Rozdział 2

176 8 0
                                    

Oczami Lizavietty (Avy)

Jednak ledwo udało mi się wejść do środka kiedy jakiś wysoki przystojny mężczyzna mija mnie i bierze tego chłopca na ręce


-Dzięki Bogu nic ci nie jest. Gdyby coś ci się stało...-przerwał z ulgą widoczną na twarzy


-Nic mi nie jest tato- odpowiedział chłopiec wciąż będący na rękach mężczyzny. Spojrzałam na mężczyznę zaskoczona słowami chłopca zastanawiając się jak to możliwe że jest jego tatą na pierwszy rzut oka wyglądał młodo. Moje rozmyślanie przerwał głos chłopca


-Hej tato to jest pani Ava. Uratowała mnie na ulicy przed złymi panami -powiedział chłopczyk na co ten odwrócił się w moją stronę odstawiając chłopca a jego ciemne urzekające spojrzenie próbowało prześwietlić mnie na wylot sprawiając że zamarłam nie mogąc się ruszyć

-"Pani Ava" tak?- spytał. Jego głos był niski i szorstki co wywołało dreszcz który przebiegł po moich plecach


-Tak. Nazywam się Ava. To taka ksywka-odpowiedziałam


-Ach. Już przez chwilę myślałem że to Harry nadał pani to przezwisko-mężczyzna przybił z jak się okazało Harrym piątkę za przestrzeganie zasad a jego twarde spojrzenie miękło kiedy spoglądał na chłopca


-Tato czy możemy podwieźć ją do domu. Uratowała mnie-zapytał chłopiec


-Słuszna uwaga chłopcze- mężczyzna spojrzał prosto na mnie a ja mimowolnie przełknęłam ślinę-Gdzie mieszkasz Ava?-spytał a ja ze zdenerwowania czułam jak sztywnieje. Uświadamianie ludzi że nie mam domu a zwłaszcza pytania z tym związane nigdy nie należało do łatwych spraw


-Mieszkam...daleko w odległej galaktyce-zażartowałam sądząc że mężczyzna odpuści


-To nie czas na bycie mądralą. Możesz tego nie dostrzegać ale staram ci się pomóc- powiedział z powagą. I moje nadzieje rozpłynęły się. Kiedy nie odpowiedziałam mężczyzna uważnie lustrując mnie przyglądał się mojemu zaniedbanemu wyglądowi. Zamiast spodziewanej kpiny i pogardy na jego twarzy pojawiło się współczucie.-Zamarzniesz na śmierć na tym mrozie


-Ava może mieć kłopoty z tymi zbirami dlatego że mi pomogła. A gdyby zatrzymała się u nas?- chłopiec zapytał patrząc na mężczyznę a ja żałowałam że nie ugryzł się w język


-Poradze sobie. To naprawdę nie jest konieczne panie...- przerwałam właściwie nie znając imienia mężczyzny



-Cornis. Louis Cornis- dokończył nieznajomy. Kojarzyłam to nazwisko nie mogąc sobie przypomnieć właściwie skąd


-Cornis? Gdzie wcześniej słyszałam to nazwisko?- spytałam aby rozwiać swoje wątpliwości


-Ta jest sławny- odparł chłopiec a prawda momentalnie uderzyła we mnie niczym grom z jasnego nieba. Louis Cornis milioner i domiemany szef mafii. To nie jest byle jaki gangster tylko król królów wśród mafii. W co ja się wpakowałam. Cholera musze się stąd wydostać jak najszybciej


-Eee.. miło było pana poznać Panie Cornis ale muszę już iść- odwróciłam się w stronę wyjścia z zamiarem szybkiego opuszczenia tego miejsca ale mężczyzna zatrzymał mnie w miejscu kładąc mocno rękę na moim ramieniu


-Zostań. Proszę. Nalegam-poprosił a ja odwróciłam się w jego stronę przyglądając mu się uważnie


-Dlaczego miałabym z panem iść panie Cornis?- spytałam



-Bo nie chce cię wykopać z powrotem na ulice po tym jak uratowałaś Harrego i potrzebuje odpowiedzi.- wyjaśnił ale widząc wątpliwości w moich oczach dodał- Daje słowo że nic ci nie zrobie. Jeśli o tym mowa to mam raczej u ciebie wielki dług

Myśląc co powinnam zrobić i rozważając możliwości nieświadomie zwróciłam na siebie uwagę jednego z policjantów. Gliniarz wpatrywał się we mnie przez chwilę a rysy jego twarzy z każdą chwilą coraz bardziej twardniały.


-Hej ty...!- krzyknął policjant. Cholera już po mnie. Muszę się stąd natychmiast wydostać


Snow Angel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz