Aksamitna śmierć II

548 51 21
                                    

Aksamitna krew 


Malfoy Manor prezentuje się w całej okazałości, gdy Severus przekracza magiczne bariery otaczające posiadłość Lucjusza. Pawie przechadzają się zadbanymi alejkami wśród białych róż, które Narcyza tak uwielbia.

Zerka na zegarek. Jest idealnie na czas. Jak zwykle. Nie to co niektórzy... Zawsze gdy patrzy na zegarek z amarylis zatopionym w bursztynie myśli o Harrym. O jego ciepłym uśmiechu, zielonych oczach i nieograniczonej dobroci, jaką ten mu okazuje. Severus naprawdę nie zasłużył, by zyskać tak doskonałą drugą połówkę. Ale skoro już zdobył miłość, to nie pozwoli jej odejść.

Drzwi do posiadłości otwiera młody skrzat domowy, bez słów, jedynie z głębokim ukłonem prowadzi do go salonu, w połowie drogi potyka się o własne stopy; Severus zauważa, że jedna z nich jest zabandażowana i już ponownie zaczyna przeciekać krwią.

— Severus! Wspaniale, że jesteś! — wita go Lucjusz, gdy wchodzi do salonu.

W kominku płonie przyjemny ogień, odbijając się w karafce Ognistej Whiskey stojącej na stole, przy którym siedzi już Avery; z jedną nogą założoną na drugą przegląda Proroka Wieczornego.

Malfoy podchodzi, ściska mu dłoń i klepie po plecach.

— Akurat potrzebowałem twojej niezawodnej ekspertyzy.

Snape mimowolnie prostuje plecy na te słowa.

— Zawsze do usług.

— Cieszę się, że mogę cię zwać moim przyjacielem! — oznajmia głośno. — Chodź, napijmy się...

Gdy tylko siadają, przechodzi do sedna:

— Bo widzisz... to zaklęcie, które nam pokazałeś, cudowne, jednak wolałbym mieć większą kontrolę nad... nazwijmy to... dotkliwością zadawanych obrażeń.

— Żeby nie umierali za szybko — rechocze Avery. Milknie pod wypływem ostrego spojrzenia Lucjusza.

— Istnieje Zaklęcie Tnące czy Cruciatus — przypomina Severus.

— Bardziej... aby było mniej dotkliwe dla organizmu, ale wciąż satysfakcjonujące.

Severus potrzebuje wiele samowoli, by nie zdradzić mimiką twarzy obrzydzenia. Ma ochotę się zaśmiać — jest jednym, wielkim hipokrytą. Obrzydzenie powinien czuć do samego siebie. Zamiast tego odpowiada:

— Myślę, że powinienem coś zdziałać eliksirami. — W jego głowie trybiki zaczynają się obracać same, bez jego świadomego udziału, analizując składniki i ich działania, zmieniając przepisy, tworząc wszelkie możliwe kombinacje.

— I za to cię cenię, Severusie. Za to cię cenię.

Powinien nienawidzić siebie jak dobrze czuje się po usłyszeniu tych słów. Zamiast tego zajmuje miejsce przy stole, zaczarowana butelka od razu nalewa mu alkoholu.

— Narcyza w domu?

— Nie, poszła do siostry. — Lucjusz lekceważąco macha rękę. — W końcu tylko jedna jej została.

Avery parska pod nosem.

Zaczynają rozmawiać o polityce, o której tak kocha rozprawiać Lucjusz, więc Severus zamyśla się na chwilę, obrysowując opuszką palca krawędź szklanki. Co robi Harry? Pewnie siedzi na kanapie ze swoją mamą i śmieją się z Pottera, który oświadcza się Lily. Severus czuje obrzydzenie — Potter nie zasługuje na tak cudowną żonę. Severus tym bardziej, więc co dopiero Harry. Na Harry'ego nie zasługuje nawet w jednym procencie i ta bolesna świadomość potrafi zakłócić spokój duszy, kiedy na przykład już zasypia, ale nagle pojawia się ta myśl. I nie chce dać spokoju. Wierci dziurę w umyśle, dopóki Severus nie wstanie i nie zaparzy sobie filiżanki mocnej mięty. Siedzi na parapecie z parującym naczyniem, obserwując nocną Pokątną, która zawsze tętni życiem, tylko w inny sposób.

Amarylis |snarry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz