Rozdział 7

241 21 3
                                    

Aonung

Weszliśmy do lasu i od razu Net pobiegł skacząc ze szczęścia, biegłem za nim, nie tak szybko jak on, kamienie wbijające się w stopy znacznie mnie spowolniły. W końcu straciłem Neta z oczu, biegłem dalej słysząc jego śmiech, nagle się zatrzymałem tuż przed przepaścią.
Brzegi łączyło przechylone drzewo, na drugim brzegu był Net, to oznaczało że muszę przejść po drzewie, było to trudne bo nie było niczego do złapania by nie spaść, wahałem się, Net to zauważył as wkoncu krzyknął:
- no chodź nic ci się nie stanie!
- a jak spadnę
- nie spadniesz - łatwo mu mówić u siebie pewnie przechodził przez takie drzewa codziennie.
Wkoncu wyszedłem na konar drzewa i ostrożnie stawiając kroki szedłem po nim. Stanąłem, rozejrzałem się, las byl naprawdę ładny, już miałem iść dalej gdy straciłem równowagę i prawie spadłem, złapałem się gałęzi wystającej z drzewa.
-Nung!- zawołał Neteyam - trzymaj się!- usłyszałem jak wydaje z siebie jakiś okrzyk, nie był mi on znany.
Starałem się trzymać gałęzi, ale ona nie wytrzymała mojego ciężaru i urwała się. Już myślałem że umrę albo będę ciężko ranny ale poczułem że coś mnie łapie, to Neteyam, na ikranie, uratował mnie, wdrapałem się na latające stworzenie i nie wiedząc co robić przysunąłem się do Neta przylegając do niego, musiał to odczuć bo się wzdrygnął. Miałem zamknięte oczy,
- otwórz oczy - powiedział spokojnie, pomału je otwierałem, dostrzegłem że latamy między drzewami, to było niesamowite
- woow- powiedziałem z wrażenia, las byl oszołamiający z tej perspektywy.
- co nie że pięknie, jest podobny do mojego, tutaj czuje się prawie jak w domu - ucieszyły mnie te słowa, to chciałem usłyszeć przeprowadzając go tu.
Wylądowaliśmy na najwyższym z drzew, miało ona ogromne twarde liście więc bez problemu mogliśmy na nim stać,
- ładnie ci w rozpuszczonych włosach - wtedy zdałem sobie sprawę że mam je rozwiązane,
- dzięki, nie lubię tak pływać, wole mieć koka,
- rozumiem, ale mi się takie bardziej podobają - podszedł od tyłu, stał bardzo blisko mnie, czułem jego oddech na moim ramieniu, staliśmy tak milczeniu, odsunął się i wyszeptał
- dziękuję - odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy, były większe niż zawsze,
- to ja dziękuję, uratowałeś mnie,
- a ja przepraszam, mogłem iść z tobą a nie cię wyprzedzać, od razu zaprowadziłem cię tam gdzie mogłeś zginąć- zesmutniał
- martwiłeś sie gdy tak zwisałem? - odpowiedziałem w żarcie, ale on tego tak nie potraktował
- oczywiście że się martwiłem, mogłeś zginąć! Przeze mnie, stracił bym przyjaciela- ostanie słowo wypowiedział ciszej, zauważyłem że Net ma w naturze martwić się za wszystkich. Widziałam że ma łzy w oczach, podeszedłem i przytuliłem go, wtulił się w moje dość długie włosy, ja wtuliłem swój policzek w jego głowe gdyż był domenie nieco niższy, trwaliśmy w ucisku parę min w końcu się oderwaliśmy i patzrac sobie w oczy nasze usta się złączyły, to było niesamowite, byłem szczęśliwy sądząc po tym że odwzajemniał mój pocałunek on też. Nasze czułości przerwał krzyk ikrana który nas obserwował, oderwaliśmy się od siebie i z radością w oczach spojrzeliśmy na siebie, usmiechneliśmy się i położyliśmy się. Net dał swoją głowę na moją klatkę a ja bawiłem się jego warkoczami. Zasnęliśmy

Mogło by tak być /Avatar / A+NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz