Astraea Catherine Clarke jest straszną romantyczką, więc nie sposób dziwić się, że jej oczekiwania wobec przyszłego męża są wysokie. Żyje w przekonaniu, iż będzie on idealnym odwzorowaniem księcia z bajki. Niestety, Aemond Targaryen nie jest mężczyz...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
-Może ma brązowe loki. Oh, albo błękitne jak morze oczy -rozmarzyła się księżniczka Astraea.
-Albo jest starym, obleśnym lordem -powiedziała jej dwórka i przyjaciółka, Lorelai.
-To akurat byłoby niemożliwe. Rodzice zadbali, bym wyszła za porządnego mężczyznę w odpowiednim wieku.
-Mimo wszystko, droga przyjaciółko, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
-Może się załóżymy? -zasugerowała, a Lady Bringtower zrobiła zaciekawioną minę.
-O co takiego?
-Ta, która wygra możne poprosić drugą o cokolwiek zechce. W dowolnym terminie.
-Po raz pierwszy w życiu się o coś zakłdam, dlatego przystanę na twą ofertę, Astraea. Czy teraz powinnyśmy uścisnąć sobie dłonie?
-Szybko się uczysz, Lai.
Nastolatki uścisnęły sobie dłonie. W tym momencie powóz zatrzymał się.
-Czy to już? -zapytała Astraea.
Lady Bringtower wyłoniła głowę za obienko powozu i skinęła na potwierdzenie.
-Zaraz przekonamy się, jak wygląda twój oblubieniec -powiedziała Lorelai i za pomocą dłoni mężczyzny, który wiózł je, wyszła z powozu. Chwilę za nią wyszła Astraea
-Bardzo się stresuję -odparła. Wzrok brązowowłosej zwrócił się ku zamkowi który swą wielkością i barwą przytłaczał ją. -To miejsce wygląda jak więzienie -szepnęła do Lorelai.
-Najpewniej spędzimy tu resztę swojego życia, więc miejmy nadzieję, iż w środku zamek jest bardziej przytulny.
-Przecież nie musisz tu ze mną zostać, Lorelai. W każdej chwili, jeżeli tego właśnie zapragniesz, wydam rozkaz byś powróciła do domu -Lorelai posłała księżniczce blady uśmiech i złączyła swoje ramię z jej.
-Nie ma potrzeby, moje miejsce jest przy tobie, przyjaciółko.
-Księżniczko Astraeao, Lady Bringtower -brunet w zbroi ukłonił się nisko. Jego wzrok na krótce zatrzymał się na Lady Lorelai. -Witajcie w Czerwonej Twierdzy, jestem ser Criston Cole, a królowa wysłała mnie bym doprowadził was do zamku.
-Miło cię poznać ser -księżniczka dygnęła. Zerknęła ukradkiem na swoją dwórkę, która skanowała wzrokiem rycerza.
-Pozwólcie za mną.
Astraea i Lorelai szły za Cristonem cicho dyskutując. Droga do zamku nie była długa i już niebawem znaleźli się w środku.
Tu też nie jest zbyt przyjemnie-pomyślała Astraea, mocniej ściskając ramię Bringtower.
-Może chociaż komnaty są cieplejsze dla oka -szepnęła pocieszająco dwórka.
Astraea w tym momemnie żałowała, że nie było z nią nikogo z jej rodu. I to jak bardzo.
Szli szerokimi korytarzami, aż do masywnych drzwi. Rycerze pilnujący ich skłonili się nisko i otworzyli dla niej przejście. Na samym środku sali znajdował się żelazny tron, o którym słyszała. Siedział na nim starszy mężczyzna, lecz to nie on ją zaintrygował, a ludzie wokół. Jej wzrok przeskakiwał między platynowymi głowami, które górowały swym kolorem w pomieszczeniu.
Miała ochotę uciec z tego miejsca. Nienawidziła poznawać nowych osobistości. Zawsze ją to przerażało, z właszcza, że jednym z tych mężczyzn był jej przyszły mąż.
Lorelai lekko popchnęła Astraeaę do przodu. Jej to było łatwo, to nie ona musiała się odzywać.
-Księżniczko Astraeao Clarke -mężczyzna na tronie zbliżył się do niej. Ser Criston odszedł na ubocze. -miło powitać cię w naszej przystani, a niebawem w rodzinie. Jestem Lord Otto Hightower, namiestnik króla, który z powodu choroby jest dziś niedysponowany.
Księżniczka dygnęła przed Hightowerem.
-Przekaż królowi moje szczere nadziejr na jego szybki powrót do zdrowia, lordzie.
-Oczywiście. Przedstawię ci zatem rodzinę królewską -ujął lekko jej ramię i poprowadził w stronę białych włosów. -Królowa Alicent.
-Pani -ukłoniła się przed nią, a Alicent posłała jej delikatny uśmiech. Królowa jako jedyna, nie licząc Hightowera posiadała brązowe loki.
-Książe Aegon II Targaryen, księżniczka Helaena Targaryen -Helaena posyłała Astraeai szeroki uśmiech, który ta starała się odwzajemnić z takim samym entuzjazmem. -oraz książe Aemond Targaryen... -tu wzrok Clarke spoczął na wysokim chłopaku o długich blond włosach. Miał na oku przepaskę spod której wystawał kwałek blizny jaką posiadał. Nie przerażał jej przez to, lecz gdy na nią spojrzał poczuła się nieswojo. Jego wzrok był bardzo chłodny, ale wydawało jej się, że przez moment, dosłownie tylko chwilę dostrzegła cień uśmiechu na jego ustach. -twój oblubieniec.
_________________________________________ Taki krótki wstęp chyba może być?
Wiem, że nieskończyłam poprzedniej książki, ale nie mogłam się powstrzymać. Aemond bardzo mnie zaintrygował i po prostu musiałam zacząć tworzyć nową historię. Poprzednia ksiażka będzie kontynuowana, nie mam zamiaru jej porzucać. Tutaj rozdziały będą pojawiać się żadziej niż w tamtej, ale będą długie i mam nadzieję że to was zadowoli.