VII

294 6 4
                                    

WTEDY


Sandra poszła do koleżanki i zostanie tam na noc. To już drugi taki Sylwester, a my znów nie możemy go świętować tak, jakbyśmy obie życzyli. W ubiegłym roku rozłożyła mnie grypa, a teraz Piotr był w trasie... Od rana siedzę samotnie w naszym mieszkaniu i zastanawiam się, czy w ogóle jest sens otwierać butelkę szampana. Oczywiście z łatwością sama bym ją opróżniła, ale raczej nie mam na to ochoty. Poza tym po szampanie zawsze boli mnie głowa. Wolę czuć się dobrze, gdy jutro wróci mój mąż. Zaplanowaliśmy wypad do jego ulubionej restauracji i długi noworoczny spacer.

Maltretuję pilota, skacząc po raz setny po kanałach. Wszędzie jakieś beznadziejne filmy albo takie, które widziałam już po kilka razy. Chwytam komórkę i zaczynam wysyłać noworoczne życzenia. Mija półgodziny i znów nie mam co ze sobą zrobić. Zupełnie nie wiem, po co się w ogóle dzisiaj pomalowałam i ubrałam... Równie dobrze mogłabym siedzieć cały dzień w łóżku, w ciepłej pidżamce i rozczochranej fryzurze. Może chciałam choć trochę polepszyć sobie humor? Wylegiwanie się pod kołdrą zazwyczaj działało na mnie melancholijnie... Czułam się wtedy jak Bridget Jones i –podobnie jak ona – poprawiałam sobie nastrój, jedząc lody.

Dochodzi północ, na dworze już widać i słychać pierwsze fajerwerki. Wstaję i ze złością zaciągam rolety. Nie zamierzam przyglądać się temu przedstawieniu. Nie w tym roku. Nie czuję ani radości, ani ekscytacji, ani nawet estetycznej przyjemności. A kiedyś tak lubiłam obserwować pokazy sztucznych ogni! W dodatku nie ma śniegu. Już od kilku lat święta nie są białe, podobnie jak Sylwester. Klimat faktycznie musi się ocieplać...

Koniec! Weź się w garść, kobieto! – rozkazuję sama sobie.

Staję przed lustrem i przez chwilę taksuję swoje ciało krytycznym wzrokiem. Przypominam sobie o prezencie, który dostałam pod choinkę od męża. Sięgam do szuflady i go wyjmuję. Piękne koronkowe, czarne body z satyny, a do kompletu pas i rajstopy. Zdejmuję ciuchy i wkładam mój gwiazdkowy prezent. Leży jak ulał! No kto by się spodziewał, że wciąż wchodzę w rozmiar M?!

Masz niezłe cycki, maleńka!
Moje lustrzane odbicie wie, jak poprawić mi humor. Komplementuje mnie, uśmiecha się do mnie, wypina dumnie pierś i... wygląda całkiem seksownie. Po chwili sięgam do szafy po moje ulubione szpilki. Wsuwam w nie stopy i ponownie podziwiam się w lustrze. Swoją drogą to ciekawe, dlaczego na filmach kobiety chodzą po domu w szpilkach? Poza tym zawsze budzą się w pełnym makijażu. Czyżby nikt im nie powiedział, że najgorszą zbrodnią przeciwko urodzie jest pozostawienie go na twarzy na noc? Przez chwilę zastanawiam się, czy nadszedł już czas, żebym i ja go zmyła, ale dochodzę do wniosku, że jeszcze nie. Zrobię sobie drinka i posiedzę jeszcze z pół godziny, aż hałasy na zewnątrz na dobre umilkną.

Idę do kuchni, niemiłosiernie stukając szpilkami po kafelkach. Nalewam do szklanki rumu, mieszam go z sokiem, a potem dodaję plasterek limonki i dwie kostki lodu. Dla animuszu dokładam słomkę przyozdobioną jakimś sylwestrowym sreberkiem – kompulsywny zakup przykasowy. Wracam do pokoju i rozsiadam się wygodnie na kanapie. Wyciągam nogi, podkładam pod łokieć poduszkę i próbuję skupić się na jakiejś durnej komedii romantycznej. Wcale nie jest śmieszna, doprawdy nie wiem, kto zdecydował, żeby była nazwana akurat komedią, a nie obyczajówką albo dramatem. Podgłaśniam telewizor, próbując zagłuszyć hałasy dochodzące zza okien.

Nagle kątem oka rejestruję jakiś ruch. Momentalnie zastygam i wbijam wzrok w przejście do przedpokoju. Może to było jakieś odbicie w lustrze? Nie zasłoniłam przecież rolet w drugim pokoju, a na niebie wciąż rozbłyskują fajerwerki... Nagle znów widzę jakieś poruszenie. Dławię w gardle okrzyk i gorączkowo rozpamiętuję, czy aby na pewno zamknęłam drzwi na klucz. Powolnym ruchem odstawiam szklankę na stolik i delikatnie się podnoszę, próbując przybrać pozycję siedzącą. Przypominam sobie, że mam na nogach szpilki. Mogą mi posłużyć do obrony... Nic innego nie przychodzi mi do głowy ani niczego innego nie mam pod ręką. Choć w sumie mogę jeszcze rzucić w intruza pilotem. Moim ciałem wstrząsa dreszcz paniki i już wiem, że chyba nawet nie zdołam się poruszyć, a co dopiero rzucić do ataku.

Sekret Tamary     (nowość! UWAGA sceny 18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz