Był środek wakacji. Tony, Shane i Dylan poszli na imprezę, a Vinc i Will byli w delegacji w Anglii.
Dochodziła godzina 1. Jako że byłam sama w domu postanowiłam trochę dłużej czytać książkę. Przerażała mnie wizja samej w tym wielki domu ale nie chciałam martwić tym braci.
Gdy miałam zamiar kłaść się spać usłyszałam wybijanie szyby i kroki na dole. Spanikowana schowałam się w szafie i zadzwoniłam do Shane.
Odebrał za 3 razem.-Czego- spytał Shane podirytowany tym że dzwonię.
-Ktoś chodzi po domu. Wbili szybę.- Powiedziałam przerażonym szeptem.
-Hailie gdzie teraz jesteś?- Słyszałam w jego głosie przerażenie.
-Schowałam się w szafie w swoim pokoju- powiedziałam- Shane oni wchodzą na górę.
-Spokojnie Hailie bądź cicho. Już jedziemy do ciebie, dobrze?- Rzeczywiście było słychać jak wsiadają do auta.
-Dobrze- powiedziałam cicho.
-Mała, głupiutka, naiwna Hailie Monet. Myślisz że nie wiem że tu jesteś? Twoi nędzni bracia zostawili taką dziewczynkę samą w domu?- To był jakiś mężczyzna. Byłam tak przerażona że telefon wypadł mi z ręki i rozległ się cichy huk który niestety mężczyzna usłyszał.-Oj, Hailie- parsknął śmiechem- Może umówimy się tak? Jeśli sama wyjdziesz ze swojej genialnej kryjówki, będę dla ciebie miły. Ale jeśli będę wyciągać Cię siłą, to nie będę milutki.
Zastanawiałam się co mam zrobić chciałam wyjść ale byłam sparaliżowana przez strach.
-No Hailie, masz 5 sekund.- Po tych słowach zaczął liczyć do pięciu. Chciałam wstać ale nie mogłam. To był koniec.- No cóż Monet. Chciałem być miły, ale widzę że wolisz na ostro.
Po tym usłyszałam dźwięk odbezpieczanego pistoletu. Drzwi szafy otworzyły się z wielką siłą. Porywacz złapał mnie za włosy i wyszarpał mnie za nie z szafy. Przy tym cały czas celując do mnie z broni.
- No, no Monet. Zobaczmy do kogo zadzwoniłaś.- Schylił się po mój telefon.- Uuu do Shana. Jak myślisz jeśli wejdą tu w trójkę, z czego Tony i Dylan kompletnie pijani, to czy dadzą radę 20 osobą na dole? - wiedziałam że nie ale się nie odzywałam. Po chwili na dole rozległy się krzyki.- O, to się przekonamy czy dadzą radę.- Po tych słowach szarpiąc mnie za włosy pociągnął na dół gdzie było ponad 20 osób. Na środku byli moi bracia. Każdy z nich był trzymany przez 3 osoby.
- Zostaw ją ty psycholu - Krzyknął Shane.
- Ona nic nie wie o organizacji- tym razem był to Tony.
Porywacz popchnął mnie tak że upadłam na ziemię blisko moich braci. Dalej mierzył do mnie z pistoletu.
- Radzę uważać, bo każde złe słowo to kolejny ból dla Hailie.- Powiedział porywacz uśmiechając się. - Jesteście bardzo nieodpowiedzialni że zostawiliście ją samą.
- Błagam nic jej nie rób. Weź nas.- Powiedział Dylan.
- Nas jest trzech, a ona tylko jedna. To lepsza zemsta jeżeli weźmiesz nas.- Rzekł Tony że łzami w oczach.
- No panno Monet. To będzie twoja decyzja. Ty czy oni.- Mówiąc to szarpał mną jak lalką.
- Hailie nawet o tym nie myśl - powiedział Dylan. Dobrze wiedzieli że wybiorę siebie. Za bardzo ich kocham.
Każdy patrzył na mnie z wyczekującym wzrokiem.- J-ja...- Powiedziałam cicho.