Akt jedenasty

309 23 3
                                    

12 miesięcy i 52 tygodnie później

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

12 miesięcy i 52 tygodnie później

Leżała patrząc w ten sam sufit co każdego wieczoru. Rutyna. Dnie spędzała w towarzystwie Lorelai oraz księżniczek, a wieczory z Lucerysem. Nie była najgorsze, lecz nie były tym czego pragnęła i potrzebowała. Dawno temu pogodziła się z myślą, iż już nigdy nie wróci do Aemonda. Konkretniej, stało się to w momencie składania przysięgi małżeńskiej brzmiącej tak samo, jak ta którą wypowiadała na swoim pierwszym ślubie.

,,Na wieki, póki śmierć nas nie rozłączy, ja jestem twoja, a ty jesteś mój,,

,,Na wieki, póki śmierć nas nie rozłączy, ja jestem twój, a ty jesteś moja"

Nie była to chwila radości, a smutku. Na jej twarzy nie gościł uśmiech i łzy szczęścia, lecz cierpienia jaką sprawiała świadomość szarej rzeczywistości.

Nie winiła Lucerysa za to, jak potoczyło się jej życie, lecz nie mogła znieść jego bliskości. Z tego powodu rzadko spędzali upojniejsze momenty.  Prawdę powiedziawszy zdarzało się to raz na kilka miesięcy, gdy akurat nie mogła odpędzić od siebie jego towarzystwa lub gdy była pijana. Tak, zmieniła się w  podobiznę Aegona. Od dawna nie widziała swojej rodziny. Nie brakowała jej ojca, lecz brata i sióstr już tak. Czasem matki. Wysyłała do nich listy, na które odpowiadali, jednakowoż prócz tego nie widywali się. Zdążyła nawet zatęsknić za towarzystwem wiecznie nachmurzonej Aellai, której nastrój udzielał się i jej.

Wstała z łoża i cichymi krokami wyszła z komnaty swojego męża. Przeszła niedużą odległość i zniknęła za drzwiami własnej sypialni. Ułożyła się bokiem na zimnej pościeli licząc, iż uda jej się jeszcze zasnąć.

Nazajutrz, po wyszykowaniu się i zjedzeniu śniadania, Astraea wyszła do królewskiej stajni. Uwielbiała troszczyć się o tutejsze konie, dawały jej ukojenie i spokój. Zatracała się w dbaniu o nie, nie myśląc o niczym innym. Jeden z nich, Orion, śnieżnobiały rumak o równie białej grzywie i ogonie, z ciemnymi oczami był jej ulubieńcem. Był potulny niczym baranek, a swoją początkową niepewnością do niej zdobył część jej serca. Z nim spędzała najwięcej czasu i to jemu poświęcała znaczną część uwagi.

-Dzień dobry, Orionie -przywitała się drapiąc go po głowie. -Mam nadzieję, że dobrze się miewasz -rumak przytupał kopytami o ziemię. 

Wyciągnęła z skórzanej torby marchew, ułożyła ją na płaskiej dłoni i zaczekała, aż zwierzę sięgnie po warzywo. Zbliżył się do niej i jednym chwytem porwał podarunek w zęby. Usiadła na sianie obserwując uważnie Oriona.

-Astraea? -usłyszała wołanie swojego imienia.

Westchnęła. I tyle po jej spokoju. Wolałaby schować się w sianie i nie pokazywać Lukeowi na oczy.

I am yours and you are mine  || Aemond  Targaryen ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz