Słyszałam krzyki braci za mną lecz nie obchodziło mnie to. Chciałam uciec z tam tąd jak najdalej. Przez łzy w oczach nie za wiele widziałam.
W końcu przez brak kondycji zatrzymałam się po środku pustkowia. Oparłam ręce o delikatnie zgięte kolana i łapałam gwałtownie oddech.Wiedziałam, że to nie było tylko zmęczenie po biegu ale atak paniki. Moje nogi zaczęły uginać się pod ciężarem mojego ciała. Już po chwili leżałam na ziemi, patrząc w niebo i próbując się uspokoić.
Po kilku minutach usłyszałam nadjeżdżające auta. Nie przejęłam się tym, ponieważ wiedziałam, że na tym wypizdowiu nie mogło być nikogo, oprócz moich braci.
Usłyszałam kilka trzaśnięć drzwiami i po chwili trójka moich braci stała na dem mną.- Hej, Haile slyszysz mnie?- zapytał zmartwiony Dylan. Nie odpowiedziałam mu. Cały czas próbowałam złapać oddech, lecz nie wychodziło mi to.
- Hej, Hailie! Kurwa ona nie może oddychać!- krzyknął Tony.
- Hailie, spokojnie. Jesteśmy z tobą. Już wszystko dobrze.- uspokajał mnie Shane.
Mój oddech zaczął po chwili się normować.
- Chodź Hailie, pojedziemy do domu- zaproponował Dylan wyciągając do mnie rękę.
- Dasz radę wstać?- zapytał Tony.
-Chyba tak- odpowiedziałam i złapałam za rękę Dylana by było mi łatwiej.
Podeszłam z braćmi do najbliższego auta. Dylan otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja usiadłam na fotelu bokiem.
- Co teraz będzie?- zapytałam cichym głosem patrząc na każdego z braci po kolei.
- Wracamy do domu. Musisz odpocząć.- Powiedział Shane.
- N-nie chcę tam wracać. Boję się ich.- powiedziałam łamiącym się głosem.
Bracia spojrzeli po sobie. Nie za bardzo wiedzieli co zrobić. Widziałam to. Przeważnie w takiej sytuacji dzwoni się do Vincenta który wszystko załatwi lub poradzi co najlepiej zrobić. Jednak ta opcja nie wchodziła w grę. Widziałam zakłopotanie w ich oczach, jednak po chwili odezwał się Dylan pewnym tonem.
- Spokojnie dziewczynko. Nie odstąpimy cię na krok. Obiecuję, że nic ci nie zrobią. Ale jeżeli nie będziesz czuła się komfortowo zadzwonimy do ojca i on nam powie co mamy zrobić- powiedział unosząc lekko jeden kącik ust do góry.- zgadasz się?
- Dobrze...- odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
Sekundę później każdy był już w swoim aucie i zaczynaliśmy ruszać.
Chłopcy zdecydowali bym pojechała z Dylanem. Jest najsilniejszy, największy oraz najstarszy z nich więc nie powinien mieć problemu z ochronieniem mnie w nagłym wypadku.
Droga trwała około 1.5 godziny. Podczas niej strasznie się stresowałam powrotem do domu i spotkaniem dwójki najstarszych braci.
Dylan starał się lekko mnie zagadywać, lecz nie naciskał widząc moją niechęć do rozmowy.Hejka! Chciałabym was przeprosić za długą nieobecność. Po 14 rozdziale straciłam wenę i chęć do pisania. Na to nałożyła się nauka i treningi oraz gorszy czas w życiu który trwa do dziś
Mam wielką nadzieję, że dalej będziecie czytać i że o mnie nie zapomnieliście. Jest to krótki rozdział ale mam nadzieję, że będą one coraz dłuższe.Pozderki i do następnego! <3