II

174 7 2
                                    

Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Wpatruję się w ekran od dobrej minuty, starając się zrozumieć, jakim cudem znalazłam się w takiej sytuacji. Stan mojego konta niebezpiecznie się kurczy, a moja przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania....
Rok temu zamieniliśmy mieszkanie na mniejsze, licząc że pozyskane w ten sposób pieniądze pomogą nam wyjść z długów. W końcu przez ostatnie trzy lata wydaliśmy wszystkie oszczędności, a nie chcąc brać pożyczek musieliśmy znaleźć inny sposób. Pomogło, ale jak widać tylko na chwilę... Odkąd Piotr nie pracuje niemal wszystko spadło na moje barki. Jego świadczenia są śmiesznie niskie, ledwo wystarcza na stałe rachunki, ale mimo to wydawało mi się, że jakoś wiążę koniec z końcem, a czasami nawet udawało mi się coś odłożyć.

Teraz coraz częściej widzę, że to wszystko bardziej przypomina pogoń za uciekającym króliczkiem, niż normalne życie. Wystarczy jeden niespodziewany wydatek i wszystkie oszczędności znikają. Tak jak wczoraj. Remont samochodu zamiast tysiąca kosztował mnie trzy, a urząd skarbowy nagle przypomniał sobie o jakimś podatku, który rzekomo mieliśmy obowiązek zapłacić. Tym sposobem z mojego konta w jeden dzień zniknęło kilka tysięcy złotych.

Siedzę z twarzą schowaną w dłoniach i z całych sił próbuję nie rozpłakać. Nie wiem, jak mam zacząć nowe życie, ani jak zakończyć aktualne... To wszystko mnie przerasta, odbiera nadzieję na lepsze jutro. Dopiero co pozbierałam się po bombie jaką na mnie zrzucił Piotr, a los ciska mi kolejną kłodę pod nogi. Gdyby chociaż moje finanse wyglądały lepiej, to miałabym jakąś motywację. Może chciałoby mi się znów żyć...

WTEDY

Patrzę na lekarza i próbuję zrozumieć, co właśnie do nas powiedział. Nie tego się spodziewaliśmy po blisko trzech miesiącach chodzenia po specjalistach i wykonaniu szeregu przedziwnych badań. To miał być stres, ewentualnie jakaś niegroźna przypadłość! Może jeszcze powinniśmy się zastanowić, zrobić jakieś kolejne badania?

- Wiem, że to brzmi jak wyrok – lekarz patrzy na nas spokojnie. - Proszę się nie stresować na zapas, może nie będzie najgorzej.

- Ale jest doktor pewien? - Patrzę na niego błagalnie.

- Wszystko na to wskazuje.

Zerkam dyskretnie na męża. Ma kamienną twarz i wygląda jakby właśnie się "zawiesił". Pewnie też nie może przetrawić tej strasznej diagnozy.

- Są różne odmiany stwardnienia, będziemy wszystko bacznie obserwować i na bieżąco starać się zaradzić, co tylko się da.

Oczami wyobraźni widzę Piotra na wózku. To jedyne skojarzenie, które mam z tą chorobą. Robi mi się słabo i przestaję słyszeć słowa wypowiadane przez lekarza. Patrzę na jego poruszające się usta i modlę się, aby to był tylko zły sen. Nagle czuję dotyk spoconej dłoni i przytomnieję. Muszę być silna, dla Piotra.

- Niczego nie przesądzajmy – uśmiecham się do niego, próbując powstrzymać łzy. - Niewiele na razie wiemy, a są różne odmiany, słyszałeś doktora...

Mąż uśmiecha się smutno i już wiem, że mnie przejrzał. Dostrzegł przerażenie w moich oczach, choć tak bardzo starałam się je ukryć.

Ubieramy kurtki i nic nie mówimy. Nadal milczymy wsiadając do samochodu i jadąc do domu. Mój mąż otwiera lodówkę i wyciąga z niej piwo. Siada na kanapie i je otwiera. Wpatruje się niewidzącym wzrokiem w butelkę, a ja stoję w drzwiach pokoju, zastanawiając się, co powinnam zrobić, albo powiedzieć. Uprzedza mnie.

- Może powinniśmy odwołać imprezę?

- Bez sensu – potrząsam głową. - Czterdziestkę ma się raz w życiu.

Sekret Tamary     (nowość! UWAGA sceny 18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz