Per. ZSRR
Kiedy tylko otworzyłem oczy ugościła mnie głucha cisza. Nikogo oprócz mnie w domu nie było. Szczerze to tęsknie za swoimi dziećmi. Jednak teraz każde z nich ma już swoje państwo być może partnerów. Nie wiem. Żadne z nich się ze mną nie kontaktuje nie licząc Rosji ale on też robi to żadko. To smutne. Ale nie dziwie sie.
Wstałem niechętnie z łóżka i po odświerzeniu i ubraniu się wyszedłem z pokoju. Była godzina ok. 10.
- Strasznie długo spałem.. Jak nigdy. To przez ten jebany sen. - mruknąłem sam do siebie. Śnił mi się dzisiaj Rzesza. Ten pieprzony nazista. W śnie widziałem jak jego ciało jest rozrywane przez wilki ale on zamiast krzyczeć śmiał się. Krew i flaki leżały na śniegu który przybrał szkarłatną barwę. Chciało mi się wymiotować na samą myśl o tym. Gdyby Rzesza tu był pewnie rozwinął by myśl i dalej opowiadałby o flakach i rozpruwaniu ciał itp a ja nadal bym słuchał. Przyznaje że nazista był dobrym przyjacielem jednak chciałbym wiedzieć czemu mnie wtedy zaatakował. Przecież nic mu nie zrobiłem. Nie dałem żadnych sygnałów lub coś w tym guście.Jednak odpowiedzi na to pytanie już nigdy nie usłysze.
Rzesza nie żyje. Zastrzelił się. Przynajmniej tak mi powiedziano. Jednak coś w środku mówiło mi że to bezczelne kłamstwo. Normalnie by mnie to nie obchodziło przecież do końca wojny dbałem właśnie o to aby Rzesza umarł. Jednak jeśli mam być szczery to brakuje mi go. W końcu to był mój przyjaciel.
Przyjaciel który mnie zdradził i próbował zabić. Głosik w mojej głowie był tak natarczywy że miałem ochotę oderwać sobie łeb.Na śniadanie zrobiłem sobie kilka kanapek o herbatę. Cisza mnie dobijała. Strasznie mi się nudzi samemu. Nie mam żadnych przyjaciół. Kiedy wychodzę na zakupy czuje na sobie pogardliwe spojrzenia krai takich jak Polska czy Węgry. Ja jednak posyłam im tylko wredny uśmiech i idę dalej. Mam gdzieś co inni sobie o mnie myślą.
Po śniadaniu stwierdziłem że świetnym pomysłem będzie jakieś polowanie lub coś w tym stylu. Wiąże się to z ponownym użyciem mojej ukochanej broni. Tylko muszę ją wyczyścić. Nie będzie z tym broblemu. Wstałem od stołu, wziąłem talerz żeby go umyć. Ostatecznie i tak wylądował w zlewie razem z kilkoma innymi.
- Kiedyś to pozmywam... Kiedyś napewno - odezwałem się sam do siebie a po chwili znalazłem się już przy drzwiach. Założyłem moje ulubione ciężkie buty idealne na zimę, płaszcz oraz uszanować bez której nigdzie się nie ruszam no i wyszedłem z domu. Zimny wiatr otulił moją twarz co wywołało we mnie lekki uśmiech.Uwielbiam zimę.
Prawie odrazu skierowałem się w stronę szopy oddalonej od domu o kilkanaście metrów. Kiedy znalazłem się w środku
zapaliłem światło i wziąłem się do roboty.Czyszczenie nie zajeło mi długo. Na moje pseudo polowanie pójde dopiero wieczorem a z tego co widzę to zostało mi jeszcze trochę czasu zanim zacznie się ściemniać. Wziąłem broń ze sobą do domu. Oparłem ją o ściane. Tam sobie poczeka. Już miałem iść do kuchni aby pozmywać ale ilość naczyń mnie
od straszyła.
- Taak.. Innym razem. - odrazu po wypowiedzeniu tego skierowałem się do mojego gabinetu. Usiadłem za biurkiem z zamiarem znalezienia w szafkach mojego notesu. Wtedy z piętrzących się na biurku stosach przedawnionych papierów wyleciały dwie kartki. Jedno to było zdjęcie jego i Rzeszy. Zrobiliśmy je w dniu podpisania paktu. Podniosłem je tak jak drugą kartkę na której był obrazek. Motylki bez skrzydeł. Rzesza to narysował. Chciał to wyrzucić bo mu się nie spodobało i tak zrobił. Grzebałem w śmieciach kiedy wyszedł z pokoju i zabrałem ten obrazek. Czemu ja to jeszcze trzymam? Te wszystkie papiery powinny być już dawno spalone razem z tym zdjęciem i obrazem. W pierwszym momencie zebrało mi się na wymioty i chciałem spalić te dwa obrazki jednak potem coś mnie powstrzymało. Zamiast tego sięgnąłem po papierosa i zapaliłem. Poraz kolejny czułem że tonę we własnych myślach. Dlatego prowadziłem notes. Lub pamiętnik. Nie wiem jak to nazwać. Pisałem tam o wszystkim bo nie miałem z kim rozmawiać i akurat teraz na złość musiał gdzieś się zawieruszyć.
- Szlag by to. - wstałem i wsadzając te dwa kawałki papieru do kieszeni płaszczu wyszedłem z gabinetu. Spojrzałem na godzinę. Dochodziła 18. To odpowiedni moment aby wyjść.Wziąłem ze sobą broń i wyszedłem kierując się do lasu. Nikt tutaj nie chodził co ułatwiało sprawę. Mogłem w spokoju strzelać do zwierząt. Widziałem jak zachodzi słońce. Uwielbiałem te widoki. Z Rzeszą często je oglądaliśmy. Czemu ja ciągle o nim myśle?
Kiedy już było kompletnie ciemno usłyszałem jak gdzieś na prawo ode mnie wyją wilki. Raczej żadko się je tutaj spotyka. Szczęście mi dzisiaj sprzyja. Kiedy już miałem iść w ciemnościach zobaczyłem jak ktoś biegnie.. Ucieka przed wilkami. Niewiele myśląc włączyłem latarkę którą wziąłem ze sobą i pobiegłem za wilkami. Strzeliłem w jednego co skutecznie odstraszyło inne jednak jeden z nich nadal biegł za swoim celem a ja za nimi. Nagle tajemniczy jego mość zatrzymał się. To był błąd z jego strony. Usłyszałem jak wilk ujada na niego i najprawdopodobniej wskoczył na niego. Musiałem działać szybko bo inaczej ten ktoś wykituje. Zbliżałem się do nich tak aby mieć czysty strzał.
- Tu cię mam.. - wycelowałem i nacisnąłem na spust. Zwierzę padło. Uciekinier zauważył to dopiero po krótkiej chwili.
- Kto tam jest?! - zawołałem ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Natomiast widziałem jak mężczyzna (domyśliłem się po budowie ciała) wstaje i ucieka. Zakładał przy tym ciemny płaszcz który musiał mu spaść. Wtedy zauważyłem charakterystyczny beżowy sweter. Mój sweter. Ok. 80 lat temu dałem go przyjacielowi..Rzesza? - zapytałem cicho sam siebie.
CZYTASZ
Wybacz mi. (III ZSRR countryhumans)
AléatoireRzesza po zakończeniu II wojny nie chciał odpowiadać za jej rozpętanie dlatego uciekł zostawiając wszystko na barkach swojego syna. Na jego korzyść zadziałała plotka że niby Rzesza popełnił samobójstwo. Mężczyzne męczyły koszmary oraz wyrzuty sumien...