Rozdział 12

199 20 0
                                    

Aonung

Wieczorem gdy opowiadałem Netowi jak poznałem mojego duchowe brata, poczułem że opiera głowę o moje ramię, zasnął. Musiałem coś zrobić, nie zostawił bym go tu, wziąłem na ręce i zaniosłem do swojego Mauri. Nasi rodzice zostali na imprezie, pewnie wrócą pijani i od razu pójdą spać, więc nie musiałem się martwić.
Położyłem go na łóżku sam ułożyłem się za nim.

Rano usłyszałem krzyki.
- Neteyam!  Neteyam! - to Lo'ak.
Wstałem i poszedłem go szukać.
Znalazłem go i przyłożyłem rękę do buzi by nie mógł nic powiedzieć.
- Zamknij się idioto, połowa ludzi śpi a ty drzesz mordę.- polizał mi dłoń od środka - fuj, pojebany jesteś.
- sory, ale nie było go w domu, więc myślałem że gdzieś zemdlał czy coś, wiesz gdzie jest?
- wiem, zasnął na kamieniach, to wziąłem go do siebie i tam został na noc.
- aha.. a ty gdzie spałeś?- uśmiechał się dziwnie
- ja..y...- nie dokończyłem
- z nim? No gadaj- szturchając mnie w ramię.
-no dobra położyłem się z nim.
- a więc jest coś między wami??- zapytał uśmiechnięty.
Japierdole czemu każdy teraz nas o to podejrzewa.
- nie wiem, niech sam ci powie - odpowiedziałem, nie chciałem żebym znowu komuś powiedział, pomimo że tego nie chciał- a teraz idź i daj innym spać.- powiedziałem i wszedłem do swojego Mauri.
Wiedziałem że już nie zasnę, poszedłem sprawdzić czy Net nadal śpi, nie spał, leżał na boku tyłem do mnie, podeszedłem i pocałowałem w policzek, odwrócił się do mnie.
- Hej- powiedział uśmiechnięty, usiadłem koło niego.
- Hej, jak się spało?
- z tobą najlepiej, czemu tak szybko wstałeś?
- Lo'ak cię szukał, powiedziałem mu że śpisz.
- aha.. i co teraz będziesz robił?
- ja.. pewnie cos zjem i pójdę do tulkuna.
- chciałbym z tobą go zobaczyć ale nie mogę.- powiedział smutny
- gadałem z mamą i powiedziała że jeśli będziesz ostrożny i nie będziesz zbyt długo pod wodą to możesz pójść.
- serio?!
- tak, plus ja będę cię pilnował.
Wstał i przytulił się do mnie, ja też go przytuliłem.

Zjedliśmy szybkie śniadanie i poszliśmy do wody. Zawołałem ilu, usiadłem pierwszy a za mną Net, trzymając ręce na moim brzuchu.
Popłynęliśmy do mojego duchowego brata. Zsiadłem z ilu i popłynąłem do niego, przywitałem się i poprosiłem żeby się wynurzył tak żeby można było siedzieć na jego płetwach. Zgodził się i zrobił to o co go poprosiłem. Wypłynąłem i zobaczyłam że net mi się przygląda, wziąłem go za ręce i popłynęliśmy, usiedliśmy na płetwie tulkuna i rozmawialiśmy.

Rozmowy zajęły cały poranek aż do południa, później odprowadziłem Neta do domu i poszedłem na obiad, przyszedłem jako ostatni.
- czemu się spóźniłeś?- zapytał ojciec
- byłem odprowadzić Neteyama.
- a gdzie byliście? - dopytywał się strasznie.
- u tulkunów.
- razem? - zadawał pytanie, wszystkie prowadziły do tego samego.
- Tak, razem. Nie może jeszcze za bardzo pływać więc mu pomagałem.
- a... Słuchaj synu, coś nie coś o was słyszałem, pewnie się domyślasz, powiedz nam wszystkim, czy to prawda?- zapytał, nie wiedział że mam i Tsireya wiedzą, no ale nie miałem wyjścia.
- chodzi o..? - wolałem się upewnić.
- o ciebie i starszego syna Sully, coś między wami jest?- czyli widział.
- a.. no więc, tak, można uznać że jesteśmy razem.- odpowiedziałem i popatrzyłem na ojca który patrzył na matkę. Porozumiewali się bez słów, czekałem na reakcję ojca. W końcu się odezwał.
- W porządku, ale zdajesz sobie sprawę że  Olo'eyktan musi mieć potomstwo, inaczej dzieci Tsireyi jak dorosną zastąpią twoje miejsce.- powiedział stanowczo.
Nie myślałem jeszcze o nas w ten sposób, ale będę musiał pogadać z Netem o naszej przyszłości.
- wiem, nie myślałem jeszcze o przyszłości, a obiad to nie jest odpowiednia pora na poważne rozmowy. Pozwól że pomyśle nad tym.
- dobrze.
Później w spokoju jedliśmy obiad gadając i tulkunach.

Po obiedzie poszedłem do domu Sully by porozmawiać z Netem. Gdy zapukałem, otworzył mi Net, byk smutny, nie wiedziałem dla czego.
- coś się stało?- zapytałem zaniepokojony.
- moja babcia, umarła, musimy wrócić- i rozpłakał się. Był wrażliwy co zdążyłem zauważyć.
- Ciii... - próbowałam go uspokoić, nie wiedziałem jak- może przejdziemy się  gdzieś? Może poczujesz się lepiej.
- Dobrze - osunął się i złapał mnie za rękę.
Szliśmy na plażę, która była daleko od wioski, trzymając się za ręce, Net co chwilę szlochał. Usiedliśmy na piasku,
przytuliłem go do siebie, i znowu się rozpłakał. Nie pytałem o nic, chciałem żeby sam mi powiedział, jak bedize chciał. Przytulaliśmy się długo w ciszy, w końcu się odezwał.
- nie chcę tam wracać, chcę być przy tobie.
- Net... Nie chcę cię zmuszać ale poleć, później możesz żałować że cię tam nie było.
- Ale ja nie chcę lecieć bo nie będę się z tobą widzieć przez ponad 2tygodnie.
- Ale wrócisz. I wtedy znowu będziemy się widywać codziennie.
- Nie zostawisz mnie, prawda?- powiedział z smutkiem patrząc mi w oczy. Zdziwiłem się że taka myśl przyszła my do głowy.
- Oczywiście że nie, czemu miałbym cię zostawić, przecież cię kocham.- powiedziałem czule i przytuliłem go mocniej.
- Kochasz mnie?- powiedział zdziwiony.
- Pewnie, a to nie oczywiste?
- Nie wiem, nigdy o tym nie gadaliśmy, o nas.
- racja, kiedyś o tym pogadamy.
- dobrze. mam pytanie, a raczej prośbę.
- jaką?
- możemy polecieć do lasu?
- Teraz?
- Tak, jeśli to nie problem.
- no Dobrze.
Wstał i wydał z siebie okrzyk, ten sam który usłyszałem jak trzymałem się gałęzi nad przepaścią. Po chwili pojawił się ikran, przywitał się z nim, i wsiadł, usiadłem za nim i złapałem mocno za brzuch.
Ruszyliśmy, wylecieliśmy do lasu i zatrzymaliśmy się na jednej z gałęzi.
-Musi odpoczywać przed jutrem, wejdźmy wyżej i posiedzimy.
- Przed jutrem? Wylatujecie jutro?
- tak, i wracamy za 2tyg.- znowu posmutniał.
- szybko- chciałem zmienić temat by go rozweselić - dobra to może wejdźmy wyżej, powinno stąd widać tulkuny.
- okej - od razu rozweselał, uwielbiał te stworzenia, bardziej niż ja. Pomógł mi się wdrapać i rzeczywiście, trochę wyżej było widać zatokę, tulkuny i zbliżający się zachód.
Siedzieliśmy w ciszy, nie widziałam co powiedzieć by nie był smutny.
Na szczęście, sam zaczął opowiadać o babci, i miał przy tym uśmiech. Gadaliśmy długo aż w końcu zaczęło się ściemniać.
- Wracamy, muszę się spakować na jutro.
- Dobrze.
Wsiedliśmy na ikrana i zleciliśmy do wioski, odprowadziłem go do domu a sam udałem się do duchowego brata.

Gdy wracałem zobaczyłem że Net siedzi przed domem, podpłynąłem.
- Hej co jest?
- Nie mogę zasnąć.
- chcesz spać ze mną?
- mhm.
Zsiadłem z ilu i poszedłem do niego, poszliśmy razem do mojego Mauri i położyliśmy się spać. Net zasnął od razu, obserwowałem go jak śpi, jest taki piękny, zawsze jest piękny. "Dziękuję ci Eywo za niego" pomyślałem i z tą myślą zasnąłem.

Rano obudził mnie Net który próbował wstać mnie nie budząc.
- Śpij jeszcze, muszę wracać.- powiedział spokojnie.
Zaspany pokiwałem głową. Słyszałem jak wychodzi. Próbowałem zasnąć, ale się nie dało. Wyszedłem przed dom i wskoczyłem do wody by się rozbudzić. Wynurzyłem się i zobaczyłem rodzinę Sully którzy przygotowują swoje ikrany do lotu.
Od razu zesmutniałem, teraz do mnie dotarło, nie będę go widział przez 2tygodnie.
Wyszedłem na most i poszedłem do nich. Było tam już całkiem sporo na'vi którzy przyglądali się zwierzętom.
Wkrótce pojawił się Olo'eyktan.
- Spokojnie, rodzina Toruka Makto musi nas opuścić na pewien czas. Proszę nie robić zamieszania.
Część na'vi poszła, ja zostałem, stałem z tyłu przyglądając się smutnemu Netowi.
- Chyba wszystko, Teyan, idź sprawdź proszę czy wszystko wzięliśmy.- powiedziała Neytiri.
- Okej- i odszedł od rodziny. Mogłem się z nim pożegnać. Szedłem za nim do puki nie było widać plaży, wtedy podbiegłem do niego.
- Hej
- cześć - odpowiedział smutno i szedł dalej. Doszliśmy do ich domu więc wszedł do środka by sprawdzić czy wszystko jest wzięte. Wtedy się do mnie odezwał
- Nung... Nie chcę, z tobą mi jest tu dobrze.
- Net... Leć.. to 2tygodnie damy radę.
- ale nie będziemy się widzieć.- wtedy wpadł mi do głowy pomysł.
- kiedyś mama pokazała mi że przez drzewo dusz można się z kimś skontaktować. Może nam się uda tam zobaczyć.
- mozna spróbować, jak się to robi?- usłyszałem w jego głosie nadzieje i radość.
- musisz się połączyć z drzewem dusz i myśleć o osobie z którą chcesz się skontaktować. Ta druga osoba też musi się z tobą kontaktować w tym samym czasie.
- dobra, musimy ustalić czas kiedy się będziemy widywać.
- może wieczorem. Czyli dla was jakieś 2 godziny przed zachodem. okej?
- okej- powiedział.
Podszedłem do niego i załączyłem nasze usta, był to nasz ostatni pocałunek przed wylotem, był on szybki ale wystarczający. Musieliśmy wracać na plażę.
Gdy tam dotarliśmy, wszyscy byli gotowi na kilku godzinną podróż. Wsiedli na ikrany j okrzykiem pożegnali się ze wszystkimi i wyruszyli, Net jako ostatni, odwrócił się do mnie i uśmiechał, zauważyłem że płacze, uśmiechnęłam się do niego.
- czemu płaczesz?- usłyszałem głos Rotxo.
- nie płacze - płakałem, nawet nie zauważyłem.
Patrzyłem jak odlatują. Nie mogłem się doczekać wieczora, gdy zobaczę Neta.

--------------------------------------
Rozdział ma ponad 1400slow. Trochę później niż zawsze. Nie chcę mi się sprawdzać czy są błędy, jutro sprawdzę, więc jak były to sory.

Wesołych walentynek ❤️
Wesołego dnia singla 😘

Mogło by tak być /Avatar / A+NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz