XII

127 7 2
                                    

Ostatni raz muskam pędzlem policzek, po czym przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze, zastanawiając się, co ja tu, do cholery, robię.

Fakt, dwa miesiące temu byłam w innej sytuacji i myślałam, że to naprawdę świetny pomysł, ale teraz... Aktualnie sądzę, że jedynie zrobię z siebie idiotkę i żadne pieniądze nie są tego warte.

– Tamara! –Słyszę zniecierpliwiony głos i stukot obcasów.

– Już idę –odpowiadam, gdy otwierają się drzwi.

Lilianna krzywi się na mój widok, ale po chwili odciąga jej uwagę czyjś głos w słuchawce. Za nic w świecie nie chciałabym pracować tak jak ona... Dwanaście godzin każdego dnia, z tą przeklętą słuchawką wetkniętą w ucho i tuzinem ludzi z ciągłymi pretensjami o wszystko. Wieczne pilnowanie każdego człowieka na planie, tykającego zegara bezwzględnie odliczającego minuty do kolejnego ujęcia i niedojadanie... Chyba to ostatnie wkurzałoby mnie najbardziej.

Wzdycham ciężko i podążam za nią długim na pięćdziesiąt metrów korytarzem, myśląc o pięciu kilogramach, które musiałam zgubić przed rozpoczęciem zdjęć. Dwa miesiące katowania się na siłowni, restrykcyjna dieta i poczucie bezsilności, gdy po pierwszym miesiącu waga wskazywała sześćdziesiąt jeden kilo. Dwa kilogramy – tyle udało mi się zrzucić przez cztery tygodnie męki. Dziesięć lat temu byłoby to znacznie prostsze, ale po czterdziestce każdy kilogram w dół stanowił istny cud.

- Wchodzisz, uśmiechasz się szeroko i przedstawiasz wszystkim – instruuje mnie Lilianna. – Potem pałeczkę przejmuje Anika, staraj się po prostu za nią podążać.

- Jasne – mruczę pod nosem, nerwowo zerkając na ciężką, zieloną kotarę oddzielającą mnie od planu.

- Rozluźnij się. – Lilianna głaszcze mnie po nagim ramieniu.

Mam ochotę uciec, ale wiem, że nie mogę. Podpisałam kontrakt, nie stać mnie na zapłacenie kary za jego zerwanie.

W końcu materiał przede mną rozsuwa się, więc biorę głęboki oddech i robię dokładnie to, czego się ode mnie oczekuje. Gram.

Kroczę powoli w niewygodnej sukni, uśmiecham się szeroko i patrzę prosto w oczy prowadzącej reality show. Nie wiem, kto wymyślił tę nazwę, bo z rzeczywistością nie ma to nic wspólnego... Każdy obecny na tym planie ma do odegrania swoją rolę i nawet jeśli jest w niej szczery, nawet jeśli z założenia chciał tu być sobą, to i tak musi w pewnym momencie udawać. Scenariusz to bezwzględny szef.

Anika uśmiecha się delikatnie, mówi coś, ale jej nie słyszę. W słuchawce wetkniętej dyskretnie w moje ucho Lilianna wciąż powtarza, że mam się rozluźnić, bo idę jak na skazanie. Staram się jakoś poprawić mój krok, ale nie jest to łatwe w tej przeklętej sukni. Czuję na sobie wzrok dwunastu młodych mężczyzn, z których większość już miałam okazję poznać online poprzez ich prezentacje. Widzowie myślą, że to ja ich wybrałam spośród setek innych kandydatów, ale nic bardziej mylnego. Ani ja, ani dwie pozostałe kobiety nie miałyśmy na to wpływu. Już wtedy zaczęła się gra, budowanie takiego „świata", jaki chcą oglądać widzowie przed telewizorami. Trzy kobiety w okolicach czterdziestki, piękne i – przede wszystkim – doświadczone. Wiedzące, jak postępować z mężczyznami, świadome swojej wartości oraz tego, o czym marzą dziewczyny. Tak, dziewczyny. Dwunastu młodych mężczyzn, których wybrano do programu, z założenia nie potrafi obchodzić się z płcią przeciwną. To my – dojrzałe kobiety – mamy ich tego nauczyć. Każda ma pod swoimi skrzydłami czterech „losowo" wybranych kandydatów i za chwilę okaże się, którzy zostali dopasowani do mnie. Wiem, że jest to już ustalone, ale Lilianna z premedytacją nie zdradziła mi tej informacji, bo uważa, że lepiej odegram zaskoczenie, jeśli nie będę znała wszystkich szczegółów. Pewnie ma rację, słaba ze mnie aktorka. Wciąż nie wiem, jakim cudem dostałam ten angaż.

Sekret Tamary     (nowość! UWAGA sceny 18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz