Kwiat poświęceń
❧
Harry'ego budzi niezbyt delikatnie potrząsanie za ramię.
— Co się...?
— Wstawaj, Snape'owi odbiło i stoi pod wejściem do pokoju. Pierwszaki się boją. Załatw to, Potter — mówi Philip, który jest prefektem.
Przekręca się na drugi bok, odwracając plecami do chłopaka, po czym zakrywa głowę żółtą kołdrą.
— Potter. — Hendricks kopie w nogę łóżka. — Skargi są. Skargi. Ja dostaję skargi. Idź to załatw.
— Która jest godzina? — Powoli się podnosi, wycierając grzbietem dłoni ślinę z kącika ust.
— Północ jakoś? Emily z nim rozmawiała, grozi, że nie ruszy się, dopóki z tobą nie porozmawia.
— Co za upierdliwy...
...chuj — kończy już w myślach. Coś w podświadomości każe mu się zastanowić nad tym jak wulgarny stał się jego język ostatnimi czasy, jednak nie ma czasu tego roztrząsać.
Severus siedzi pod ścianą naprzeciw wejścia do pokoju wspólnego Puchonów; skubany wziął sobie książkę, by czytać, gdy czeka. Harry mruży oczy.
— Nie wyglądasz mi na umierającego — mówi, zamykając za sobą przejście. Mierzy Ślizgona oceniającym spojrzeniem. — Ani nawet na cierpiącego.
Chłopak podrywa się, gdy tylko słyszy głos. To zabawne, widzieć takiego Severusa: zmieszanego, spłoszonego i skruszonego. Zazwyczaj nosi głowę w górze, a nawet jeśli chowa się za kurtyną włosów, jego oczy ciskają błyskawice. Nawet gdy wie, że jest w błędzie, rzadko przyznaje to otwarcie.
— Harry. Jesteś — wyrzuca to z siebie z wyraźną ulgą słyszalną w głosie.
— Jestem — przyznaje niechętnie, uważnie przypatrując się twarzy Severusa, szczególnie ciemnym oczom. — Masz jakiś fetysz? Chcesz zaliczyć nocne czatowanie pod każdym z pokojów w Hogwarcie? Jeszcze Ravenclaw i twoja kolekcja będzie pełna.
Snape już otwiera usta, zapewne by rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje. Jego oczy rozbłyskują determinacją.
— Przyszedłem przeprosić.
— Och.
Harry zostaje wytrącony z równowagi. Zupełnie nie tego się spodziewał. Może jakiegoś umniejszania winy, wyjaśnień, zrzucenia winy na Jamesa... Ale przeprosiny powiedziane wprost, bez owijania w bawełnę... wydają się szczere. A Harry jest bezbronny wobec szczerości. Przywołuje wszystko, co w sobie ma, całą zawziętość, by nie wybaczyć mu tu i teraz.
— I co? Jak to sobie wyobrażasz? Będziesz mnie ranił, ignorował, a potem przepraszał, a ja jako ten naiwny Puchon mam ci z marszu wybaczać, tak? To nie związek, Snape, to czysta trucizna.
Snape przełyka ślinę; uwydatniając jabłko Adama, które odznacza się w migoczącym świetle magicznych pochodni na ścianach.
— Słyszałeś o historii Amaryllis i Alteo? Nie — sam się poprawia. — Przecież raz mnie o to pytałeś, a ja nie odpowiedziałem. Zrobię to teraz, jeśli zechcesz mnie wysłuchać.
Harry kiwa głową, więc Severus zaczyna mówić:
— Amaryllis kochała pewnego pasterza o imieniu Alteo, ale nie potrafiła wyznać swoich uczuć. Alteo był uosobieniem wszelkich cnót, uwielbiał kwiaty. Oznajmił, że pokocha tylko tę, która podaruje mu kwiat, jakiego jeszcze nie widział. Amaryllis poradziła się więc wyroczni. Za jej radą co noc, ubrana w białą suknię, raniła się złotą strzałą prosto w serce. Z jej krwi zakwitł szkarłatny kwiat; symbol jej uczucia, ale i poświęcenia, które była gotowa ponieść, by udowodnić swoje uczucia. I to mogę zaoferować ja. Poświęcenie. Miłość tak wytrwałą, że dzień w dzień wytrwale po prostu trwa. I jest.
CZYTASZ
Amarylis |snarry|
FanfictionMając pięć lat, Harry przenosi się w czasie, w wyniku czego wychowuje się wraz z Jamesem Potterem jako jego brat. Nie jest świadom tego, że nie pasuje do tych czasów i z całych sił próbuje dopasować się do świata, który powoli wkracza w wojnę. Mając...