Rzuciła im się w ramiona, głośno płacząc. Otulili ją, milcząc. Kiedy trochę się opanowała, lekko się cofnęła i spojrzała Wilczemu Skowytowi w oczy. Widziała w nich troskę, lecz również wstyd, gdy przypomniał sobie tamtą chwilę. Chwilę, która zmieniła ich relacje na zawsze, niszcząc ich przyjaźń.
- Jest ich dwójka... - zaczęła drżącym głosem. - Dąbek, najstarszy... Strasznie energiczny, rwie się do zabawy... Już chce walczyć. Widać, że będzie dobrze zbudowany, szeroki w barkach. Ma szare futerko w pręgi, z jaśniejszymi przejaśnieniami jak ty. I będzie miał niebieskie oczy... Dokładnie jak ty - spuściła wzrok. - Potem jest Przepióreczka, płowa koteczka... Szczupła, energiczna jak jej brat... Będzie miała zielone oczy.
Nie wspomniała o martwym kociaku. Zadrżała, widząc tą scenę. Jej (lub jego?) czarne futerko z białym brzuszkiem i łatką na nieruchomym oku, którego nigdy nie otworzy. Śmiertelnie zaciśniętą pępowiną na małej, niewinnej szyi...
Trwali tak w milczeniu, w pewnym odstępie od siebie. Postrzępiona Kita zobaczyła nowe blizny z futrze Wilczego Skowyta i Motylego Skrzydła. W porównaniu z nimi wyglądała chudo, mimo potężnej budowy. Strasznie schudła, a brak ruchu odznaczał się zanikiem mięśni, które niegdyś rysowały się pod długim futrem.
Kotka zadrżała, gdy usłyszała zwołanie Jastrzębiej Gwiazdy. Od razu przypadła do ukłonu, nie podnosząc na niego głowy. Tak dawno nie słyszała jego głosu, nie czuła emanującej z niego aury władczości i zdecydowania... Podczas zebrania przywódca oznajmił, że dwie kotki wróciły do obozu, oraz że zaraz wyruszą dwie następne, a będą nimi Cętkowane Futro oraz Łasiczkowa Pręga. Potem Jastrzębia Gwiazda wrócił do swojego legowiska, ani razu nie patrząc na Postrzępioną Kitę.
Już następnego dnia kotka miała iść na walkę. Wiedziała, że jest ryzyko utraty życia, gdyż straciła formę. Jednak gdy tylko poczuła pazury rozcinające skórę wroga, od razu przypomniała sobie wszystkie techniki walki. Stało się to w jednym momencie, jakby uderzył ją piorun z jej wspomnieniami z czasów uczniowskich. Powaliła kota, chociaż ledwo się jej to udało.***
Kotka szybko wkręciła się w walkę, a po czterech księżycach spędzonych w obozie czas leciał jej szybko. Miała wrażenie, że jej życie polega na dobiegnięciu od wschodu słońca do zachodu, byleby przeżyć. Jej umysł został szybko zagłuszony i znów stała się bezmyślną machiną do zabijania, tak zwanym mięsem armatnim. Nie myślała i nie czuła, tylko zabijała. Zapomniała o młodych i o tym, co zrobiła. Chciała więcej, chciała trafić na kolejną walkę. Nie wiedziała, jej kocięta niedługo osiągną wiek czterech księżycy i przyjdą tu jako uczniowie. Dlatego bardzo się zdziwiła, widząc młode w głównym obozie.
- Klanie Niepokonanych! Dzisiaj siedmioro kociąt osiągnęło wiek czterech księżycy, a od teraz będą Dębową Łapą, Przepiórczą Łapą, Wronią Łapą, Krecią Łapą, Pajęczynową Łapą, Wierzbową Łapą oraz Dziką Łapą! Postanowiłem, iż będzie lepiej, jeśli uczniowie nie będą mieli wyznaczonych mentorów, gdyż ci w każdej chwili mogą stracić życie. Wojownicy, którzy mają wolny czas będą losowo wybierali sobie uczniów, którym zrobią trening.
Wiwaty. Bezmyślne wiwaty. Nikomu nawet nie przeszło przez myśl, że brak ceremonii to oznaka ostatecznego odwrócenia się od Klanu Gwiazdy. Nikt już nie rozmawiał o gwiezdnych kotach, gdyż to Jastrzębia Gwiazdq był ich bogiem.
***Kolejne dni, kolejne walki. Postrzępiona Kita nawet nie myślała o tym, co za niedługo się stanie.
I w końcu nadszedł ten dzień. Dzień, który kotka opłakiwała do końca swojego życia. Dzień, w którym straty osiągnęły maksimum. Dzień, który wywrócił życie kotki do góry nogami.
Zaczęło się niewinnie, ot co: kolejny wymarsz na kolejną walkę. Postrzępiona Kita stała na uboczu, gotowa do wyjścia. Nawet nie zauważyła, kiedy zakradli się do niej Dąbek i Przepióreczka. Bo ona nadal ich nazywała jak kocięta.
- Mamo! Możemy pójść z tobą? - zapytał kocurek błagalnie.
- Prooosimy! Będziemy się trzymali na uboczu! - zawtórowała mu siostra.
- Wykluczone! Jesteście uczniami dopiero niecały księżyc! Macie zostać w obozie - odparła zdecydowanie Postrzępiona Kita.
- Ale mamo! - pisnął Dąbek.
- Nie! Pójdziecie na walkę, gdy zostaniecie wojownikami - ucięła rozmowę.
Nie zauważyła psotnego błysku w oczach Dąbka. Odwróciła się i wyszła, myśląc o kolejnym starciu. Zaraz zapomniała o kociętach, które planowały coś strasznego.
Weszła na pole bitwy i zaraz dała się porwać wirowi walki, zabijając piecuchy na ich własnym terytorium. I nagle zobaczyła w tłumie płowe futerko. Stanęła jak wryta, gdy zobaczyła Dąbka i Przepióreczkę oddalających się od pola walki. Pewnie gonili za kotem, który czekał na nich za zakrętem...
Od razu wystrzeliła w ich stronę. Serce zaczęło bić jej szybciej, a wszystko jakby zwolniło. Krzyczała za kociętami, jednak te nie słyszały, gdyż zagłuszał ją hałas walki. A one nadal biegły, nieświadome pułapki. Postrzępiona Kita już dobrze znała numery kotów ze wsi. Potrafiły zaczaić się za rogiem lub na dachu, po czym skoczyć na zdezorientowanego wroga...
- Dąbku! Przepióreczko! Stójcie!! - krzyczała ile mogła, jednak to nie było wystarczające.
Zakręt był coraz bliżej, a ją i młode nadal dzieliła spora odległość.
- Nie!! - wrzasnęła, skacząc.
Niestety, wylądowała lisi ogon za nimi, a w tym momencie zza rogu wyskoczył biały kocur w czarne łaty. Przygniótł piszczącego Dąbka tylną łapą, a prawą rozdzierając Przepióreczkę na strzępy. Mała koteczka wydała z siebie najpierw pisk, a potem gulgot, gdy krew zalała jej wnętrzności. A potem znieruchomiała.
- Nie!! - wrzasnęła Postrzępiona Kita, wstając. Dąbek spojrzał na nią przerażony, a potem jego oczy zaszły mgłą, gdy piecuch przejechał mu pazurami po gardle i brzuchu, a krew trysnęła na jego biało-czarne futro.
Przewróciła piecucha z impetem, przypadając do ciał. Zaczęła uciskać rany, jednak z tyłu głowy miała świadomość, że już za późno.
- Zadowolona jesteś? Ten wasz przywódca to manipulant. Karze wam walczyć, a sam siedzi w ciepłym legowisku! Otwórz oczy i zobacz, co on z wami robi! Niestety, zrobiłaś to za późno, a twoje kocięta przepłaciły za to życiem... - powiedział piecuch, patrząc jej w oczy.
Ryknęła wściekle i skoczyła na wroga, oślepiona rozpaczą. Wykonała niezdarny ruch, a kocur wykonał łatwy unik i czmychnął w alejki.
Znów wróciła do małych ciałek. Panicznie je do siebie przytuliła, jak gdyby mogły jej gdzieś uciec. Wyła. Czuła, że jej serce i dusza są rozrywane na kawałeczki.
- Obudźcie się... Proszę! - zawyła. - Nie żartujcie już... Chodźcie, pójdziemy do medyka, wszystko będzie dobrze... - głos się jej załamał.
Kociaki jednak się nie budziły. Zamiast tego ich ciałami zaczęły wstrząsać pośmierne drgawki.
- Chodźcie... Opowiem wam bajkę... - wyjąkała kotka, przytulając rozprute ciała, a jej futro zabarwiło się na ciemny szkarłat, gdy resztki krwi opuszczały truchła kociaków. - Pobawimy się... Tylko nie zostawiajcie mnie!
Zaczęła je wylizywać, a serce biło jej coraz szybciej. Nie mogła przyjąć do wiadomości, że było za późno. Uciskała rany i szeptała do młodych, że jak się obudzą, to razem się pobawią.
- Nie jestem na was zła! - wykrztusiła. - Proszę, obudźcie się! Obudźcie się, obudźcie się, obudźcie się!!
Było za późno. Nie zdążyła ich uratować. Odskoczyła od ciał i wściekle uderzyła w kamienny budynek, najpierw łapą a potem głową.
- Nie, nie, nie! - krzyknęła, czując zawroty głowy, gdy jej łeb znów zderzył się z ceglaną ścianą.
Przed oczami stanęły jej sceny, jak bawiła się z młodymi, jak razem zasypiali, jak mówiła im, że je kocha. Jak je rodziła, jak rosły z dnia na dzień.
- Nie... - wyszeptała i wróciła do ciał, a z jej głowy leciała strużka krwi.
Trwała tak przy nich długo, strasznie długo. Otuliła je własnym ogonem i zwinęła się koło nich w kłębek, drżąc i płacząc. To moja wina, myślała. To wszystko moja wina!
Gdybym z nimi na ten temat porozmawiała, gdybym bardziej się mimi zainteresowała, to może by ich tu nie było... Byliby bezpieczni w obozie... To wszystko moja wina!
Słowa piecucha głucho odbijały się echem po jej umyśle. Poczuła nagły przypływ wściekłości. Teraz to widziała. Zobaczyła to wszystko. Tą obłudę, którą stworzył Jastrzębia Gwiazda. Królestwo, które wybudował ich łapami. Ciężko pracowali i przelewali za niego krew, a on leżał w ciepłym legowisku. Uważali go za boga, a on miał życie jak w raju.
Ta świadomość uderzyła ją niczym piorun, a sama kotka usłyszała piszczenie w uszach. Gdy pomyślała o Jastrzębiej Gwieździe, poczuła mdłości. Zabiła dla niego dziesiątki kotów, i mogła robić to dalej! Harowała dla niego jak niewolnik, i było jej mało. Robiła wszystko, by ten na nią spojrzał.
Rzuciła kolejne spojrzenia na ciała. Urodziłam je dla niego, a teraz dla niego je straciłam.
Nie słyszała walki. Jej koty pewnie odeszły, zapominając o niej. Już miała schylać się po ciała, gdy nagle się zawahała.
Czy warto było wracać? By znów zostać przez niego zmanipulowamym, zapomnieć o kociakach i dalej zabijać? Nie. Nie chciała tam wracać. Nie chciała słyszeć głosu kocura i go widzieć. Przypomniała sobie to uczucie, gdy wróciła do głównego obozu po urlopie. Wtedy poczuła, że coś jest nie tak... Lecz zaraz uczucie to zostało zagłuszone, gdy usłyszała głos przywódcy.
Teraz dokładnie zrozumiała Ognistego Znaka. Rozumiała jego desperację. Chciał ją uratować, a ona w zamian go zabiła. Chciał ją stąd wyciągnąć, uratować ją, a ona go zdradziła. Zabiła go. Zabiła ich wszystkich.
Potem pomyślała o Wilczym Skowycie i Motylim Skrzydle. Czy była gotowa ich tak po prostu zostawić? Uciec, zostawiając ich tutaj? Musiała. Wiedziała, że stawią opór, a potem ją zdradzą, jak ona Ognistego Znaka. Jeśli chciała uciekać, to sama.
Czy zostawiłaby ich? Przyjaciół, którzy ją wspierali? Jeszcze raz spojrzała na martwe kocięta. Nie wiedziała, co zrobić. Uciekać teraz? A może wrócić do obozu i spróbował przekonać przyjaciół?
Zawyła i jeszcze raz uderzyła głową o ścianę. Nie wiedziała, co zrobić. W końcu podniosła ciała. Gdy wzięła je w pysk, któremuś z kociętom wypadł organ, upadając z plaskiem na ziemię. Kotka nie poczuła jednak obrzydzenia. Już widziała kocie wnętrzności, i to nie raz. Czuła tylko rozpacz. Rozpacz, która pochłonęła ją niczym czarna dziura czy powódź.
Weszła na swój teren, zataczając się i gubiąc kolejne narządy kociąt, które miały rozprute brzuszki. Małe, kocięce brzuszki. Gdy weszła do obozu, wszyscy spojrzeli na nią jak na ducha. Położyła martwe kocięta w kącie obozu i położyła się obok nich, cicho szlochając.
CZYTASZ
Wojownicy: Klątwa Postrzępionej Kity
Short StoryZ dedykacją dla paru fajnych osóbek z rp ~~ Smutne życie Postrzępionej Kity, wojowniczki Klanu Wrony, nad którym przejął władzę okrutny dyktator. Wtedy życie niewinnej kotki zamienia się w piekło. Z resztą, nie tylko jej: wszystkich żywych istot w p...