Rozdział 1

91 3 0
                                    

Oczami Lizavietty (Avy)

Siedziałyśmy właśnie z Michaelą za kontenerami przy opuszczonych magazynach próbując przetrwać kolejny zimowy wieczór. Było zimno padał śnieg a temperatura była poniżej zera ale już nie raz byłyśmy w takiej sytuacji i za każdym razem udawało nam się przetrwać więc i tym nie zamierzałyśmy się poddać.

-Nie czuje rąk- odezwałam się starając jakoś ogrzać swoje zmarznięte dłonie. Uśmiechnęłam się i zerknęłam na przyjaciółkę

-Dzisiejszej nocy ma być jeszcze zimniej. Mogę się z tobą podzielić kocem- zmartwienie malowało się na jej twarzy. Oparłam się o kontener na śmieci i spojrzałam tęsknie w kierunku pobliskiej apteki. W środku napewno jest ciepło ale wyrzuciliby nas stamtąd w mgnieniu oka. Większość dziewczyn w moim wieku martwi się jaką kreacje wybrać na imprezę albo którego chłopaka wybrać ale nie ja. Ja muszę myśleć jak przetrwać w ukryciu. Po tym jak uciekłam robiłam wszystko co mogłam żeby się nie wychylać i zniknąć co oznaczało życie na ulicy. Moje rozmyślania przerwała przyjaciółka

-No i co? Chcesz koc?- zapytała ponownie


-Michaela nie martw się o mnie. Powinnaś zadbać o siebie-odparłam posyłając jej uśmiech


-No dobrze ale napewno nic ci nie będzie?- spytała ponownie


-W tym śmietniku z pewnością znajduje się jakiś papier bądź coś czym można się przykryć - przekonywałam ją nie chcąc aby martwiła się mną


Nagle powietrze przeszył krzyk


-Co do..?- zapytałam sama siebie

Obie ostrożnie by nie zostać zauważone wyjrzałyśmy zza śmietnika. Dwóch mężczyzn górowało nad chłopcem szczerząc się do niego groźnie. Znałyśmy ich aż za dobrze.

- Cholera. To Jacob- szepnęła przestraszona przyjaciółka


Jacob to tutejszy miejscowy zbir i pierwszorzędny dupek który lubił dręczyć ludzi a teraz znalazł sobie kolejną ofiarę


-Prosze prosze kogo my tu mamy? Wygląda na to że jesteś daleko od domu- zaśmiał się z groźnym błyskiem w oku


-Zostawcie mnie w spokoju- odpowiedział wystraszony chłopiec. Tylko co on tu robił w dodatku sam?


-Myśle że rodzina tego dzieciaka może być dziana. Same jego buty można sprzedać za ładną sumkę- rzekł jeden z przydupasów Jacoba


-Hej dzieciaku. Pożycz swoje buty- chłopiec coraz bardziej przestraszony sytuacją krzyknął


-Dajcie mi spokój!-Jacob coraz bardziej zdenerwowany szarpnął chłopcem


-Do kurwy. Dawaj te buty- warknął Jacob szarpiąc chłopcem


-Ava zmywajmy się stąd. Zaraz zrobi się nieprzyjemnie- szepnęła przyjaciółka zbierając rzeczy i już po chwili jej nie było ja za to stałam w miejscu wahając się co zrobić. Nie chciałam się narażać ale nie mogłam zostawić dziecka na ich łaskę. Zbyt dobrze wiedziałam jak to się mogło zakończyć. Nie znałam chłopca ale czułam się za niego odpowiedzialna. Z transu wybudził mnie krzyk chłopca


-Ała! Przestańcie! Niech mi ktoś pomoże!- chłopiec leżał na ziemi przewrócony przez Jacoba który się do niego zbliżał z drapieżnym spojrzeniem

Po namyśle postanowiłam pomóc chłopcu. Podniosłam najbliżej leżący kamień i rzuciłam nim w głowę Jacoba


-Co do diabła- warknął Jacob odwracając się wściekły w moją stronę lecz kiedy jego spojrzenie wylądowało na mnie jakby się rozluźnił


-Prosze prosze czy mnie oczy mylą czy to nasza Ava? Nie spodziewałem się ciebie ale jak widać mam farta- zaśmiał się obrzydliwie



-Daj spokój Jacob. To tylko dzieciak. Dlaczego na niego napadłeś?- spytałam


-A dlaczego by nie? I tak nie mam nic lepszego do roboty prawda Ava? Chyba że oferujesz ciekawsze zajęcie?- odparł rozbawiony


Poczekaj na mnie przy alejce dobrze?- spytałam chłopca pomagając mu wstać. Spojrzał na mnie z wahaniem w oczach- no już idź


Poczekałam aż chłopiec odejdzie od nas i zwróciłam się do Jacoba

-Nie możesz mnie po prostu pobić?- spytałam z nadzieją. Jacob w odpowiedzi uśmiechnął się pod nosem


-Pobicie byłoby zbyt łatwe Ava. Poza tym bardziej przydasz się sprawna niż uszkodzona- przerwał a jego twarz zaczęła się rozpromieniać. Zerknęłam na chłopca który stojąc przy alejce cały czas zerkał na nas ze strachem.- Jest jeden sposób abyś mu pomogła. Zgodzisz się a nic wam nie zrobimy


Zerknęłam na Jacoba. Wiedziałam co miał na myśli. Nie chciałam tego robić ale wiedziałam że to jedyne wyjście


-Zgoda ale dasz dzieciakowi spokój- westchnęłam zrezygnowana. Uśmieszek na jego twarzy sprawił że poczułam ścisk w żołądku. Moje dłonie zacisnęły się w pięść


-Za tydzień. O tej samej porze i w tym samym miejscu. Jeśli się nie zjawisz to znajdę ciebie i tego dzieciaka i wiesz co się stanie- warknął. Skinęłam głową i odeszłam idąc po chłopca. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy z uliczki jak najszybciej się da. Chciałam uciec z chłopcem z tamtego miejsca zanim zmienią zdanie. Kiedy dotarliśmy do głównej ulicy zatrzymałam się kucając przed chłopcem


-Wszystko w porządku dzieciaku?- spytałam chcąc się upewnić że nic mu nie jest


-Ta..tak dziękuję pani za ratunek-wyjąkał wciąż przestraszony chłopiec


-Mam na imię Ava- przedstawiłam się chłopcu nie chcąc żeby się mnie bał


-Ava? Mogę tak mówić?- spytał


- Możesz mnie nazywać jakkolwiek chcesz o ile będziemy cały czas w ruchu. Musimy się udać na posterunek policji napewno ktoś cię szuka- wyjaśniłam mu na co skinął głową

Po dotarciu na komisariat wchodząc do budynku czułam w środku narastającą niepewność. Cały czas powtarzałam sobie w duchu że jest wszystko dobrze. Przecież uciekłam lata temu nikt by mnie nie rozpoznał. Ale czy moje przekonanie jest słuszne?



Snow Angel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz