Rozdział 5

54 5 0
                                    

Snape chyba jednak miał jakieś ukryte pokłady zrozumienia i współczucia, skoro w późniejszym okresie czasu ani słowem nie poruszył tematu mojej okropnej zmiany.

Nie dało rady jednak mieszkać z kimś w jednym domu i nie rozmawiać w ogóle. Więc zarówno ja, jak i Snape znaleźliśmy kilka neutralnych tematów, które nie sprawiały, że któryś z nas się denerwował. Reportaże w gazecie były bardzo pomocne.

Obydwoje z równą zjadliwością denerwowaliśmy się na poczynania Knota. Wywracaliśmy oczami na każdą wzmiankę w artykułach na temat rodziny Malfoy i obydwoje uważaliśmy, że codziennie wstawiane krótkie wróżby na odwrocie gazety, są równie zabawne, co połykanie szkła, a mimo to i tak każdy z nas je codziennie czytał jakby były to nie wróżby, a dowcipy. Nie miałem ze sobą żadnych książek, ani prac domowych do odrobienia, więc często przeszukiwałem półki by poszukać jakiś tytułów by zająć swój czas, podczas, gdy Snape zajmował się jakimiś swoimi badaniami w małej pracowni do eliksirów w piwnicy.

Mężczyzna, ku mojemu zaskoczeniu, widząc jak męczę się z niektórymi tytułami czytając najwyżej po dwie kartki dziennie, dał mi kilka książek przygodowych i po raz pierwszy w życiu mogłem zrozumieć, dlaczego Hermiona zawsze miała coś pod ręką do czytania.

Historia młodego odkrywcy, który badał jakieś starożytne przeklęte ruiny w Amazonii była mieszanką fikcji i faktów. Seria zajęła mi czas na kilka dni i pozwoliła naprawdę skutecznie zapomnieć o tym jak bardzo jest teraz moje własne życie popaprane.

Przez dwa pierwsze tygodnie nie padło ani razu imię dyrektora. Nie wspomnieliśmy także ani słowem o Hogwarcie, oraz jego roli nauczyciela i szpiega. Sam też nie poruszałem nawet w swoich myślach tematu swojej przeszłości, przerwanej edukacji czy odebranych przyjaciół. Sam zakazałem sobie też myśleć o sobie, jako o Potterze. Byłem Dan. Bez nazwiska. Bez niczego. Tabula rasa.

Poruszanie się wychodziło mi coraz lepiej i schody, kiedyś mój największy koszmar, stały się z czasem polem do treningu. Gdy przechyliłem się w tył za barierkę i utrzymując się za pomocą ogona, zwinnie i szybko, praktycznie z głową w dół, potrafiłem przesunąć swoje ciało z jednego piętra na drugie omijając całkowicie stopnie nawet ja sam byłem z siebie dumny. Choć Snape, gdy mnie przyuważył przy wykonywaniu tego manewru przez chwilę stał i po prostu mrugał z głupkowatym wyrazem na twarzy, który wyrwał mi pierwszy chichot z ust od tygodni.

Zdołałem już też zbadać najbliższą okolicę, choć Snape zakazał mi wyraźnie opuszczać granice ogrodu zbyt często. Wspinanie się po drzewach i przesuwanie swojego ciała między gałęziami przypominało mi prawdziwą zabawę w małpi gaj. Starałem się żyć chwilą.

Zaczął się lipiec i cały dom i ogród zalało palące na skwar słońce. Nie miałem siły się ruszać i myśleć, a moje ciało podczas tego gorąca tak się rozleniwiło, że jak tylko wychodziłem na słońce, kładłem się w trawie i nie ruszałem przez dobre parę godzin. Jednak, gdy moje lenistwo w cieple zmieniło się w tydzień, Snape się zirytował.

- Dobrze, że nie dostałeś jeszcze do tej pory udaru. Ale teraz już najwyższy czas z tym skończyć, bo inaczej następnym razem jak pojawisz się na słońcu to chyba usmaży cię już całkowicie - Marudził, gdy podawał mi maść na oparzenia.

Mimo że wyraźnie moje łuskowane ciało lubiło promienie UV to moja ludzka skóra niełatwo to znosiła.

- Musisz się nieco ochłodzić i poruszać.

Popatrzyłem na niego pytająco, a on westchnął.

-Niedaleko jest rzeka. Przy takiej temperaturze woda powinna być znośna, a jesteśmy na tyle daleko od..

Lamia | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz