Rozdział 19

29 1 0
                                    

    Zaraz otoczyli ją Wilczy Skowyt i Motyle Skrzydło. Nie pytali. Najwyraźniej wiedzieli, co się stało. Otulili ją, starając się jej ulżyć.
    - Przepraszam... - wyjąkała Postrzępiona Kita. Sama już nie wiedziała, do kogo skierowała te słowa. Do kociąt? A może do przyjaciół, których chciała porzucić?
    Spojrzała na dziecięce pyszczki martwych maleństw. Były jeszcze takie malutkie... Nawet oczy nie zdążyły im w pełni zmienić koloru. Nadal miały dziecięce proporcje i puch na brzuchu. Powoli przeniosła wzrok na przyjaciół. Spojrzała im w oczy. Nie chciała ich zostawiać. Musiała spróbować ich przekonać.
    - Słuchajcie... Nie widzicie tego? - zapytała cicho, a głos nadal jej drżał.
    Koty spojrzały po sobie zaskoczone.
    - Jastrzębia Gwiazda... - kontynuowała kotka. - Spójrzcie tylko na niego. On nas wykorzystuje...
    Zobaczyła niebezpieczny błysk w oku przyjaciela, który najeżył futro.
    - Rozumiem, że po stracie młodych jest ci ciężko, ale nie możesz tak o nim mówić! - odwarknął kocur.
    Kotka westchnęła. Cicho przytaknęła i zwinęła się w kłębek. Wiedziała, że to nie ma sensu. Są zmanipulowani. Gdyby Jastrzębia Gwiazda rozkazał im zabicie jej, zrobiliby to. Muszę uciec sama, pomyślała.
    I wtedy podszedł do nich Lwi Ryk.
    - Dość tego! - warknął i wyrwał jej martw ciała kociąt. - Zaraz będą śmierdzieć padliną...
    Postrzępiona Kita wpadła w szał. Skoczyła na zastępcę, jednak powstrzymali ją przyjaciele.
    - Nie! - zawyła, gdy zastępca zabrał ciała i wyrzucił je poza obóz. Po prostu, zamachnął się i wyrzucił je poza ścianę obozu.
    - A ty musisz ponieść konsekwencje - zastępca znów się do niej zwrócił. - Byłaś ich matką, więc to twoja wina. Będziesz postowała przez dobę, oraz dostaniesz chłostę.
    Przyjaciele wypchnęli ją na środek obozu. Koty otoczyły ją kręgiem, kiedy Lwi Ryk zaczął chłostać ją łapą z wysuniętymi pazurami. Kotka nie wiedziała, ile uderzeń ma znieść.
    Nie czuła bólu czy upokorzenia. Patrzyła tylko w miejsce, w którym prawdopodobnie leżały ciałka jej młodych. Odzyska je a potem ucieknie.
    Nawet się nie zorientowała, kiedy straciła przytomność. Po prostu, w jednej chwili była, a w drugiej już nie. Odpłynęła w mroczną otchłań rozpaczy.

                                ***

    Gdy się obudziła, był środek nocy, a ona leżała na środku obozu, czyli tam, gdzie upadła. Wszyscy oprócz strażników nocnych spali. Kotka wstała, ignorując ból, gdy rany po chłoście się otworzyły. Musiała znaleźć ciała, jakby miało to przywrócić do życia jej młode. Nadal nie pogodziła się z ich stratą.
    Strażnicy zauważyli jej przebudzenie się, lecz nic nie zrobili z tym faktem. Kotka pomyślała, że nikt nie może jej wykryć, bo wtedy wyślą za nią najszybsze koty w klanie. Musiała być niezauważona. Tylko jak? Oczywiście, mogła poczekać do ranka i wtedy uciec pod pretekstem pójścia załatwienia potrzeb... I chyba tak zrobi. Nie wiedziała, co pocznie, gdy już ucieknie... Może się zabije? A może znajdzie jakąś norę i tam będzie wiodła samotne życie?
    Westchnęła, wchodząc do legowiska wojowników. Postanowiła poczekać do ranka... Może zdąży w tym krótkim czasie przekonać przyjaciół? W to akurat wątpiła.
    Razem ze wschodem słońca powstał i Jastrzębia Gwiazda, wchodząc na swoją skałę i zwołując zebranie. Kotka wyszła razem z innymi i przyjrzała się przywódcy.
    Wcześniej postrzegała go jako niesamowitego i silnego, lecz teraz... Coś się zmieniło. Jego ruchy i sposób, w jaki mówił, wydawał się taki fałszywy... A w jego oczach błyszczała kpina. Śmieje się z nas, pomyślała kotka. Śmieje się nam w twarz, a my za niego walczymy. Gdy kocur powiedział, że dzisiaj po południu idą na kolejną walkę, Postrzępiona Kita ledwo powstrzymała się do wrzasku. Jak wcześniej mogła być taka ślepa? Nie mogła słuchać Jastrzębiej Gwiazdy, wyczuwając jedno wielkie kłamstwo.
    Gdy zebranie się zakończyło, kotka odetchnęła z ulgą i wybiegła z obozu. Pobiegła w miejsce, w którym wylądowały jej kocięta, lecz po ciałach zostało tylko parę kości. Zawyła i zaczęła biec przed siebie, zbliżając się do granicy. Gdy do niej dotarła, zawahała się na krótką chwilę.
    - To już nie jest mój rodzinny klan. To nie jest Klan Wrony - powiedziała smutno i czmychnęła w krzaki.
    Przekroczyła granicę i biegła przed siebie, wściekle dysząc, a łzy skapywały jej pod galopujące łapy. Przed oczami stawały jej sceny, jak traci bliskich. Mamę, tatę, brata, kocięta... Lecz to ta ostatnia strata była najboleśniejsza. Jej niewinne maleństwa. Nie obroniła ich. To była jej wina.
    Biegła dalej, oddalając się od granicy. Będzie cierpiała za to, co robiła. Wiedziała to.

Wojownicy: Klątwa Postrzępionej KityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz