rozdział 4

1.4K 97 33
                                    


Remus

– Wiesz Remus? To całkiem fajna nie-randka - stwierdził Syriusz podając mi do ust ostatnią frytkę.

Uśmiechnąłem się na to, jak już zjadłem frytkę. Rzeczywiście to było fajne spotkanie, nawet bardzo.

I rzeczywiście trochę przypominało randkę... Ale tylko trochę, a z resztą czy to właściwie miało znaczenie? Najważniejsze, że my się dobrze bawiliśmy, że mieliśmy wreszcie trochę czasu, żeby posiedzieć sobie sami, pogadać, po prostu spędzić razem czas.

Bardzo lubiłem spędzać czas z Syriuszem i to właściwie od zawsze, więc doceniałem każdą taką chwilę.

– Może faktycznie... - odpowiedziałem, a Syriusz na mnie spojrzał.

– Czyli też ci się podoba? - uśmiechnął się zaczepnie, na co przewróciłem oczami, ale też się uśmiechnąłem.

Oczywiście, że szukał w tym jakiejś większej zaczepki, to było dla niego typowe.

– Całkiem. Tylko mogłeś wziąć ze sobą więcej poduszek.

A dla mnie typowe było, żeby sobie troszkę pomarudzić, jak już miałem okazję.

Ale tylko troszkę, bo przy nim nigdy nie umiem marudzić dłużej, albo się gniewać, czy nawet go bardziej strofować. Po prostu jest to niemożliwe.

Głównie dlatego, że Syriusz ma to swoje niesamowicie urocze spojrzenie szczeniaczka, które mnie zmiata z planszy i też dlatego, że najczęściej bardzo dobrze mnie rozumie i łatwo znajduje sposób, żeby zaradzić mojemu marudzeniu.

Na przykład tak, jak tym razem, wyczarowując dodatkowe dwie poduszki.

– Jeszcze chcesz?

– Tak.

Syriusz parsknął, podniósł się i wyczarował jeszcze pięć poduszek.

– Jak chcesz, to sam też mogę być twoją poduszką - posłał mi kolejny zaczepny uśmiech.

– Oh, serio? Myślałem, że tak już permanentnie ja jestem twoją.

Bo właściwie zawsze, kiedy Syriusz miał do tego okazję, kładł się albo głową na moich nogach, albo na ramieniu, albo w jakikolwiek inny sposób się o mnie opierał.

– Możesz nią być. Nie mam nic przeciwko.

– Wiem. Dość jasno dałeś to do zrozumienia - parsknąłem.

– W takim razie cieszę się, że jesteś pogodzony ze swoim losem - uśmiechnął się ładnie.

Za ładnie. W ten taki ładny sposób, który sprawiał, że nie umiałem mu odmawiać i się na niego gniewać. Tak, oprócz spojrzenia, miał też takie uśmiechy.

I tak, uważałem to za niesprawiedliwe.

Ale nie zmieniłbym tego, ani nie usunąłbym mu tych umiejętności, gdybym miał okazję.

– Jestem - też się uśmiechnąłem i poczochrałem go po włosach.

– Ej no! Fryzurę mi zepsujesz! - nagle się tym przejął, jakby jego fryzura nie psuła się tak jakoś tysiąc razy w ciągu doby. Głównie dlatego, że o nią zbytnio nie dbał.

– I tak ci ją później zepsuję, jak będziesz chciał, żebym cię dalej głaskał.

– Ale wcześniej głaskałeś mnie nie psując!

– Ale potem pogłaszcze psując. Tak dla równowagi.

– Remus no!

Lubiłem go tak czasem wkurzać. Tylko czasem, bo najbardziej lubiłem, jak po prostu był szczęśliwy i zrelaksowany, ale czasami fajnie było też mu troszkę podokuczać.

if you love me let me know || wolfstar ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz