Rozdział 13

744 25 10
                                    

Vincent

Śniło mi się, że gdy znaleźliśmy się sami Ava tak bez spiny po prostu sama rozebrała się, a później dała się przytulić i pomarzyć jakby to było gdyby jednak doszło do prawdziwej nocy poślubnej. Jednak z tego snu bardzo szybko wybudził mnie mój wzwód, który przez przerzuconą nagą nogę brunetki był niebezpiecznie blisko zwieńczenia jej ud. Na samą myśl zanurzenia się w tym ciepłym, ciasnym miejscu mój kutas podrywa się kilka razy. Wziąłem dwa głębokie oddechy i policzyłem w myślach do dziesięciu. Nie brałem nigdy kobiety siłą, a już tym bardziej nie wezmę swojej żony, bo kiedy ona się w końcu zdecyduje to chcę by zapamiętała tą noc na długo, nie tylko ze względu na podjęcie tak ważnej dla niej, dla mnie jeszcze ważniejszej decyzji, a raczej by pamiętała ją przy każdym najmniejszym ruchu.

— Vince, czuję to. — z zamyśleń wyrwał mnie głos Avy.

— To nie moja wina! Każdy facet ma poranny wzwód. — Przekręciłem nas tak by to teraz ona była pode mną, co nie było zbytnio dobrym pomysłem, bo teraz fiut idealnie ułożył się na całej jej kobiecości, na co jęknąłem zrezygnowany.

— Vince.. — sapnęła, co byłoby moim zapalnikiem do działania, ale cały czas zaprzecza jakiejkolwiek bliskości, więc nic nie zrobiłem z tym.

— Nie zrobię nic dopóki mnie o to nie poprosisz principessa. — szepnąłem jej wprost do ucha, na co zadrżała.

— Ugh, nienawidzę.. — nie pozwoliłem jej dokończyć tylko otarłem się o nią wywołując u niej jęk.

— Zapomniałbym...

Ava

Vincent wstał z łóżka nie przejmując się swoją nagością, a mój wzrok co chwile zjeżdżał na dolne partie jego ciało, a kiedy przyłapał mnie że się w niego wpatruje zalała mnie fala zawstydzenia, a czerwień na mojej twarzy byłaby widoczna nawet z kilometra.

Kiedy otworzył drzwi do środka wleciał szczeniak o szarej maści. Pisnęłam ze szczęścia, na szybko szukając wzrokiem, zlokalizowałam koszule Vincenta, którą wstając z łóżka czym prędzej nałożyłam.

Przykucnęłam przy szczeniaku, który był chętny do głaskania i zabawy. Zerknęłam na Vincenta, który posyłał mi łagodne spojrzenie.

— Co to za rasa? — zapytałam gdy w końcu ubrał bokserki.

— Dog niemiecki. Możesz przestać patrzeć na mnie tymi swoimi pięknymi wielkimi oczami? Bo mam jedno wyobrażenie, w którym również klęczysz i wcale nie bawisz się z szczeniakiem, a czymś znacznie innym. — jego słowa znowu sprawiły, że się zarumieniłam.

***

Cały dzisiejszy dzień spędziliśmy w sypialni, jutro wszystko miało wrócić do normy, a za tydzień mieliśmy wylecieć na dwa tygodnie na znacznie skrócony miesiąc miodowy. Przy śniadaniu, które zjedliśmy na balkonie poruszyłam temat zrealizowania przeznaczenia nocy poślubnej.

— Nie będę na tobie wymuszał tego Ava, oboje dobrze wiemy, że ten ślub nie był z uczucia, więc nie będę zmuszał cię do czegoś czego nie chcesz.

— Nie o to chodzi, że nie chce. Wiem, że musimy zostać w tym małżeństwie aż do śmierci, więc po prostu chce przeżyć to na własnych warunkach, ale to nie oznacza, że nie chce tego wcale.

— Więc jakie są twoje warunki? — widać było że był zadowolony z obrotu sprawy.

— W twoim przypadku... to przynajmniej chcę byś zabrał mnie na cztery randki i niekoniecznie w restauracji. — dla niego zabranie mnie do restauracji to żaden wysiłek, niech również się namęczy. — Chce by ta nasza relacja była na wyłączność. Nie chce ukrytych przede mną dziwek, w ogóle ich nie chcę. — słuchał uważnie wszystkiego czego chciałam.

— Skoro przyszedł ten temat to chcę cię zapewnić, że jestem czysty, a badania robiłem dwa tygodnie temu i mam je w gabinecie. — wprawił mnie w zakłopotanie, bo niby nie chciałam aż tak w to ingerować ale z drugiej strony chciałam zapewnień.

— Okej, ja badałam się rok temu ale najwyżej zrobię je jeszcze raz jeśli będziesz chciał. Nie miałam nikogo od roku więc badania powinny być aktualne.

— Jeszcze jakieś warunki?

— Nie, to raczej wszystkie.

— Skoro tak to ja mam jeden warunek. Pies nie śpi w naszej sypialni. — wskazał na szczeniaka leżącego obok moich stóp.

— Czemu niby wafel ma nie spać w tym samym pomieszczeniu co ja? — Spojrzał na mnie skonsternowany.

— Serio wafel? Tak go nazwałaś? on miał być psem ochronnym, więc jak ludzie mają się go wystraszyć skoro wołasz na niego wafel.

— No zobacz na niego jaki on słodki, że aż chciałoby się go schrupać jak wafelka. — dla mnie to było oczywiste.

W jego spojrzeniu było widać niedowierzanie ale chyba odpuścił bo później w łóżku sam go głaskał i nie przeszkadzało mu że jest z nami.

Vincent po prostu stwarza pozory twardego i surowego, ale tak naprawdę jest miękki i tulaśny, jak wszystkie pluszaki na tym świecie.


Tak jak mówiłam krótki, ale przyjemny. Przygotujcie się na kolejne, zaczynam trochę rozkręcać tą mafijną stronę, obyście mieli stalowe nerwy, bo tak właśnie się szykują kolejne rozdziały raczej nerwowo.

Jeszcze tydzień i wracamy do szkoły, więc życzę wam ostatniego tygodnia porządnego odpoczynku!

Do kolejnego <3

Vincent - Rodzina Costello 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz