Zaczęli walkę o zachodzie słońca. Trwała ponad pół godziny. Pod sam koniec, kiedy było widać przegraną, Postrzępiona Kita została ranna w brzuch. I to nie byle jak. Jej przeciwnik uśmiechnął się, już ciesząc się wygraną. Ona wykorzystała ten moment, przewalając go i od razu przegryzając szyję. Kiedy jego ciało padło na ziemię, kotka się zachwiała, czując piekielny ból w brzuchu. Wiedziała, że jest mocno ranna. Zataczając się, zeszła z pola walki i schowała się w krzaku. Medycy byli po drugiej stronie polany... Zaczęła tam iść, coraz bardziej się chwiejąc, zostawiając za sobą krwawy ślad. Dasz radę, mówiła sobie w myślach. Dasz radę!
Niestety, nie podołała zadaniu. Słysząc pisk w uszach, runęła jak długa, a świat nagle zniknął.
Obudziła się kilka minut później. Czuła odrętwienie i niewyraźny ból. Z trudem podniosła łeb, który ważył zdecydowanie za dużo, i się przeraziła: nikogo na polanie nie było, oprócz ciał, nad którymi ucztowali padlinożercy. Gdy spojrzała w stronę terytorium Klanu Wrony, dostrzegła tam rudy ogon, który zaraz zniknął za drzewem. Była otępiała, lecz zrozumiała, co się stało: jej pobratymcy uciekli z pola walki, zostawiając ją.
Pewnie uznali mnie za martwą, pomyślała. Chciała krzyknąć, by się po nią wrócili, lecz z jej gardła wydobył się tylko słaby bulgot. Gdy wyjrzała zza kryjówki, dostrzegła coś jeszcze: wracającą z pola bitwy Klan Liścia.
Mój klan odszedł pierwszy, czyli przegraliśmy, zorientowała się.
Znów ponowiła próbę krzyknięcia, z tyn samym rezultatem. Nabrała powietrza w płuca i wstała jednym ruchem na trzęsących się łapach. Wypuściła powietrze i nabrała nowego wdechu, postawiając pierwszy krok. Udało jej się pozostać na łapach, co było sukcesem.
Była nieźle poturbowana: oprócz groźnej rany na brzuchu był zadrapany pysk, a jej długie futro na piersi lepiło się od rany, która była ledwo widoczna.
Kolejny krok.
Myśl o tym, że czeka ją długa droga nie była pocieszająca.
Kolejny krok.
Chyba że ich dogoni... Z rannymi raczej nie poruszają się szybko.
Kolejny krok.
Wyszła z krzaków, wkraczając na pole, gdzie leżało mnóstwo ciał. Niektóre były jej robotą.
Kolejny krok.
Kruk obok niej jednym ruchem wydziobał gałkę oczną i z satysfakcją wyjął przez oczodół mózg.
Kolejny krok.
Spojrzenia martwych. Osądzające, zamglone spojrzenia.
Kolejny krok.
Potknęła się o wysuniętą nogę, upadając prosto na trupa. Kruki odleciały nieco dalej, zaczynając ucztować gdzie indziej. Podniosła łeb, patrząc, na kogo wpadła. Nie poznawała tego kota. Nie dawało się określić wieku, głównie przez rany, zaschniętą krew i robotę ptaków.
Ciała. Były wszędzie, a w powietrzu unosiła się woń krwi i śmierci.
Dźwignęła się i zaczęła iść dalej, zataczając wię na drżących łapach. Kręciło jej się w głowie, a zaraz poczuła zimno, mimo że była wiosna. Zaraz potem pojawiły się mroczki.
Znów upadła, tym razem na skraju polany, a wtedy zaczęło kropić.
Wstała i przeszła parę kroków, znowu się przewracając.
Kolejne powstanie i kolejny upadek.
I znowu.
I znowu się przewróciła. Niestety, tym razem nie miała sił by wstać. Westchnęła i przekręciła się na grzbiet, patrząc w niebo i mrużąc oczy.
Śmierć. Tyle razy się o nią otarła... Wydawało się, że teraz jej nie ucieknie. Była tego pewna. Nabrała powietrza w płuc, a jej tylną łapę ogarnęły skurcze. Zamknęła oczy a gdy znów je otworzyła, po jej policzkach spłynęły dwie łzy.
- Przepraszam - wychrypiała.
Pomyślała o Jastrzębiej Gwieździe. Wszystkich spojrzeniach, jakie wymienili. O jego pięknym, niskim głosie i czystym, lśniącym futrem... Umięśnionym ciele i poszarpanym prawym uchu... Cienkiej bliźnie na lewym boku i pysku.
Czując nikły przypływ sił, wstała i przeszła kilka kroków, po czym znów poległa, prosto w błoto. Nabrała powietrza w płuca i znów się dźwignęła, dysząc.
- Nie poddasz się, co? - usłyszała za swoimi plecami znajomy głos.
Zmarnowała swoje siły, odwracając się w tamtą stronę, i nie uwierzyła, kogo tam zobaczyła: Ognistego Znaka. Jego prawe oko krwawiło, jakby został zraniony sekundę wcześniej. To samo tyczyło się rany na brzuchu i gardle. Z jego brzucha zwisały jelita, niczym krwawy, gruby sznur.
- Odejdź! - warknęła, znów marnując siły.
Wiedziała, że to zwidy. Przedśmiertne zwidy.
- Poddaj się! - warknął Ognisty Znak, a w jego oku błysnęła furia.
Potem zza krzaka wyszedł Borsuczy Ogon i usiadł obok rudego kocura.
- Nie poddawaj się - powiedział. - Jastrzębia Gwiazda by się zawiódł, nieprawdaż?
Zacisnęła szczęki i poszła dalej, nie odwracając się.
- Poddaj się!
Nie słuchaj go, wmawiała sobie. Nie słuchaj go...
Wkroczyła w kałużę błota, nie widząc poplątanych gałązek ostrokrzewu z kolcami, które po chwili poprzebijały jej poduszki łap. Ona jednak się nie zorientowała, czując odrętwienie i chłód.
Nagle krzaki obok niej zadrżały. Kotka instynktownie położyła się w błocie, dopiero wtedy orientując się o obecności kolców, gdy te wbiły się jej w pysk, poraniony brzuch oraz pierś. Starała się nie pisnąć, leżąc nieruchomo. Usłyszała, jak patrol Klanu Liścia wychodzi z krzaków.
- Dziwne... - mruknął głos.
- Mają szpiegów, nie pamiętasz? - odpowiedział mu drugi, niższy. - Zwiadowcy, czy jak im tam.
Nie ruszaj się, powtarzała sobie w myślach. Nie ruszaj się, nie ruszaj się... Zaczynała się dusić, gdy błoto dostało się do nozdrzy. Starała się nie drżeć, nie ruszać się.
- Mhm... - odezwał się trzeci głos.
Idźcie już, pomyślała Postrzępiona Kita. Idźcie już!
- Idziemy dalej - w końcu powiedział pierwszy głos.
Kotka usłyszała, jak odchodzą. Odczekała kilka sekund, po czym podniosła pysk, cały w kolcach. Błoto bryznęło z nosa, gdy kotka wydmuchała. Leżała tak przez chwilę, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pewnie tu wrócą, pomyślała. A wtedy będzie po mnie...
Spróbowała dźwignąć się, jednak zaraz łapy się pod nią rozjechały. Zaczęło jej się kręcić w głowie, aż kotka odniosła wrażenie, że jest na karuzeli.
- Poddaj się! - zobaczyła przed sobą wściekłego Ognistego Znaka.
Prychnęła i ponowiła próbę wstania, z tym samym rezultatem. Pysk wpadł w błoto, wbijając się w kolejne kolce. Westchnęła, czując coraz większe odrętwienie, które powoli sięgało reszty jej ciała. Nagle świat stał się czarno-biały, a potem znów kolorowy. Działo się to w rytm bicia jej serca, a rytm ten powoli zwalniał.
Dam radę! Pomyślała o Jastrzębiej Gwieździe, o jego ostatnim spojrzeniu... Nie mogę umrzeć!
Zaczęła się czołgać, ciężko dysząc.
Kolory... Znikały i pojawiały się, coraz wolniej...
Dźwięki... Czyżby jej się wydawało, że słyszy krążącego na nią kruka, czekającego, aż upadnie i nigdy nie wstanie?
Zapachy... Czuła tylko błoto i krew, które zmieszały się w jej nozdrzach.
Przeszła kilka lisich ogonów dalej, coraz bardziej opadając z sił. Musi dać radę, musi!
Dotyk... Zorientowała się, że nie czuje pod sobą gruntu... Czuła tylko chłód, coraz większy i większy...
Usłyszała za sobą stłumiony szelest. Od razu przypadła do ziemi, pyskiem w błoto. Patrol wrócił. Rozmawiali o czymś, jednak głosy były zbyt stłumione, by Postrzępiona Kita mogła ich zrozumieć. Stłumione... Przecież ma uszy na wierzchu! Dlaczego głosy są takie rozmazane i niewyraźne...?
Patrol roześmiał się z żartu kolegi, po czym zaczęli powoli się oddalać... Ich przejście tędy trwało zaledwie dwie minuty, jednak Postrzępiona Kita miała wrażenie, że trwało to wieki. W końcu jednak odeszli. Kiedy kotka spróbowała wyciągnąć przed siebie poranione przednie łapy, odkryła, że nie może. Nie czuła ich w ogóle...
- Nie, nie, nie... - jęknęła, próbując poruszyć palcami. Nic.
Westchnęła, a z oczu zaczęły lecieć jej łzy, które po drodze na ziemię zabarwiły się od krwi.
- Nie, proszę... Proszę... - błagała niewiadomo kogo, próbując odzyskać czucie w łapach.
Upewniła się, czy może poruszyć tylnymi łapami. Okazało się, że tak, chociaż robiła to z opóźnieniem... Tak jak wszystko. Nabrała powietrza w płuca i mocno zaparła się tylnymi łapami w błoto, po czym się odepchnęła.
Przesunęła się zaledwie o kilka milimetrów, a cały ruch kosztował ją wiele wysiłku... Lecz jakie miała wyjście? Tym sposobem zaczęła mozolnie ciągnąć się do przodu, czując, jak zwalnia coraz bardziej.
- Uparta jesteś - warknął siedzący obok niej Ognisty Znak.
Przekroczyła granicę. To była już połowa sukcesu... Teraz patrol będzie dla niej oznaczał ratunek, a nie koniec.
Mimo to z tyłu głowy wiedziała, że nie da rady. Zakażenie wdało się już w przednie łapy, pozbawiając ją zdolności ruchu... To samo z brzuchem. To tylko kwestia paru minut, zanim i tylne łapy odmówią jej posłuszeństwa. A zawroty głowy, zwidy i inne objawy agonii wcale jej nie pomagały... A mimo to parła do przodu, starając się myśleć o Jastrzębiej Gwieździe, chociaż nawet to stało się dla niej problemem.
Śmierć... Widziała ją. Była wszędzie, coraz bliżej... A może już otuliła ją swoim czarnym płaszczem? Śmierć... Czym była?
Zaraz się przekonam, pomyślała słabo.
Wpadła w kolejne bagno, lecz tym razem bez kolców. Niestety, błoto tylko ją spowalniało.
Śmierć... Już tu była. Bezkształtna, ubrana na czarno postać. Podeszła do niej, rozwijając swe czarne jak smoła rozłożyste skrzydła. Postrzępiona Kita spojrzała jej w oczy, mroczne ślepia... Lecz śmierć nie wyglądała strasznie. Była zbawieniem, uwolnieniem od bólu. Kotka wyciągnęłaby w jej stronę łapę, gdyby tylko mogła.
- Zabierz mnie... Ze s-sobą... - wychrypiała, po czym zaczęła kaszleć błotem oraz ciemną, niemal czarną krwią.
Śmierć otuliła ją swoim skrzydłem, a wtedy wszystko zniknęło. Wszystko: ból, odrętwienie, zawroty głowy, strach...
Oraz świadomość.
![](https://img.wattpad.com/cover/330544073-288-k446593.jpg)
CZYTASZ
Wojownicy: Klątwa Postrzępionej Kity
Historia CortaZ dedykacją dla paru fajnych osóbek z rp ~~ Smutne życie Postrzępionej Kity, wojowniczki Klanu Wrony, nad którym przejął władzę okrutny dyktator. Wtedy życie niewinnej kotki zamienia się w piekło. Z resztą, nie tylko jej: wszystkich żywych istot w p...