Rozdział 6

33 2 0
                                    

    Mrok. Nieustępliwy, tajemniczy mrok. W taki stanie znajdowała się przez najbliższe dni. Po przebudzeniu nie pamiętała słów rodziny i przyjaciół, którzy regularnie ją odwiedzali. W końcu jednak się wybudziła. Była wtedy zaskoczona jasnością świata, mimo że leżała w jaskini medyka. Samego Żabiego Skrzeku w legowisku nie było, a przynajmniej tak się jej wydawało.
    - Wody... - wychrypiała.
    Poruszyła się, a wtedy jej ciałem wstrząsnął potworny, pulsujący ból. Syknęła przez zaciśnięte zęby.
    - Wody... - znów powiedziała, teraz nieco głośniej.
    Odczekała chwilę. Nic się nie stało. Miała ponowić prośbę, kiedy do legowiska medyka wparował Żabi Skrzek. Mamrotał coś wściekle pod nosem, jednak zaraz się opanował.
    - Oo, obudziłaś się! Dobrze, świetnie. Już się bałem, że zasnęłaś na zawsze... - wymamrotał, dając jej nasączony mech pod pysk.
    Zaczęła łapczywie ssać, niczym kocię pijące mleko matki.
    - Powoli, powoli! - zbeształ ją medyk.
    Szybko wypiła całą wodę, jednak nadal miała wrażenie, że zaraz uschnie.
    - W-więcej... - poprosiła.
    Medyk pokręcił głową.
    - Tyle ci starczy. Nie można pić zbyt dużo naraz... - mruknął bardziej do siebie niż do kotki.
    Potem poprosiła o coś przeciwbólowego, jednak kocur znów zaprzeczył. Po chwili jednak kotka znów odpłynęła, tracąc przytomność.
    Co jakiś czas przebudzała się tylko po to, by zaraz znów zasnąć. Trwało to jeszcze parę dni, lecz jej stan się polepszał. W końcu mogła się umyć. Spędziła nad tym ponad godzinę, dokładnie wylizując poplątane i brudne futro. Naliczyła wtedy wszystkie rany, które zdobyła podczas ostatniej walki. Było ich... Sporo. "To cud, że przeżyłaś" mawiał medyk.
    Szrama w kształcie "x" między oczami, zadrapanie na wardze, poszarpane uszy,  długi ślad pazurów na tylnej łapie, rana na przedniej kończynie oraz wiele zadrapań, z których będzie miała drobne blizny. Tyle ran zdobyła podczas jednej walki. Faktycznie, cud, że przeżyłam, pomyślała.
    Po dłuższym, bliżej nieokreślonym czasie kotka mogła wrócić do legowiska wojowników, jednak medyk zakazał jej wychodzić na patrole, a tym bardziej na walki.
    Kotkę ominęła jedna walka, w której zginął ojciec Wilczego Skowyta i Motylego Skrzydła. Postrzępiona Kita i Ognisty Znak pocieszali ich jak umieli.
    - On zginął w słusznej sprawie... Po prostu musimy się z tym pogodzić - powtarzała Motyle Skrzydło.
    Dni mijały. Nie było żadnych walk, co trzymało Klan Wrony w napięciu. W końcu jednak zapadła decyzja, która musiała kiedyś zapaść...
    - Klanie Wrony! - zaczął swą przemowę Jastrzębia Gwiazda. - W tej walce straciliśmy wiele kotów, a Klan Wrzosu nie wygląda, jakby chciał to zakończyć! Nie możemy dłużej tak trwać! Klan Wrzosu stanowi zagrożenie dla nas wszystkich, w tym dla Klanu Liścia. Długo rozmyślałem nad tą decyzją... Ale zdecydowałem. Klanie Wrony, Klan Wrzosu musi opuścić terytorium klanów!
    Najpierw zapanowała cisza. Po chwili jednak jeden kot zaczął wiwatować, a za nim kolejni, i kolejni. Tylko Ognisty Znak siedział cicho, z zaciśniętymi ustami.
    - Nie cieszysz się, Ognisty Znaku? - zapytała niepewnie Postrzępiona Kita.
    - A z czego mam się cieszyć? Że wybijemy cały klan?! - w jego błękitnych oczach zalśnił ogień wściekłości.
    Postrzępiona Kita, zaskoczona gwałtowną reakcją brata, cofnęła się o krok.
    - A-ale... Posłuchaj Jastrzębiej Gwiazdy! Klan Wrzosu stanowi zagrożenie dla nas wszystkich! - zaprotestowała kotka, zerkając na wspaniałego przywódcę.
    Ognisty Znak tylko coś fuknął i odszedł, wściekle machając ogonem. W pierwszej chwili Postrzępiona Kita się na niego rozzłościła. Przecież Jastrzębia Gwiazda ma rację! Trzeba wygnać Klan Wrzosu, zanim dojdzie do tragedii! Zaraz jednak poczuła wyrzuty sumienia i zrozumienie. Ognisty Znak pewnie nie chce zabijać, tak jak ona... Tylko on nie rozumie, że trzeba to zrobić. Trzeba, bo Jastrzębia Gwiazda tak powiedział, a on zawsze ma rację!
    Jakby na podkreślenie jej myśli przywódca spojrzał na nią przelotnie, a jego oczy mówiły: ja zawsze mam rację.
    Ognisty Znak po prostu się boi, wmawiała sobie. Porozmawiam z nim.
    I tak zrobiła. Poszli do lasu, tylko oni. Usiedli w dogodnym miejscu, a Postrzępiona Kita jako pierwsza zabrała głos.
    - Ognisty Znaku... Wiem, że się boisz... Rozumiem to. Ja też się boję, nie chcę zabijać... Ale trzeba.
    Spojrzał jej w oczy.
    - Nie jestem przekonany do tego wszystkiego... Coś mi tu nie pasuje.
    Przekręciła głowę, nie bardzo rozumiejąc.
    - No wiesz... - kocur znów zaczął mówić. - Czyż to nie jest podejrzane i dziwne, że Jastrzębia Gwiazda...
    Nie zdążył dokończyć, gdyż zbulwersowana Postrzępiona Kita mu przerwała.
    - Co? Czemu obwiniasz Jastrzębią Gwiazdę? On jest świetnym przywódcą! Zobacz, ile mu zawdzięczamy! - kotka zaczęła bronić kocura swoich marzeń.
    Ognisty Znak pokornie zwiesił głowę i ruszyli polować. Przez cały patrol milczeli.
    I w taki sposób ich relacje powoli zaczęły się psuć.
   
                               ***

    Nadeszła noc spotkania trzech klanów przy Trzech Dębach. Jednak Jastrzębia Gwiazda miał inne plany co do tej nocy.
    - Klanie Wrony! Dzisiaj jest pełnia, czyli spotkanie z klanami, jednak ja postanowiłem, że wykorzystamy to, by ostatecznie zaatakować Klan Wrzosu!
    Wszyscy ryczeli zadowoleni, z rządzą krwi w oczach. Nikt nie pamiętał słów Jastrzębiej Gwiazdy jeden księżyc temu: spotkanie przy Trzech Dębach to święty moment. Trzeba wtedy zaprzestać wszystkich walk!
    Tylko jeden kot się sprzeciwił.
    - Skandal! - wrzasnął Żabi Skrzek, na co wszyscy ucichli. - Sam mówiłeś, że to jest święty czas! Pod żadnym pozorem nie wolno atakować w pełnię!
    Jastrzębia Gwiazda przeszył go lodowatym spojrzeniem, jednak nie zabrał głosu.
    - W ogóle, posunąłeś się za daleko! - kontynuował starszy medyk. - A ta pułapka na ciebie i Iskrzącą Gwiazdę?! Byłeś tam tylko ty i on, a wszyscy wiemy, że pragniesz władzy! Czy nie uważacie tego za dziwne? - kocur spojrzał na tłum kotów.
    I wtedy Jastrzębia Gwiazda pokazał swoje prawdziwe oblicze. Trwało to tylko chwilę, lecz Postrzępiona Kita i parę innych kotów zdążyło to zauważyć.
    Wzrok przywódcy stał się tak przerażający, że Postrzępiona Kita miała potem koszmary. Przerażające, niekocie spojrzenie pełne krwiożerczej nienawiści. Sam kocur warknął niczym wielka bestia, groźniejsza niż jakikolwiek pies. Trwało to jednak sekundę, gdyż przywódca nagle się opanował. Jego spojrzenie się uspokoiło, a z głębi jego gardła przestał wydobywać się straszny warkot.
    Wielki Klanie Gwiazdy, on jest potworem! Przeleciało przez myśl Postrzępionej Kicie.
    - Co zrobimy z takim kotem, klanie? - zapytał spokojnie Jastrzębia Gwiazda.
    Przez chwilę nikt się nie odzywał. Wszyscy patrzyli przerażeni na przywódcę. Jego oczy jednak mówiły: nie widzieliście tego.. Tylko wam się wydawało.
    - Zabić! Zabić! - wrzasnął tłum.
    Postrzępiona Kita się zawahała. Nadal miała przed oczami tamtego Jastrzębią Gwiazdę.
    - W takim razie zróbcie co uważacie za słuszne, Klanie Wrony! - powiedział przywódca.
    Tłum rzucił się na Żabiego Skrzeka. Zawsze go szanowali, nie tylko ze względu na wiek. Był lubiany, mimo swojego charakteru. A teraz? Cały klan się na niego rzucił, rozrywając go na strzępy. Wystarczyło tylko spojrzenie Jastrzębiej Gwiazdy... Postrzępionej Kicie przez głowę przeszła myśl, czy własnych rodziców też by tak rozszarpali, gdyby przywódca im kazał.
    Ona stała z boku i biła się z myślami. Spojrzała na Jastrzębią Gwiazdę. "Jesteś moją lojalną wojowniczką?" pytały jego oczy. "Jeśli tak, to pomóż pobratymcom..."
    Ognisty Znak również stał i nie atakował.
    Spojrzenie Jastrzębiej Gwiazdy nieco się zmieniło. "Zaatakuj go!"
    W końcu zdecydowała. Już miała skoczyć, kiedy zakrwawione koty cofnęły się od ciała medyka. Postrzępiona Kita prawie zwymiotowała, gdy zobaczyła to, co z niego zostało.
    Miazga. Krwawe resztki. Nie było można określić, gdzie jest głowa. Oderwane kończyny wylądowały lisi ogon od ciała. Krew. Wszędzie krew. Wnętrzności, które ciągnęły się jak sznurowadła.
    - Widzicie, jak skończy każdy, kto mi się sprzeciwi. Kto NAM się sprzeciwi! Dobrze, a teraz omówmy strategie wojenną!
    Jak gdyby nigdy nic wszyscy usiedli na swoje miejsca, słuchając Jastrzębiej Gwiazdy.
    - Dobrze! W takim razie wyjdziemy z obozu, jak gdybyśmy szli na spotkanie... Ale pójdziemy wszyscy, wojownicy i uczniowie. Nie zostawimy obrony w obozie, bo oni nie będą się tego spodziewali. Wtargniemy wprost do obozu Klanu Wrzosu. Nie litujcie się nad wrogiem! Zabijajcie wszystkich, jasne?! Wszystkich!
    Tłum zawiwatował. Po wojennych obradach Jastrzębia Gwiazda spojrzał na resztki Żabiego Skrzekotu.
    - Zabierzcie stąd ciało tego zdrajcy. Niech wrony się nim zajmą - powiedział, brzydząc się wymówić imię zmarłego medyka.
    - Błotnista Sadzawko! Znajdź sobie kogoś na ucznia, najlepiej dwóch. Sam nie dasz rady nas wszystkich uleczyć.
    Kocur pokiwał głową, a wtedy z tłumu wyszedł Lisia Blizna, szary kocur. Niedawno przeszedł do starszyzny.
    - Ja pomogę! Nie jestem jeszcze taki stary, dam radę. Chcę się przydać!
    Jastrzębia Gwiazda się uśmiechnął.
    - Doskonale!
    Wszyscy się rozeszli, a kilka kotów posprzątało ciało medyka, którymi już zajmowały się wrony. To straszne, pomyślała Postrzępiona Kita. Nikt nie zasługuje na taką śmierć i taki pochówek... Tym bardziej medyk! I w tym momencie Jastrzębia Gwiazda spojrzał jej w oczy. Trwało to sekundę, co było chyba najdłuższym spojrzeniem, jakim obdarzył Postrzępioną Kitę. W jego oczach było widać determinację i namiętność. Kotka poczuła, że łapy się pod nią ugięły. Potem przywódca posłał takie samo spojrzenie Ognistemu Znakowi.

Wojownicy: Klątwa Postrzępionej KityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz