XVIII

19 5 3
                                    

Coraz bliżej,  był do turnieju od tego zdarzenia dzieliły go 2 dni. W tamtym momencie był wieczór, więc. Położył się do łóżka, i zasnął. Wstał około godziny 8, ubrał klapki wyjął zapalniczkę i wyszedł na ogród, było cicho. Widok był wspaniały, Micheal zawinął blanta i zaczął palić. W opakowaniu po cbd był już tylko niewielka ilość narkotyku. Po 2 minutach wypalił całego i wyszedł do łazienki umyć się. Gdy skończył wszedł do kuchni zjeść śniadanie, każdy dzień wyglądał podobnie. Wypił capuchinno, i zobaczył media, było tam zdjęcie Graven'a i Oliwi jak biorą ślub.
-Minęło zaledwie pół roku i Ci już-mówił sam do siebie.
Włączył profil Graven'a i zobaczył, że są w Kalifornii, co go zdziwiło, że wyjechali na wyjazd małżeński tutaj. Zaraz po powrocie na stronę główną Instagram'a dostał wiadomość, od Oliwii o treści "Mój mąż chce się z tobą widzieć"
Micheal po chwili zastanowienia podał miejsce spotkania i ustalił godzinę. Wychodząc z domu zamówił ubera na umówione miejsce spotkania, gdy już dotarł i wysiadł z auta. Dwaj chłopacy mijali go i zaczęli.
-¿Quién lleva esa ropa hoy en día?(kto jeszcze się tak ubiera) -powiedział jeden.
-Exactamente(dokładnie) -dodał drugi.
-¿Sabes que puedo oírte?(Wiecie, że was słychać?) -odparł Micheal.
-Lo sentimos, no lo sabíamos(przepraszamy, nie wiedzieliśmy) -odparli zaskoczeni.
-Czego nie wiedzieliście, że umiem mówić po hiszpańsku czy tego, że nie wiem jak się ubieram-chłopak zaatakował słownie.
-Że nas rozumiesz-odparli.
-Ningún daño (nie szkodzi)-odparł chłopak.
-Una vez más, le pedimos disculpas(Jeszcze raz, przepraszamy) - odparli.
-De nada, chicos (nie ma co, chłopaki)-zbili piątkę i Micheal poszedł dalej. Dziwna sytuacja, lecz Micheal bywał z Filipem w różnych krajach i poznawał kulturę i język. Doświadczenia sprawiły, że zauważył drobne rzeczy, w których  jest jakiś sens. Przecież nie można cały czas siedzieć w jednym miejscu i oczekiwać, że wszystko przyjdzie do nas. Micheal był w Hiszpanii, Słowacji i Norwegi. Lecz przebywał tam miesiącami z Filipem, ponieważ on miał tam rodzinę, lub pracę. Chłopak już wcześniej zastanawiał się czemu on ma innaczej na nazwisko, a jego Ojciec lub inną rodzina mają na nazwisko Fonsens. Przez długi czas myślał, że to przez jego matkę, która miała na nazwisko Keene. Lecz nie mylcie tego z Shannon, była to  mama Robby'ego.A po prostu mama Micheala miała tak na nazwisko jednak nie było to związane z jego teraźniejszym życiem. Dużą część czasu myślał, że jest adoptowany, tak też było w papierach adopcyjnych było napisane, że był pierwszym dzieckiem, Johnn'ego i Shannon. Po roku urodził się Robby, jednak rodzice byli za biedni i nie mogli utrzymać Micheala. Więc oddali go do szkoły katolickiej im. Św. Maryi. Wychował się tam jako uczeń Jezusa czy jakoś tak go nazywali. Zbliżał się już do spotkania z Graven'em. Bardzo blisko  było do spotkania, wchodził już na plażę na, której stała blondynka i trochę większy od niej czarnowłosy chłopak, jego włosy były długie, był dobrze zbudowany. To znaczy miał dobrą kondycję było to po nim widać, że nie ma kłopotów z swoją masą ciała. Spojrzałem na niego, i odezwał się jako pierwszy.
-Witaj Graven-odparł.
-Cześć-przywitał się.
-O czym chciałeś porozmawiać?-spytał Micheal.
Tak, naprawdę o niczym dawno się nie widzieliśmy-powiedział Graven.
-Też tak czuję-powiedział spoglądając na Oliwię.
-Co u ciebie?-spytał.
-Dobrze, aktualnie szykuję się do turnieju karate-powiedział.
-Zmieniłeś się-odparł szatyn.
-Nawet bardzo, jeżeli chodzi o mnie z początku tamtego roku, popełniałem wiele złych decyzji-spojrzał na Oliwię i znowu na chłopaka.
-Ja wiele dobrych, wraz z Oliwią robimy teraz wycieczkę po całym świecie, tak naprawdę po największych krajach-odparł.
-Byliście już w Rosji-Michał zaśmiał się tylko i spojrzał dalej na słońce.
-Nie mamy dobrego zdania o tym kraju-powiedział.
-To nowe buty-spojrzał na jego buty Micheal.
-Tak, Oliwia mi wybrała na naszą rocznicę.-powiedział.
-Ładne są-odparł.
-No widzisz Oliwka wybrała-odparł i spojrzał na nią objęli się i pocałowali.
-Wiecie co fajnie się gadało ale, muszę już lecieć-skłamał Micheal.
-Jesteś zazdrosny?-spytał.
-Nie ma o co być zazdrosnym-odpowiedział, i powoli odszedł.
Tak skończyła się ich rozmowa, co prawda nie trwała zbyt długo ale Micheal w drodze powrotnej, o tym po co się spotkali. Wyciągnął telefon, i przeglądał Instagrama, zobaczył post Moon z Eli'm polubił, zdziwiło go trochę, że znów są razem. Ale był zadowolony z szczęścia kolegi. W drodze do domu włączył sobie na słuchawkach piosenkę Kinni'ego Zimmera "200 osób w kawalerce". Szedł na piechotę więc słuchał dużo. W końcu dotarł do domu, położył się na łóżku i przestał myśleć o wszystkim co dotychczas go trapiło. Odpoczywał długo, było już po 19 do jego pokoju wszedł Chozen, z propozycją treningu, o dziwo zgodził się. Pojechali do Miyagi-Do. Zastało ich zbezczeszczone narzędzia, i znaczek klubu. Bardzo ich to zdenerwowało.
-Jak myślisz kto to mógł być?-spytał nauczyciel.
-Ci, którzy lubią się chwalić swoją siłą-odpowiedział Micheal.
-Cobra Kai!-krzyknął Chozen.
-Lepiej abyśmy to wszystko wyczyścili i naprawili-odparł uczeń.
-Tak to dobry pomysł, lecz mam dla ciebie zadanie. Pomaluj płot, farbę znajdziesz w magazynku lub za samochodami.
-Dobrze zrobię to-powiedział.
Gdy już malował płot podszedł do niego przyjaciel Daniela, i kazał mi wykonywać ruchy z góry na dół. Powiedział, że wtedy  ćwiczy się nadgarstek. Micheal powoli wykonywał ruchy z góry na dół, patrząc na swój nadgarstek. Przyglądając się mu zauważył iż, jego partia ciała. Ręka zaczyna przyzwyczajać się do ruchu, i wykonywać go z mniejszym bólem niż na początku. Gdy już pomalował płot od zewnątrz musiał zacząć od wewnątrz. Obserwował każdy ruch, swojego nadgarstka czasem tylko spoglądał na Chozen, który ustawiał wszystkie worki treningowe, i bronie. Tylko czasem przestawał malować płot, i patrzał na swoje postępy, robił to delikatnie z gracją. Cały płot był dotknięty jakby ręką boską, bo było to bardzo ładnie zrobione. Gdy już skończył, poszedł do domku, i ubrał bluzę bo już było trochę zimniej. Gdy wyszedł natknął się na funkcjonariuszy policji.
-Micheal Keene/Lawrence?-spytał policjant.
-Tak, w jakiej sprawie-powiedział.
-Komenda Policji U.S.A wydział śledczy, starszy aspirant Viliam-powiedział pokazując odznakę.
Policjanci zaprowadzili, go do swojego auta i wtedy, poprosili go o pojechanie z nimi, na komendę policji. Zatem zgodził się, bo gdyby się nie zgodził. Byłoby to podejrzane, i zakuli by go w kajdanki. Po krótkiej podróży, znaleźli się przed komisariatem wysiadli i znaleźli się w budynku. Recepcja była duża, i zawierała. Naprawdę dużo drukarek i raportów na biurku recepcjonistki. Ruszyli więc, z Michealem do pokoju przesłuchań. Usiedli i zaczęli rozmawiać.
-Trey Van Rabiso mówi Ci to coś?-położył na stole zdjęcie.
-Nie znam-odparł, trzymając zdjęcie w ręce.
-Ale jednak coś o nim wiesz, skoro wykradłeś jego dokumenty-powiedział aspirant.
-Teoretycznie go nie znam, lecz zabił mojego Ojca i jasne mi było jego imię.
-Jego dom, został spalony-powiedział spokojnie.
-Widziałem radiowozy policji i wozy strażackie.
-I pewnie kojarzysz tego gościa-policjant rzucił zdjęcie na stół. Oczom bohatera pojawił się on sam w kapturze odwrócony, to była ta sama bluza, która posiada w domu czerwone jordany i baggy spodnie.
-Nie było mnie w tym miejscu więc nie mogę potwierdzić-powiedział.
Bardzo przekonujące, jaki masz rozmiar buta?-spytał.
-43-odpowiedział.
-Ślady na gruncie też mają rozmiar 43-odpowiedział.
-I co z tego, co tylko ja mam w Ameryce i na całym świecie rozmiar 43-krzyczał Micheal.
-To jest prawda, ale...-nic nie dodał policjant. Odwrócił się głową w kierunku kolegi, i dał mu znak aby poszli na słowo. Wyszli z pomieszczenia i rozmawiali kawał czasu. Aż w końcu wrócili i powiedzieli, że chłopak jest wolny i może wyjść. Wyszedł z budynku, usiadł na krawężniku i zadzwonił do Sam.
-Yo, mogłabyś mnie odebrać, jestem pod komisariatem-powiedział.
-Hej, jak słyszysz jestem teraz zajęta nagraj wiadomość po sygnale "PIP"-dźwięk tylko zdenerwował Micheala. Odłożył więc telefon i spojrzał na ciemne już niebo. I na faceta, który grzebał sobie w kieszeniach. Światło co chwilę migało, słychać było tylko czasem szum morza. Nikt nie oddzwaniał, chłopak począł być samotny i trochę przygnębiony. Otworzył Instagram. Zobaczyłem nowe zdjęcie Moon w jej nowych włosach. Zmieniła kolor na błąd, Micheal polubił i skomentował "🤙". Cóż więcej mógł on napisać, skoro jego relacja z Moon była na przegranej pozycji. Ta emotka była nie czuła, nie oznaczała ni to miłości ni to przyjaźni. Była okazaniem szacunku lub polubienia jej nowego wyglądu. Micheal wstał i szedł przed siebię. Po kilku chwilach dotarł na jakiś opener gdzie grał The Weekend. Chciał wejść, lecz nie miał biletu, podszedł do ochroniarz i spytał się.
-Przepraszam, czy mógłbym wejść?-spytał.
-A masz bilet?-odparł ochroniarz.
-No nie-odpowiedział chłopak.
-Ale możesz kupić mam, tu jakiś dodatkowy mogę Ci go sprzedać za 100 $-powiedział Ochroniarz.
-Jasne, proszę-dał 100 dolarów i wszedł. Po czym musiał go jeszcze ukazać kolejnemu ochroniarzowi. I tak stał już w tłumie, artysta grał swój album pt. "Starboy". Micheal wyjął telefon i spokojnie nagrywał artystę jak każdy wokół. Bawił się do muzyki, tańczył i śpiewał nie które kawałki, które kojarzył. Zabawa była przednia, lecz koncert skończył się godzinę po przyjściu chłopaka. Więc odszedł, i idąc tak przez miasto z 20 $ na koncie. Szedł przed siebie szukając jakiegoś sensownego miejsca. Zobaczył przystanek autobusowy. O dziwo jeszcze kursował, pojazd nadjechał jakoś po 20 minutach. Micheal był sam w autobusie kupił bilet, i usiadł za kierowcą.
-Quo Vadis?-spytał, żartując.
-Do domu-odpowiedział.
-Rozumiem-powiedział, później pytając o adres do domu. Lecz już do końca drogi się nie odezwał. Nagle zatrzymał się, gdy wsiadł pasażer, ubrany na czarno gdy już miał kupować bilet wyjął broń i celował do kierowcy. Kierowca był przestraszony. Ale Micheal zachował zimną krew i palnął złodziejowi, w głowę młotkiem do rozbijania szyb. Stracił przytomność, następnie z pomocą kierowcy wynieśli go i pozostawili na przystanku. W końcu Micheal pojawił się pod domem i tylko wyszedł z autobusu wszedł do domu, przez drzwi ogrodu, do swojego pokoju usiadł na łóżku. Lecz coś go uwierało w siedzenie. Wstał wyjął spod kołdry. Pudełko znalazł tam karteczkę z napisem. "Szukaj tam gdzie ludzie wychodzą mokrzy ale odpoczywają w upalne dni". Micheal wiedział, że chodzi o basen. Przy basenie znalazł następna wskazówkę o treści "Tam gdzie wyciskasz 7 poty aby twą siła była nie zmierzona". Poszedł więc na siłownię domową i tam ujrzał dwie torby papierowe, podszedł do nich wziął w ręce i wyjął zawartość. W jednej z toreb, była koszulka Nirvany i The Weekend a w drugiej. Air Jordan 1 retro high. Wziął te rzeczy do swojego pokoju, położył obok szafki nocnej i poszedł spać. Następnego dnia obudził go śpiew ptaków. Kiedy wstał, otworzył drzwi, i podziwiał piękny widok, i słysząc śpiew ptaków. Zobaczył na telefon, i wydarzenie zaplanowane w kalendarzu
"Sekai Tai Kai". To było już jutro, podekscytował się i wybiegł na podwórko, biegnąc w stronę basenu. Zrobił salto, Pan Daniel akurat wychodząc krzyknął do niego.
-Jak przestaniesz się pluskać to śniadanie czeka w jadalni.
-Jasne-odpowiedział poprawiając włosy. Wyszedł z basenu i mokry kierował się do pokoju aby się wytrzeć, gdy już to zrobił poszedł do jadalni. Zjadł posiłek, a w telewizji, było słychać komunikat, że już jutro odbędzie się turniej karate. Dla wygranego 1 milion dolarów, noi oczywiście puchar. Micheal szybko pobiegł do pokoju założył Jordany, i zaproponował Sam przejażdżkę, wchodząc do jej pokoju. Widział ją w bardzo ładnej bluzie.
-Ładnie wyglądasz-odparł.
-Dziękuję-odpowiedziała, odwracając się do niego, obgryzając usta. Wyszedł z jej pokoju i czekał na dole, Pan Larusso, zaproponował mu trening po powrocie do domu. Oczywiście zgodził się bo jutro ważny dzień. Gdy dziewczyna już schodziła, rzuciła mu kluczyki do auta, a on podbiegł do auta i usiadł za kierownicę. Gdy Sam wsiadła, wycofał samochodem, i jechał przed siebie.
-Wow, kto cię nauczył tak prowadzić? -spytała.
-Filip-odparł z zażenowaniem w głosie, pomijając szczegóły okoliczności, kiedy nauczył się prowadzić. Jechali, już trochę w końcu wjechali do lasu, dziewczyna wyjęła telefon, i nagrywała story. Micheal zaczął się wygupiać, patrząc na nią. W tym samym czasie patrząc na drogę, na, której praktycznie nic nie jechało. Po dwudziestu minutach, jazdy znaleźli się w pięknym leśnym przystanku. Droga była tam wydeptana, a gdy przeszło się truchtem pięć minut przed siebie można było obejrzeć piękny widok, fal oceanu spokojnego. Usiedli w cieniu, patrząc na krajobraz aż w końcu Micheal odezwał się.
-Jedziemy do Los Angeles?
-Możemy-uśmiechnęła się dziewczyna, spoglądając tylko na jego twarz. Widziała na niej liczne rany, ale to tylko pisało o nim zdanie wojownika. Jego ręce tak aksamitne, jego dotyk. To wszystko było piękne, jego barki było wielkie. Jego sylwetka smukła, był szczupły choć ważył 80 kilogramów, jego mięśnie. Był wysportowany, a jego włosy były proste ale długie miał je zaczesane do tyłu, wyglądały jak grzywa lwa. Ciemne włosy pasowały do koloru oczu, które były brązowe. W końcu uciekała wzrokiem na morze, i otaczająca ich natura. Chłopak wstał otrzepał sobie siedzenie, i podał rękę dziewczynie aby pomóc jej wstać. Poszli więc truchtem do auta i jechali w kierunku Los Angeles. Micheal wybrał najlepszą trasę, która trwała 31 minut, uruchomił samochód. Ruszyli więc droga nie była, długa lecz nudna. Wszędzie, była zabudowa, dziewczyna zauważając lekką zabudowę stwierdziła, że są blisko. O dziwo nie było korków, lub jakiś wypadków na drodze, można było dać gazu. Było ciepło, wszystko wskazywało na to, że idzie już lato.
-Jutro turniej-odezwała się.
-Tak-westchnął.
-Nie cieszysz się?-spytała, patrząc na niego.
-Ja, nie jestem gotowy. Tak przynajmniej myślę-powiedział.
-Położyłeś Robbi'ego na glebę, czy to nie jest osiągnięcie?-zdziwiona dziewczyna, poprawiła włosy.
-Robby jest słaby, tylko udaje, że każdemu naruszy przestrzeń osobistą. A gdy przychodzi co do czego boi się pierwszy zacząć-mówił spokojnie.
-Był kobrą, nadal jest zły. Nie ocienia się dnia przed zachodem słońca. Może jeszcze okaże się, że dawał Ci fory. A to wszystko to było pic na wodę-odparła.
-Jeżeli sądzisz, że przed klepaniem ryja się nie broni to jesteś w błędzie-krzyczał.
-Czyli co ty jesteś dobry?-odpowiedzieła krzycząc.
-Nic takiego nie powiedziałem, zmieniasz tok mojego myślenia, tak w ogóle nie masz prawa mnie oceniać-krzyczał coraz głośniej. Skręcał w bok powoli aż w końcu zatrzymał się na poboczu, wysiadł z wozu i zakrył oczy dłońmi. Sam usłyszawszy płacz, podeszła do niego odsłoniła mu twarz a on tylko zakrywał się, i odwracał. Usiadł koło drzewka, dziewczyna stała nad nim ochłonęła i spytała.
-Co się stało?
-Kochałem ją bardziej niż wszystko inne- dalej płakał, Sam tylko kucnęła i zbliżyła się do niego obejmując go. On tylko wtulił się w nią i płakał w jej ramię. Łzy spływały mu po policzkach.
-O kogo chodzi?-spytała.
-N.. Nadię-odparł zapłakany.
-Na pewno wszystko się ułoży-po tych słowach dziewczyna, wstała i zachęciła go również. Powiedziała jednak, że teraz ona będzie prowadzić, gdy wsiedli. Micheal ułożył głowę luźno na podparciu i zasnął. Nie na długo, bo zaraz po tym obudziły go piski opon i trąbienia. Zatrzymali się obok jakiegoś sklepu i wysiedli zwiedzać. Micheal powoli szedł ucieszony, uśmiechając się co chwila do Sam, ona tylko myślała się o co chodzi. Nie miał złych intencji cieszył się tylko z tak dobrze dobranej przyjaciółki. Nie chciał niczego więcej, nie wyobrażał sobie nawet tego. Przyznał sobie, że brzydził by się siebie gdyby ją zranił.
-Moja znajoma mieszka niedaleko, robi domówkę. Chcesz iść?-zaproponowała.
-No spoko-odparł.
Po tych słowach szukał sklepu marki jumpman czyli jordan. Musiał kupić sobie bucket hat. Na lato, po chwili wypatrywania znalazł. Wszedł do sklepu, wziął z wieszaka białą czapkę, podszedł do kasy i kupił. Od razu po kupnie założył, i wyszedł z sklepu. Sam zdjęła metkę, i włożyła mu ponownie na głowę, chłopak patrzał się na nią. Gdy miała ręce koło jego głowy, patrzał na nią tym swoim wzrokiem. Dziewczyna stwierdziła po krótkim patrzeniu na siebie, że trzeba już iść. Natrafili na mały domek, na jakimś totalnym zadupiu. Zdawał tylko się mały, lecz miał podziemia. Zapukali i otworzyła im blondynka.
-Hej jestem Sarah-przywitała się.
-Ja jestem..-zaniemówił po prostu, nie mógł nic odpowiedzieć. Czuł pierwszy raz od jakiegoś czasu stres patrząc się na kobietę. Sam nie wiedział czy mu się podoba czy jak. Ale nie dopowiedział, więc za niego powiedziała jego przyjaciółka.

𝙾𝚜𝚝𝚊𝚝𝚗𝚒𝚊 𝚠𝚊𝚕𝚔𝚊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz