Imiona kwiatów VI

790 84 48
                                    

Kwiat trującego piękna


Święta u Potterów to tradycje: pachną pierniczkami, żywym drzewkiem, słodką czekoladą z cynamonem, dymem z kominka i herbatą z goździkami. W tym roku oprócz Syriusza towarzyszy im również Lily.

Harry zagląda do kuchni, ojciec tworzy swój grzaniec świąteczny, pierniczki już się pieką, więc Harry robi to samo, co każdego roku: taktyczny odwrót. Wycofuje się po cichu i dołącza do matki, która w składziku popija wino.

— Jesteś wreszcie — mówi szeptem.

— Mamo — stwierdza z bezsilnością, ale siada obok niej. — Składzik? Serio?

— Twój ojciec zna wszystkie inne kryjówki. Będzie kazał mi gotować razem z nim.

Oboje się wzdrygają na tę myśl — w kuchni Fleamont jest perfekcjonistą i tylko on potrafi osiągnąć efekt, który go zadowoli (choć nie przeszkadza mu to w wciąganiu wszystkich domowników w pomaganie).

— Pierniczka?

Harry bierze z pudełeczka ciastko w kształcie ludzika i zaczyna chrupać, myślami będąc w Hogwarcie.

— Mamo. Jak zakochałaś się w tacie?

Euphemia upija łyk czerwonego wina.

— Byłam młoda i głupia, trochę izolowana przez czystokrwistą rodzinę, więc na moim pierwszym balu, gdy go zobaczyłam w szacie wyjściowej... Od razu straciłam głowę.

— Czyli to płynie w krwi Potterów.

— Co?

— Zakochiwanie się od pierwszego wejrzenia.

— Masz na myśli Jamesa i Lily? Czy może jest coś innego o czym powinnam wiedzieć, hm?

— Jak poderwałabyś Ślizgona?

— Harry, ja byłam w Slytherinie. Zapomniałeś? Myślałam, że dawno wyjaśniliśmy sobie, że domy nie mają najmniejszego znaczenia.

— Tak, ale... on jest taki... ślizgonowaty. Mam wrażenie, że bardzo zagubiony, ale zbyt dumny, by to po sobie okazać.

— Więc pokaż mu, że go znalazłeś.

Harry myśli o słowach mamy przez całe święta. Gdy mają bitwę na śnieżki i James próbuje natrzeć go śniegiem, w jego głowie pojawia się obraz jak bardzo przeklnąłby go Snape, gdyby choćby zbliżył się do niego ze śnieżką w ręku. Gdy oglądają mugolskie filmy, które przyniosła Lily, myśli o tym czy Severusowi by się to spodobało.

Całe święta nie może wyrzucić go z głowy. Dlatego gdy ma okazję, postanawia porozmawiać z Lily.

Znajduje ją w kuchni, wyjadającą czekoladowe ciasteczka ze słoika.

— Mogę się przyłączyć?

— Jasne. Mleka? — Dziewczyna wskazuje podbródkiem garnek na kuchence, w którym gotowała wcześniej dla siebie.

Więc Harry wstaje i nalewa sobie ciepłego jeszcze mleka do kubka, siada naprzeciwko Lily i bierze ciasteczko, które chrupie w ciszy. Dziewczyna po czasie wzdycha.

— Wszystko okej?

— Tak — mówi, a potem zawiesza głowę, przygryzając przez chwilę wargę. — W sumie nie — zmienia zdanie. Palce kurczowo ściskają niebieski kubek. — Moi rodzice to mugole, cała moja rodzina jest niemagiczna, a... słyszałeś o tym ataku? Zabili całą rodzinę. — Knykcie bieleją od siły ściskania kubka. — Pod Londynem. Blisko. Bardzo blisko mojej rodziny. Zbyt blisko niż mi się to podoba. A... — Zawiesza głos i zamyka usta, zaciskając wargi. — Nieważne — dodaje cicho po chwili.

Amarylis |snarry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz