Rozdział 4

737 30 7
                                    

Vincent

Nawet w sanach nie pomyślałbym, że pójdzie to tak szybko i bezproblemowo. Zaraz po tym jak zgodziła się na moją propozycję, wyszedłem do gabinetu. I wystukałem szybko wiadomość do braci na czacie grupowym.

od: Vincent

Zgodziła się.

Prawie natychmiast przychodzi wiadomość zwrotna.

od: Domenico

Co robimy ze starym Williamsem?

od: Enzo

Przecież dobrze wiemy, że nie odda nam długu. Sam dobrze widziałeś jak pląta się po innych kasynach mimo długu u nas.

od: Vincent

Najgorsze jest to, że właśnie dostałem jego kartotekę. I zgadnijcie u kogo się jeszcze zadłużył. A mimo wszystko to nie koniec listy.

od: Domenico

Tylko nie Milani.

od: Enzo

Na pewno u niego, bo tylko on pozwala jeszcze się w tym mieście zadłużyć.

od: Vincent

U nas dług już ma połowicznie spłacony. U niego ma dwa razy większy dług, a to nie wróży nic dobrego. Miejcie go dyskretnie na celowniku, Milani może chcieć tego co należy do mnie.

***

Kiedy wróciłem do sypialni, brunetka już spała na swojej stronie łóżka. Jej twarz była spokojna, a oddech wyrównany. Takiego spokoju szukałem w życiu. Teraz to ona nim jest. Moją przyszłą żoną, a ja nie zamierzam jej nigdy od siebie wypuścić. Jest moja.

Anioł spotkał szatana. A ona była warta każdego jebanego grzechu.

Ava

Otworzyłam oczy, a zza zasłon do pokoju wpadało słońce. Przekręcam się na plecy, a ręka odruchowo opada na drugą połowę łóżka, która jeszcze wydawała się ciepła, a kołdra pomarszczona. Jednak Vincenta w zasięgu wzroku nigdzie nie było. Przesuwam dłonią po twarzy i z westchnieniem wypuszczam powietrze. Nie wierze, że zgodziłam się na ten ślub. Chciałabym mieć teraz jakiś telefon, by chociaż wyszukać jego imię i nazwisko w internecie. Po chwili jednak dochodzi do mnie chrząknięcie. Szybko otwieram oczy, a wzrok pada na Vincenta, ubranego w garnitur od Armaniego.

— Dziś odwiedzi cię moja matka. Ona ci wszystko wytłumaczy. Bądź gotowa malutka na lunch. Do później Piccola. — nawet nie dał mi odpowiedzieć, po prostu wyszedł.

Z łóżka wygramoliłam się dopiero jedenastej. A samo szykowanie się zajęło mi pół godziny. Oczywiście mogłam wyjść w jakimś dresie, jednak zależało mi na tym by choć trochę wyglądać na damę, a nie jak rozwydrzona nastolatka, która jest w fazie buntu.

Nałożyłam więc skórzane czarne spodnie, które idealnie przylegały. Vincent zaopatrzył moją garderobę ale nie sądziłam, że wszystko będzie miało mój rozmiar. Do tego koronkowy stanik, który też o dziwo pasował, a na niego narzuciłam czarną jedwabną koszulę, która była w rozmiarze oversize. Na stopy założyłam czarne buty na obcasie gdzie sięgały mi lekko do kostek, piętę i palce miały odkryte.

Jeśli chodzi o makijaż to jakąś specjalistką nie jestem. Maluje się ale nie lubię mocnych makijaży. Zawsze wszystko lekko podkreślam. Znam podstawy, ale mam dwie lewe ręce jeśli chodzi o wyższy poziom malowania.

Tak o to śniadanie zjadłam przed dwunastą na tarasie, gdzie łapałam początki czerwcowego słońca. Posesję dookoła otaczały drzewa, więc Nowy Jork to to nie jest.

— Ava, jak miło cię znowu widzieć. — powiedział kobiecy głos za mną.

Czym prędzej odwróciłam się, a mój wzrok padł na już wcześniej poznaną mi Rossę Costello i Chiarę Costello. Vincent wspominał coś o lunchu, ale może to ja się tak długo zbierałam.

— Witajcie. — powiedziałam z lekkim uśmiechem. Podeszłam i objęłam je na powitanie, tak jakbyśmy znały się od wieków.

— Vince wspomniał nam, że zgodziłaś się na jego propozycję. — westchnęła Rossa. — Jednak my dobrze wiemy, że w naszym otoczeniu małżeństwo jest brane z rozsądku, przymusu lub jako transakcja biznesowa.

— Nasza rodzina od lat zajmuje wysoką pozycję i utrzymuje się na niej nie tylko z legalnych źródeł. — wtrąca się Chiara. — Wiedz, że nie od razu przywykniesz do naszych tradycji i zachowań.

— Musisz wiedzieć, że jako żona bossa będziesz najlepiej strzeżoną kobietą na świecie. Co prawda wiąże się to z licznymi wrogami, których siłą rzeczy Vince ma, jak każdy mężczyzna w naszej rodzinie. Jednak Bella mia musisz zrozumieć, że małżeństwo jeśli jest nawet z rozsądku jest nieodwracalne. W naszym świecie nie ma rozwodu. Zostaniecie ze sobą aż do śmierci. To jedyna opcja zakończenia małżeństwa.

Każda z nich jeszcze dorzucała swoje przemyślenia i mądrości co do małżeństwa, ale zrozumiałam dobitnie, że małżeństwo w mafii jest nieodwracalne.

Jednak jakoś nie poczułam na te słowa paniki. Byłam ciekawa ich świata.

— No dobra, koniec straszenia. Powiedz nam w końcu coś o sobie.

Tak właśnie przegadałyśmy resztę dnia. Ja mówiłam coś o sobie, a one dorzucały coś od siebie. Dzień była tak piękny, że pozwolił nam na siedzenie do wieczora na tarasie. Vincenta nie było przez ten cały czas.

Kiedy kładłam się już do łóżka nawet zastanawiałam się czy nie zapytać o niego któregoś z ochroniarzy. Jednak odsunęłam zaraz od siebie tę myśl. Przykryłam się, a powieki same zamknęły się dzięki pościeli, która pachniała właśnie nim.

***

Z głębokiego snu wybudził mnie pełen bólu krzyk, a zaraz po tym gdy otworzyłam oczy, a przełyk palił mnie niemiłosiernie. Po chwili zorientowałam się, że to właśnie ja krzyczałam, a po policzkach leciały moje łzy.

Jak na zawołanie w drzwiach sypialni pojawił się Vincent z bronią w ręku, a jego poważna mina oznaczała, że spodziewał się kogoś jeszcze w pokoju oprócz mnie. Kiedy jednak spojrzał na moją twarz, jego złagodniała. Broń odłożył na komodę tuż obok wejścia. Zamknął drzwi i ruszył w moją stronę. Ujął moje policzki w swoje szorstkie, duże dłonie, a kciukami starł słone łzy.

Mia dolcezza. — wyszeptał i przyciągnął mnie do siebie. Otulił w ramionach i położył się obok, układając mnie wygodniej na sobie. Ciągle był ubrany tak jak ostatni raz go dziś widziałam, tylko pozbył się najwidoczniej marynarki, a jego koszula była lekko wymięta, pewnie przez pracę. Jednak teraz najmniej mnie to obchodziło, czy wyrwałam go z pracy.

Delikatnie pocierał moją skórę, co wywoływało przyjemne ciarki na skórze. Nawet nie jestem pewna w którym momencie się uspokoiłam. Nawet nie wiem czy wydarzyło się to na prawdę, bo po chwili byłam na skraju snu.

Dormire principessa. — i zasnęłam w jego ramionach.

Był moim włoskim Lucyferem. Moim narzeczonym. Moim piekłem na ziemi. 

Trochę krótki, ale nie wiem jak wam ale mi się bardzo podoba!

Następny postaram się trochę rozbudować.

Do kolejnego <3

Vincent - Rodzina Costello 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz