Rozdział 3

300 27 1
                                    

Aonung

Dużo myślałem, i tym co się stało, jak wiele zła może wyrządzić człowiek z nieba istocie żyjącej na Pandorze. Jake Sully był jednym z nich ale jednak coś się w nim zmieniło, był taki jak my, poza tym że miał 5 palców. Jego dzieci też, poza Tuk i Neteyamem.
Właśnie, Neteyam, było w nim coś czego nie umiałem określić, nie mamy dobrego kontaktu, czasem gadaliśmy, nauczyłem go pływać na ilu, i pokazałem mu tulkuny i mojego duchowego brata,  mieliśmy nawet bójkę ale nie potrafiłem go nie lubieć. Lubie go, ale jak bardzo, i czy on lubi mnie?

Postanowiłem sobie że będę więcej z nim spędzać czasu, po tym jak rodzina Sully miała zostać w naszej wiosce na dłużej. Nie miałem kiedy z nim gadać gdyż większość dni spędzał w domu z powodu obrażenia, to było dziwne ale gdy został ranny martwiłem się o niego. Byłem przy nim gdy go opatrywano i czasem specjalnie przechodziłem koło jego Marui by sprawdzić jak się ma, wielkości spał, po tygodniu przestałem bo Tuk zaczęła zadawać pytania.

W końcu po 2 miejscach mógł wyjść z domu, chciałem z nim pogadać, nie wiedziałem o czym, po prostu chciałem. Postanowiłem że pogadam z nim wieczorem.

Wieczorem wziąłem ilu, i szukałem Neteyama. Siedział sam na plaży obok swojego Mauri i rozmawiał z ikranem, ciekawe jak to było latać.
Podpłynąłem
- Hej- przywitałem się
- cześć
- jak się czujesz?
- lepiej, mogę w końcu wyjść z domu
- skoro tak to może przepłyniemy się gdzieś, wioska się zmieniła i w nocy wygląda inaczej.
- mówisz poważnie? Czy zostawisz mnie jak Lo'aka na pożarcie?
- bez przesady, dopiero co wyzdrowiałego nie porzuciłbym by znowu otarł się o śmierć, obiecuje że będę przy tobie cały czas i cię nie zostawię.
Sam się dziwiłem że to powiedziałem, ale chciałem żeby mi ufał.
- no dobra, skoro obiecasz- odpowiedział i zawołał ilu.

Pływaliśmy do łowisk i gadaliśmy, jak na to że nasz kontakt nie był najlepszy to gadało nam się całkiem dobrze, gadaliśmy o rodzicach, o przeszłości i okazało się że mamy więcej wspólnego niż mi się wydawało. Gdy opowiadał o lesie w którym się wychował, wyglądał naprawdę pięknie, jego warkocze leki się ruszały od niewielkiego wiatru a twarz była promienna ale też smutna, nie spodziewałem się że ktoś zrobi kiedyś na mnie takie wrażenie. Wspomniał że chcę wrócić do lasu, wtedy był smutny chciałem go przytulić ale nie mogłem, zacząłem się z kim dogadywać nie chciałem tego zepsuć.

Odprowadziłem go do domu i później wróciłem do swojego. Wtedy dotarło do mnie co czuje, nie rozumiałem tego ale wiedziałem że Neteyam nie jest zwykłym kolegą. Przeraziło mnie to, nie mogłem spać, postanowiłem wyjść i poszedłem na kamienie niedaleko domu. Usłyszałem że ktoś za mną idzie, to była Tsireya nie wiedząc co zrobić po prostu ją przytuliłem i rozpłakałem się. Nic nie rozumiałem.

Mogło by tak być /Avatar / A+NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz