież zawsze był taki grzeczny i posłuszny Jakeowi, dlaczego nagle naraża się na tyle niebezpieczeństw? Zdenerwowany tupnął nogą, ale Neteyam tylko szerzej się uśmiechnął, a potem na złość poszedł kilka kroków wgłąb lasu.- Możesz... możemy po prostu wrócić? Rafa jest znacznie ciekawsza.
- A skąd wiesz, skoro nigdy tu nie byłeś?
- Ojciec miał powód, żeby tego zabronić. Może po prostu go nie znamy.
Neteyam jednak drażnił go dalej. Zaśmiał się rezolutnie, a potem cofnął jeszcze trochę. Aonung zadrżał widząc, jak niknie w ciemnościach, a nawet chciał już po niego pójść. Wiedział jednak, że ten tylko się z niego naśmiewa, a on nie da się zmanipulować. Zamknął oczy zaciskając mocno powieki i westchnął by dotlenić umysł. Chciał już znowu wygłosić swoją mowę, ale usłyszał cichy krzyk Neteyama, który sprawił, że prawie zatrzymało mu się serce. Otworzył oczy, ale nigdzie w zasięgu wzroku nie widział drugiego chłopca, wtedy nie myślał już zbyt wiele, ruszył do biegu by go odnaleźć, ale gdy tylko przedarł się przez gęstą roślinność... Neteyam opierał się o jeden z konarów wysokiego drzewa. Nie wyglądał jakby mu się coś stało, wręcz przeciwnie, był zadowolony z obrotu spraw. Zaśmiał się, podpierając rękami w pasie.
- No widzisz, jednak żyjesz.
Aonung rozumiejąc, że został perfidnie wyśmiany i przechytrzony, naburmuszył się wbijając wzrok w bursztynowe oczy towarzysza.
- Okłamałeś mnie.
- Nie, przecież nawet nic nie mówiłem- wzruszył ramionami wyraźnie zadowolony.
- Nie powinniśmy tu być. Wracajmy na plażę.
Neteyam złapał go jednak za rękę i pokierował dłoń Aonunga wyżej, na jedno z drzew, które musiał przyznać, nie zauważył wcześniej. Na jego gałęziach siedziało kilka żyjątek o świecących się w ciemności skrzydełkach.
- Widzisz, las może być piękny.
Aonung chciał się na tym skupić, a nie na fakcie, że właśnie przez jednego chłopaka łamie najważniejsze zasady w swoim życiu jakie dotychczas miał. By choć na moment zapomnieć o tym, że pora z tego miejsca uciekać, faktycznie skupił się na pięknym widoku. Gdy Neteyam puścił jego nadgarstek, poczuł dziwny chłód braku drugiego ciała obok.
- No... jest ładnie to fakt, ale...
- Hej- szturchnął go w ramię.- Nic ci się tu nie stanie. Pokazałeś mi morze, a ja chcę pokazać ci las.
- A potem wrócimy?- Dopytał dla pewności zaglądając niepewnie w oczy niższego.
- Nigdy bym nie powiedział, że czegoś naprawdę się boisz! Tak, potem wrócimy i nikt się nie dowie.
- Dobrze, to załatwmy to szybko- mruknął pod nosem idąc krok w krok za swoim nowym przewodnikiem.
Mijali wielkie drzewa, aż w końcu Neteyam wspiął się na jedno z nich. Pomógł zrobić to samo koledze i przesmykając się po konarach- dotarli do gałęzi, z których zwisały lśniące rośliny. Świeciły się niemal jak pochodnie, ale na niebiesko, nie żółto. Aonung dotknął jednej ze zwisających lian, a ta zaświeciła się mocniej. Uśmiechnął wpłynął na jego usta gdy to zobaczył.
- Ładne, co nie? Podobne mieliśmy u nas, czuję się tu niemal jak w domu. A ty ukryłeś przede mną to wszystko- szturchnął go, ale nie na tyle mocno by spadł.
CZYTASZ
Ma Teyam ¤ Neteyam x Aonung
FanfictionAonung choć nie był zawsze najgrzeczniejszym dzieckiem, zawsze trzymał się jednej surowej zasady postawionej przez ojca- nie zapuszczać się do lasu w głębi lądu. Ich dom był w morzu, ono dawało im życie, a on tego przestrzegał. Pewnego dnia jednak d...