Rozdział 4

480 32 15
                                    

Lilith z Sebastianem zdążyli wrócić na kolację. W Wielkiej Sali pojawiły się na powrót stoły, które uginały się od najróżniejszych potraw. Zajęli miejsce przy stole Slytherinu, obok Ominisa.

- Jak ci minęło popołudnie? - zagadnął Sebastian, wyciągając rękę po półmisek z gotowanymi warzywami.

- Siedziałem tu i pilnowałem, czy na pewno nic głupiego nie strzeli ci do głowy - odparł. 

- Udam, że tego nie słyszałem. Powinieneś mieć więcej wiary we mnie.

Ominis skrzywił się, dając wyraźnie do zrozumienia, że w przeszłości dostał już nauczkę za całkowite ufanie przyjacielowi.

Ledwo skończyli jeść kolację, gdy profesor Black podszedł do katedry i uciszył wszystkie rozmowy.

- Czas, by Czara Ognia wybrała uczestników tegorocznego Turnieju Magicznego!

Wraz z dwójką pozostałych dyrektorów podszedł do Czary, która nadal płonęła błękitnym ogniem. Uczniowie wpatrywali się w nią z zapartym tchem. Wielu z nich trzymało kciuki.

Płomień Czary zachwiał się, zwiększył i wtedy wypadła pierwsza karteczka. Dyrektor złapał ją i przeczytał donośnym głosem:

- Uczestnik Durmstrangu, Tom Olsen!

Uczniowie w ziemistych mundurach zaczęli wiwatować i klaskać. Na podium wszedł wysoki chłopak, po którego posturze nie było wątpliwości, że sporo czasu poświęcał na ćwiczenia fizyczne.

Czara wypluła kolejną karteczkę.

- Uczestniczka Beauxbatons, Carmen Garcia!

Teraz rozbrzmiały okrzyki uczniów ubranych w błękit. Na podium weszła drobna dziewczyna. Uśmiechała się szeroko, odsłaniając śnieżnobiałe zęby.  

W końcu z niebieskich płomieni wypadła trzecia, ostatnia karteczka. Dyrektor złapał ją i oznajmił:

- Uczestniczka Hogwartu, Imelda Reyes!

Imelda wstała od stołu Slytherinu i przy akompaniamencie oklasków wpięła się na podest.

- Imelda? Naprawdę? - W głosie Sebastiana dało się słyszeć zaskoczenie. - Nie jestem przekonany, czy to dobry wybór.

- Czara Ognia zawsze wybiera najlepszych - odpowiedział Ominis. - Poza tym, Imelda jest wystarczająco uparta, by nie dać się zabić w Turnieju.

- Jeżeli konkurencje będzie traktować tak samo jak latanie na miotle, to nie wątpię w jej wygraną - przyznała Lilith.

***

Następny dzień minął spokojnie. Cała uwaga kręciła się wokół trzech uczestników, wybranych do udziału w Turnieju Trójmagicznym. Imelda przechwalała się na prawo i lewo, machała dłonią i rzucała co chwilę, że dla niej będzie to bułka z masłem.

Popołudnie było wyjątkowo ciepłe, więc większość osób po lekcjach wyszło na błonie. Część latała na miotłach na boisku do quidditcha, inni wędrowali ścieżkami wokół szklarń, a jeszcze inni siedzieli wokół fontanny znajdującej się przed wejściem głównym Hogwartu.

Lilith z Sebastianem postanowili skorzystać z ciepła, które lada moment miało ich pożegnać aż do następnego lata, i usiedli na trawie niedaleko drewnianego kortu przywoływaczy, gdzie dwóch puchonów zorganizowało sobie konkurs. Wokół nich zebrała się spora grupa uczniów, ponieważ nagrodą w konkursie miały być specjalne cukierki wywołujące natychmiastową gorączkę, co dawało możliwość urwania się z lekcji.

Lilith wyciągnęła ręce po szkicownik Sebastiana, którego prosiła, by go zabrał. Już rok temu chciała obejrzeć jego rysunki (Anne twierdziła, że chłopak ma talent), ale całkowicie wypadło jej to z głowy.

- Wiele szkiców nie jest skończonych... - usprawiedliwił się od razu ślizgon.

Krukonce absolutnie to nie przeszkadzało. Zaczęła przeglądać kartkę za kartką, na której znajdowała najróżniejsze rysunki - martwa natura, Hogwart, okolice Feldcroft, klasa od historii... A wszystko to wykonane tak pięknie, że mogłoby się równać ze zdjęciami.

- Niesamowite - przyznała Lilith, oglądając dalej. Znalazła porter Anne, co zaskoczyło ją jeszcze bardziej. - I umiesz rysować ludzi!

Sebastian wzruszył ramionami.

- Trochę zajęło mi nauczenie się anatomii, ale chyba było warto.

- Narysuj mnie.

Chłopak zamrugał zdezorientowany.

- Co?

- Narysuj mnie - powtórzyła Lilith, oddając mu szkicownik. Wpatrywała się w niego wyczekująco.

Sebastian nie wyglądał na przekonanego, ale wyciągnął ołówek i przewrócił na czystą kartkę. Już miał zaczynać, kiedy się zawahał, spojrzał z powrotem na Lilith i uśmiechnął się szelmowsko.

- Potrzebuję czegoś na zachętę.

Krukonka zmarszczyła brwi.

- Naprawdę?

- Pocałunek wystarczy - odpowiedział lekko.

Dziewczyna przewróciła oczami.

- Jesteś niemożliwy.

Ale wypowiedziała to z uśmiechem, po czym nachyliła się i skradła chłopakowi szybki pocałunek. Ten uśmiechnął się szerzej i wtedy przystąpił do rysowania.

Siedzieli w ciszy kilka minut. W tym czasie puchoni zakończyli swój konkurs i wszyscy się rozeszli. Znaczna część uczniów wróciła do zamku, ale paru postanowiło jednak pozostać na świeżym powietrzu jeszcze trochę dłużej. 

- Skończyłem - oświadczył Sebastian i podał szkicownik Lilith.

Czuła się, jakby patrzyła w lustro. Jej portret uśmiechał się, a Sebastian jakimś cudem sprawił, że nawet oczy wyglądały na radosne.

- Niesamowite - powtórzyła.

- Uważam, że teraz należy mi się nagroda.

Lilith zaśmiała się głośno, oddała szkicownik i wtedy ponownie pochyliła się, by złączyć ich usta w powolnym, cudownym pocałunku. Przeszedł ją dreszcz przyjemności, gdy Sebastian wplótł dłoń w jej włosy.

Po chwili odsunęła się, by spojrzeć ślizgonowi w oczy. Nadal trwali blisko siebie, Sebastian przesunął dłoń z jej włosów na policzek. Jego wzrok na chwilę uciekł za plecy dziewczyny i wtedy w jego ciemnych oczach pojawił się ostry błysk.

Lilith odwróciła się szybko, by zobaczyć o co chodzi. 

Garreth już się odwracał, ale zdążyła zobaczyć wstręt, malujący się na jego twarzy. 

W cieniu przewinień | Sebastian SallowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz