rozdział 3.

1.5K 105 139
                                    

Syriusz

Sprawa z Remusem zawsze wyglądała tak, że czułem się przy nim jak w domu, którego zwięźle mówiąc aktualnie po prostu nie miałem.

To strasznie głupie, ale budując ten fort w głowie mi się pojawiła wizja, że to jest autentyczny dom, który dla siebie budujemy i w którym będziemy mogli żyć. Okropnie głupie, prawda? Ale w jakiś sposób ta wizja sprawiła, że uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy.

Jak nasz dom był już gotowy i usiadłem z moim ulubionym wilczkiem w środku nie mogłem wyjść z podziwu dla tego jak to wyszło. Lekkie pomarańczowe światło z wyczarowanych lampek oświetlało nam nasz małe lokum pełne ciepłych kocy i puchatych poduszek. Było tutaj tak przytulnie, że chciałbym zostać w tym małym kącie na wieczność.

Wszedłem w jakiś ckliwy nastrój, przepraszam. Już wracamy do normalności. Przynajmniej względnej.

Przyciągnąłem do siebie wiadro, w którym w dalszym ciągu został jeden przedmiot i była to wrotka. Pewnie wciąż was zastanawia po co to, prawda? Tak, Remusa też.

– Czy teraz mi już wyjaśnisz, po co to wziąłeś?

Kiwnąłem głową i wyciągnąłem różdżkę z kieszeni spodni.

– Patrz – wyciągnąłem wrotkę z wiadra, żeby postawić na niej wiadro i rzuciłem zaklęcie sklejające. Teraz mieliśmy wiadro na kółkach, jednak zaraz rzuciłem kolejne zaklęcie, które opatentowałem podczas tegorocznych wakacji, gdy mieszkałem u James'a. – Mamy fort service!

Czaicie? Room service - fort service.

Sęk jest taki, żeby zaczarowane wiadro pojechało do hogwardzkiej kuchni, żeby przywieźć nam jedzenie.

Wiem, genialne. Z Jamesem cały czas tego używaliśmy, jak nie chciało nam się chodzić do kuchni w jego domu po przekąski. Gorzej z tym, że jego mama nie była zadowolona, że musiała je nam tam wpakowywać.

Remus za to parsknął i spojrzał na mój odjeżdżający wynalazek z niedowierzaniem.

– A kto będzie nam ładował do niego rzeczy, które chcemy żeby ten service przywiózł?

– Skrzaty! – odparłem od razu. – W środku jest kartka z zamówieniem!

Przynajmniej o ile nie zapomniałem jej wrzucić.

– I jesteś pewny, że skrzaty nie zdradzą potem nikomu, że tu jesteśmy?

– No przecież się na kartce nie podpisałem to skąd mają wiedzieć kto to?

– Ale jesteś świadomy całego miliarda rzeczy, które mogą pójść tu nie tak? Albo chociaż kilku?

– Yyy... – uśmiechnąłem się niewinnie (przynajmniej miałem nadzieję, że tak to wyglądało), bo fakt jest taki, że ani trochę tego wszystkiego nie przemyślałem.

Ale przecież wszystko pójdzie świetnie! Zaufajcie mi!

Remus parsknął i pogłaskał mnie po głowie, więc wyłapując okazję od razu się podstawiłem, żeby nie przestawał mnie głaskać, bo lubiłem jak mnie głaskał.

– Miejmy po prostu nadzieję, że skrzaty będą dzisiaj dla nas łaskawe.

Uśmiechnąłem się tylko na to, a Remus cicho się zaśmiał i całe szczęście nie przestawał mnie głaskać, więc żeby nam obu było wygodniej położyłem się z głową na jego kolanach.

Może w tym wypadku wychodziło ze mnie coś z psa, ale w sumie to miałem to gdzieś, to w końcu tylko Remus, a Remus nigdy nie miał nic przeciwko żeby mnie głaskać.

if you love me let me know || wolfstar ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz