Rozdział 10

827 30 7
                                    


Ava

Przez cały tydzień wspólne wieczory stały się naszą rutyną. Zawsze braliśmy wspólną kąpiel, większość facetów z którymi miałam do czynienia brzydziło się choćby plamą krwi zostawioną na pościeli, więc kiedy Vince codziennie wchodził ze mną do wanny i byłam pełna podziwu. Miał może życie przepełnione krwią ale przecież mógł brzydzić się wydzieliną z kobiecego ciała. Rano zawsze dostarczał mi, jak jeszcze spałam, słodycze i śniadanie z tabletką przeciwbólową, którą brałam przecież na bolące żebra, które zresztą ciągle dają o sobie znać.

Dzisiejszy dzień różnił się od pozostałych tym, że nie miałam miesiączki i nie było już wszystkich słodyczy, a nikt nawet się mnie nie zapytał o zachcianki. Poza tym po domu kręcił się tylko Emiliano, a Emery była chora, więc zostało mi tylko zrobić sobie samej śniadanie.

I tak też zamierzałam spędzić dzisiejszy dzień, w kuchni. Zanim mama umarła kochałam siedzieć w kuchni i piec ciastka, później nie czułam się w niej już tak dobrze.

— Emiliano? — wiedziałam, że gdzieś się tu kręcił, więc nie musiałam się wysilać z podnoszeniem głosu.

— Słucham? — po chwili zajrzał do kuchni. Podsunęłam mu na drugi koniec wyspy naleśniki polane sosem czekoladowym.

— Zjesz ze mną śniadanie. — to nie było pytanie ale też nie rozkaz jakby mi odmówił, przecież nie strzeliłabym do niego jak Vincent.

— A jest w tym coś poza cukrem? — zerknął na talerz sceptycznie. Przewróciłam oczami na jego pytanie.

— Oczywiście, że jest. — podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej kilka misek z owocami, które wcześniej przygotowałam i postawiłam przed nim. — proszę.

Dalej jego wzrok był niechętny, westchnęłam zrezygnowana.

— Jeżeli dalej będziesz tak wybrzydzał to jednak zapytam dlaczego jestem sama w domu. — bez zbędnych słów usiadł przy wyspie i zabrał się za jedzenie. — Tak właśnie myślałam.

Jedliśmy w milczeniu ale nie było to niezręczne. Przy Emiliano czułam się swobodnie zwłaszcza, że to on za mną ciągle łazi i już zdążyliśmy kilka razy wciągnąć się w rozmowę.

Po całkiem przyjemnym poranku wybrałam się do ogrodu, zabierając ze sobą kawę i wszystkie gazety i propozycje ślubne zostawione wcześniej w salonie przez matkę Vincenta. Kochana kobieta ale jak już coś sobie postanowi to tak musi być.

Pod koniec tygodnia miałyśmy się wybrać do salonu sukien ślubnych od najlepszych projektantów, a ja dalej nie mogę uwierzyć że wychodzę za mąż, za najbardziej niebezpiecznego człowieka w kraju.

Vincent nie pojawił się na obiedzie ani na podwieczorku. Jak zawsze dom tętnił życiem ale dziś było przerażająco cicho, co nie wpływa na mnie dobrze. Oczywiście nie zamierzam błagać o jego uwagę, w ostatnim czasie noce były bardzo przyjemne ale w dzień wracał do maski pana i władcy, gdzie dla wszystkich, włącznie ze mną, był pieprzonym dupkiem. W nocy przytulał mnie i nie pozwalał się od siebie odsunąć.

Po obiedzie miałam dosyć siedzenia w ciszy, więc zostałam w kuchni z zamiarem zrobienia babeczek brownie. Emiliano oczywiście był przeciwny później w ich zjedzeniu, bo przecież to sam cukier.

A ponoć cukier równa się kilka godzin na siłowni, czego dalej nie rozumiem. On je więcej ode mnie, a i tak wygląda nienagannie w tym roboczym gajerku, w którym mógłby starać się o pracę jako model.

Czemu niebezpieczni mężczyźni wyglądają jak chodzący bóg seksu?

Gdzie tu jakaś sprawiedliwość?

Vincent - Rodzina Costello 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz