Liam i Theo kolejny raz spotkali się dopiero na komisariacie podczas gdy jego budynek otoczony był łowcami chcącymi zabić dwójke młodych wilkołaków z watahy Satomi. Theo oskarżony był o współudział w zabójstwie, którego dopuścili się młodzi, ale wykazał się przebiegłością i wypuścili go akurat w chwili gdy wokół posterunku zaczęli zbierać się łowcy.
- Musimy ich chronić - mówił spokojnie Scott
- Ja nie - powiedział Theo
- Zabić go? Odezwał się Liam na widok Theo który właśnie wszedł do pomieszczenia.
- Zginiemy tutaj - powiedziała przerażona Queen, jedna z dziewczyn, która akurat była na komisariacie.
- A jej nie zabijcie ? - spytał głupio Theo.
- Stul pysk - krzyknęła Malia.
- Dobra już, spokój. Mam plan, wyjdziemy stąd - uspokoił ją Scott.
Chwile później wszyscy stali pod drzwiami wyjściowymi, Scott miał zamiar walczyć jak i cała reszta. Mccal, Liam i Malia wyciągnęli pazury, a Lydia przygotowywała swój głos, żeby w razie potrzeby krzyczeć. Wszyscy spojrzeli na Theo, który nie ostrzył pazurów ale pod wpływem wzorku Liama wyciągnął je chcąc czy nie chcąc.
Wszedł szeryf twierdząc, że nikt stąd nie wyjdzie. Przywódczyni łowców stojących na zewnątrz dała wszystkim czas do północy więc zaczęli się przygotowywać, barykadować drzwi i inne wejścia. Chwile później na komisariacie padł prąd, okazało się, że był to Nolan współpracujący z łowcami. Parrish zamknął go w celi, żeby nic więcej nie kombinował.
Theo zaciągnął Liama do łazienki i wepchnął go przez drzwi, krzycząc:
- Oni nie odpuszczą, ci dwoje zabili łowców!
- Którzy wytłukli im watahę - warknął Liam
- Nie wycofają się, pokonają Lydie, Scotta i Malię, chcesz patrzeć jak giną?
- A ty jak mordują ich łowcy? Wataha Satomi była liczniejsza.
- Wybacz ze się nie przejąłem.
- ZAMORDOWANO ICH! Bretta i Lorey, a nie mieli z tym nic wspólnego.
- Chcesz coś naprawić ratując tych dwoje? Twoi martwi przyjaciele nie ożyją cokolwiek zrobisz - mówił Theo.
Liam uderzył go pięścią w twarz, a ten upadł.
- Nadal nie panuje nad gniewem - powiedział, ale wiedział ze zrobił głupio, mimo wszystko trochę polubił Theo i nie uśmiechało mu się ciągle go bić.
- Dobrze wiedzieć - odpowiedział Raeken wciąż leżąc na ziemi.
Liam poszedł obserwować kamery celi w których siedzieli młodzi z watahy Satomi i Nolan. Kilka sekund później na środku posterunku coś wybuchło, a Nolan się uwolnił. Na szczęście Liam widział co się dzieje i zanim ten zdołał rzucić fiolką z mordownikiem w młode wilkołaki, zaszedł go od tyłu i odciągnął.
Zapanował chaos bo do środka wpadła strzała z kartką, którą Liam zdjął.
- Numer Bretta - powiedział przerażony.
- Chcą nami wstrząsnąć - powiedziała Lydia.
- Skutecznie - dodał Theo który wrócił z łazienki i z niepokojem patrzył na Liama.
Jakiś czas później policjant pilnujący Nolana przyczepionego do krzesła powiesił się przez strach który go opętał.
Kiedy Parrish i Szeryf próbowali go odratować samobójstwo popełniła kolejna policjantka strzelając sobie pod brodę. Działo się naprawdę dużo.
Theo i Scott wyciągnęli ciała policjantów mając plan by powiedzieć że to dwójka młodych wilkołaków. Jednak plan się nie powiódł, pojawił się tata Scotta, który próbował pomóc jakoś wydostać się z tej sytuacji. Musieli się poddać i opuścić posterunek, a ostatni z watahy Satomi mieli być wywiezieni z Beacon Hills, cała reszta miała wyjechać.
Theo i Liam patrzyli na siebie wychodząc, wiedzieli, że teoretycznie to koniec.
Całe Beacon Hills miało uwierzyć w to, że Scott i cała jego paczka wyjechała, nawet Mason musiał pożegnać się z Coreyem. Jednak to nie była prawda, kilka dni później Corey ściągnął Masona do kliniki zwierząt, żeby wiedział, że wszyscy wciąż tutaj są.
- Nie wyjechałeś, skłamałeś! - zaczął mówić.
- Jak wszyscy - powiedział Scott.
Plan był prosty, Mason miał tylko ściągnąć Nolana do opuszczonego zoo, żeby złapać łowców w pułapkę.

CZYTASZ
Thiam <3
Fiksi PenggemarHistoria krótko opowiada to jak Liam i Theo powoli się w sobie zadurzają. Wydarzenia nie do końca mogą być zgodne z fabułą serialu, jest to osobny wątek ale zaczynający się od momentu gdy Liam uwolnił Theo z pod ziemi. Dodałam też kilka osobnych sc...