~5~

771 44 55
                                    

Per. III Rzesza

Mineły zaledwie 3 godziny odkąd siedzę w tym jebanym pokoju a czuje sie jak y mineły 3 ale wieczności. Po co on mnie "ratował"? Poradziłbym sobie bez jego pomocy.

Kogo ja oszukuje?

Umarłbym tam z głodu albo strzelił sobie w głowę. Mimo wszystko nie tak wyobrażałem sobie moje pierwsze od tyłu lat spotkanie z sowietem. Moje splecione dłonie robiły się miejscami czerwone od nacisku palców. Targały mną przeróżne emocje. Żal, bezradność, smutek a przede wszystkim złość na samego siebie. Nieodpowiednio dobrałam słowa. Wyszedłem na głupka.

Bezmyślnie wstałem i podszedłem do okna. Oparłem się o parapet a głowę która wydawała mi się teraz bardzo ciężka też położyłem na parapecie. Wyglądałem pewnie teraz jak dziecko. Klęcze przy oknie z głową i rękoma na parapecie wpatrując się w zachodzące słońce. Moja twarz nie wyraża żadnej emocji. W środku też czuje pustkę. Ale nie taką jak zazwyczaj. Ta pustka boli. Bardzo boli.

Słońce już dawno było za horyzontem i robiło się ciemno. W pewnej chwili usłyszałem pukanie do "mojego" pokoju. Odpowiedziałem cicho "proszę" po czym do pokoju wszedł ZSRR.
- Chodź. Naszykowałem kolacje. - spojrzałem tylko na niego i lekko kiwnąłem głową. Sowiet wyszedł. Postanowiłem że nie będe kazał mu czekać. Zdjąłem płaszcz i cicho wyszedłem z pokoju. Pokierowałem się schodami w dół. Coraz bardziej było czuć cudowny zapach z kuchni. Sowiet od zawsze potrafił gotować. Nawet jak byliśmy dziećmi to nie miał z tym kłopotu. Podziwiałem go za to.

Kiedy już byłem na dole Sowiet kazał mi usiąść przy stole i chwile zaczekać. Nie miałem innego wyjścia więc to zrobiłem. Po chwili ZSRR przyniósł na stół talerze dla mnie i dla niego, widelec oraz jakiś kompot. Potem położył na stole talerz z naleśnikami. Spojrzałem na niego podejżliwie jednak sowiet nawet nie patrzył w moją stronę a z jego twarzy nic nie wyczytałem.

Kiedy jedliśmy kolacje między nami panowała bardzo niezręczna cisza przez którą ledwo co zjadłem dwa naleśniki. ZSRR co jakiś czas spoglądał na mnie ukradkiem. Kiedy czułem jego przeszywający wzrok na jakiejkolwiek części mojego ciała przechodziły mnie ciarki. Boisz się. Tchórz. Siedziało mi to gdzieś z tyłu głowy. Nie boje sie samej osoby sowieta. Boje sie co on mi zrobi. Przecież "uratowanie" mnie nie przyniosło mu żadnych korzyści. Co więcej jestem dla niego w pewien sposób obciążający.

Zajęty swoimi myślami powiedziałem cicho "dziękuje" i wstałem od stołu z zamiarem pozmywania po sobie. Słyszałem że sowiet wstał i poszedł za mną. On chyba.. Spanikował. Cóż za późno. Byłem już w kuchni a pierwsze co mi się rzuciło w oczy to stos talerzy i szklanek piętrzących się w zlewie. Obok stał jakiś garnek. W całym pomieszczeniu wyczuwalny był lekki smród. Bez zastanowienia odłożyłem talerz na blat, podszedłem do okna i otworzyłem je jakie szerokie po czym spojrzałem na sowieta.
- Posprzątać nie łaska było? - zapytałem unosząc brew. Sowiet spojrzał tylko na mnie z udawanym zażenowaniem.
- Nie miałem-
- Czasu? - wtrąciłem się. - Naprawdę? Lepszej wymówki nie mogłeś sobie znaleźć - skrzyżowałem ręce na piersi.
- Czyli mam rozumieć że teraz będziesz mi tu sprzątał? Nie ma mowy. - odezwał się bolszewik a na moją twarz wszedł cwaniacki uśmiech.
- Kto powiedział że ja? TY - wskazałem na niego palcem - to posprzątasz. Ja cie przypilnuje.
- Od kiedy ty tutaj rządzisz? - zapytał rozbawiony.
- Słuchaj ja się nie prosiłem żebyś mnie "ratował". Teraz musisz ze mną wytrzymać. Biedny sowiecik. - ostatnie zdanie wypowiedziałem przesadzonym tonem głosy i przestałem się uśmiechać.
- No już. Łap za ściere. - wziąłem jakąś szmatkę która leżała obok zlewu i rzuciłem ją do sowieta który bez najmniejszych problemów ją złapał.
- Ale nie musisz mnie przy tym pilnować. Wracaj do pokoju - odezwał się pewnie i wziął za zmywanie. WRESZCIE.
- A co ja jestem że mam się ciebie słuchać? - wycedziłem przez zęby na co sowiet mocniej zacisnął szmatkę w dłoni.
- Pamiętasz co ci mówiłem o twoich flakach?
- Pamiętam doskonale - uśmiechnąłem się cwaniacko.
- Nic nie stoi na przeszkodzie abym tego dokonał mały szczylu więc mnie nie denerwuj i idź na górę - wysyczał a ja wyczułem że naprawdę jest wkurwiony. Uśmiech zniknął natomiast pojawiła się obojętność. Wzruszyłem ramionami i udałem się na górę do pokoju.

Usiadłem przy biurku i postukałem w nie trochę palcami. Co ja mam tutaj robić?

Chyba że...

Wstałem i zacząłem szukać jakiś ołówków oraz kartek. Z kartkami nie było problemu gorzej z jakimkolwiek ołówkiem.

Wreszcie.

Znalazłem ołówek którym w miarę da się rysować. Niewiele myśląc znowu usiadłem przy biurku i kiedy już przyłożyłem ołówek do kartki aby zacząć rysować zaciąłem się. Co mam narysować? Spytałem sam siebie w głowie. Może.. Kogoś umierającego? Wiem. Zacząłem szkicować drzewo na polanie zasypanej śniegiem. Pod drzewem miała leżeć postać ubrudzona we własnej krwi.

Zostawiłem rysunek nieskończony w połowie. Zaczeła mnie strasznie boleć głowa i naprawdę nie miałem ochoty na nic.

Niewiele myśląc rozebrałem się zostawiając na sobie bokserki oczywiście i położyłem się na łóżku. Otuliłem się kołdrą i zamknąłem oczy. Nie mogłem spać. Głowa strasznie mnie bolała. Leżałem na łóżku plecami do ściany.

Po jakimś czasie otworzyłem oczy i centralnie przede mną stała dziwna czarna postać ze skośnymi czerwonymi oczami. Uśmiechała się przerażająco a ja jedyne co mogłem zrobić to patrzeć. To nie był sen jestem o tym przekonany. To się dzieje naprawdę. Ale kim jest ten upiór? Gdybym tylko mógł się dowiedzieć..

Po chwili postać zniknęła a ja znowu mogłem się ruszać ale nie miałem na to siły. Niewiele myśląc znów zamknąłem oczy i teraz udało mi się zanąć.

Jednak nie spałem spokojnie.

Sen III Rzeszy.
Fragnent zawiera brutalne sceny. Jeśli nie lubisz, nie chcesz lub brzydzisz się takich scen proszę pomiń.

Otworzyłem oczy a moją osobę otaczała ciemność. Leżałem w jakiejś dziwnej mazi. Wstałem powoli i zacząłem się rozglądać. Nagle coś złapało mnie za gardło i pociągnęło w dół. Macki. Zacząłem się szarpać przez co uścisk się zwiększał a ja mimo że ledwo łapałem oddech nadal byłem przytomny. Wkrótce wyłoniły się inne macki i owineły się wokół moich nóg abym nie miał jak uciec. Kątem oka widziałem jak ta sama postać która gapiła się na mnie siada teraz okrakiem na moim brzuchu i śmieje się dziwnie. Widziałem że podnosi swoją dłoń i macha do mnie. Zamiast palcy miała ostre jak brzytwa pazury. Postać przyłożyła jeden z pazurów do mojego czoła i cięła idealnie prostą linie. Zatrzymała się tuż przy gardle. Do moich oczu oprócz kropel krwi zaczeły napływać łzy. Postać zaczeła śmiać się jeszcze głośniej i wbiła pazur w moje gardło po czym powoli jechała pazurem w dół. Z moich ust na początku wydostał się krzyk a potem bulgot. Krew tryskała na wszystkie strony. Chciałem umrzeć jak nigdy dotąd. Próbowałem się jakoś bronić ale to nie miało sensu ani ja nie miałem siły. Postać zatrzymała pazur na klatce piersiowej. Przyglądała się chwile mojej skórze po czym wbiła całą dłoń w okolice serca.

Ostatnie co widziałem to moje jeszcze bijące serce nadziane na pazury tego pieprzonego ducha.

------------------------------

Jak myślicie kim może być nasza czarna postać o czerwonych oczach?

~Miraz☭

Wybacz mi. (III ZSRR countryhumans) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz