Aksamitna śmierć IX

283 37 17
                                    

Aksamitna pustka


Harry Potter zostaje okrzyknięty Chłopcem, Który Przeżył. W sądzie z kolei Severus zostaje okrzyknięty śmierciożercą, ale Dumbledore ma jego plecy, broni go, dzięki czemu jako człowiek z czystą kartoteką może uczyć eliksirów w Hogwarcie.

Nienawidzi tego z całego serca. Czasami, gdy kolejny raz tłumaczy tłumokowi z Hufflepuffu, że kroi się ostrą krawędzią noża, nachodzą go myśli, że może jednak wolałby Azkaban.

Na początku się starał, Merlin mu świadkiem. Sam był świeżo po szkole, wiedział jakie to uczucie być niesprawiedliwie traktowanym przez dorosłych, którzy są za głupi, by dostrzec talent i go wydobyć. Chciał być sprawiedliwy, posyłać w świat kolejne talenty, inspirować... Zamiast tego dostały mu się rozwydrzone dzieciaki, które nie wiedzą, że miesza się po dnie, że nie pociera się oczu, kiedy przed chwilą dodawało się trujące liście do wywaru tą samą ręką (niezabezpieczoną żadną rękawiczką).

Jego życie stało się monotonne. Wstaje, doprowadza się do porządku (na tyle ile się da, wciąż nie może patrzeć na swoje odbicie zbyt długo), je w Wielkiej Sali pośród wszechobecnego rozgardiaszu, próbuje ignorować wrzaski bachorów (czasami jednak rzuca im spojrzenie spode łba i patrz z satysfakcją jak milkną przerażone), udaje się na zajęcia, próbuje nie zwariować, potem sprawdza zadania, przygotowuje następne zajęcia, nadzoruje szlabany, czasami patroluje korytarze, w wolnych chwilach starając się zachować pasje i zgłębiać wiedzę na temat eliksirów.

Wciąż pisze artykuły, warzy i eksperymentuje, znajduje w tym spokój. Weekendy poświęca właśnie na własną naukę, bo co to za nauczyciel, który tkwi w miejscu i się nie rozwija?

Pomimo znużenia i zirytowania czasami trafi się uczeń będący węglem, który pod odpowiednim naciskiem i ukierunkowanym staje się diamentem; nie brylantem, Severus nie ucina ich ambicji, nie kształtuje ich, daje im się po prostu wykazać, zostać najlepszą wersją siebie. Obserwuje z dumą jak eksperymentują, rozumieją go i wcielają nauki w życie. Uczy od czterech lat, jednak takich uczniów spotkał dwóch; większość to idioci, którzy nie potrafią odróżnić prawej strony od lewej i tylko chcą głupio wymachiwać różdżkami.

— Błazenada — wzdycha.

Dzisiaj ma dwugodzinny blok z pierwszakami: Hufflepuff i Gryffindor. Gorzej się nie da. McGonagall (wciąż ma problemy z mówieniem jej po imieniu) musiała układać plan tuż po którejś z kolei sprzeczce między nimi, inaczej nie potrafi wytłumaczyć tej złośliwości.

— Dzisiaj uwarzymy napój leczniczy z czyraków — mówi znużonym tonem. — Nie dotykajcie ostrych końców kłów węża oraz załóżcie rękawiczki, zajmując się kolcami jeżozwierza i jeżanki. Instrukcje macie na tablicy, ja zawsze służę pomocą. Pamiętajcie o wszystkich zasadach, jakie przerabialiśmy na pierwszych zajęciach, jak na przykład w którą stronę poruszają się wskazówki zegara. Jak zapomnicie, macie zegar na ścianie.

Zostawia bachory, a sam siada przy biurku, by sprawdzić eseje piątego roku. Czuje pewną satysfakcję, kreśląc błędy wściekle czerwonym atramentem.

— Panie profesorze!

Z westchnieniem wstaje. Puchon o rumianej twarzy cierpliwie trzyma rękę w górze, dopóki Snape do niego nie podejdzie.

— Co?

Chłopiec opuszcza rękę.

— Czy nie lepiej byłoby w złotym kociołku? Mój dziadek zawsze mawia...

— Twój dziadek nie prowadzi zajęć. To twój pierwszy eliksir... Lewis, tak? A więc drogi panie Lewis miedziany kociołek nada się w sam raz. Złoto bywa kapryśne. Nawet na siódmym roku nie pozwalam.

Amarylis |snarry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz