Pov.Tony
Zaszyłem się w pokoju na dobre 3 dnie nie wychodząc nawet jeść. Często ktoś pukał ale warczałęm na każdego żeby spierdalał ale gdy pukała Hailie czułem że nie mogę tak do niej powiedzieć więc smutno mówiłem że nie chcę rozmawiać. Pierwszy raz jak zapukała byłem tak zły i zdruzgotany że odpowiedziałem tak jak chłopakom i usłyszałem jak zaczyna płakać i biegnie do siebie. Było mi wtedy głupio, bardzo głupio. Dzisiaj też zapukała około 19.
- Możesz wejść- Byłem troszkę miły ale i tak smutny. Gdy weszła siedziełem na łóżku, podeszła i usiadła ma podłodze przodem do mnie, w ręce trzymała jakiegoś pluszowego dinozaura.
- Wszystko w porządku? Źle wyglądasz- Bardzo się przejęła moim stanem. Moje plecy opadły na materac.
- Wiem czego potrzebujesz- Nagle wstała i skoczęła na mnie plackiem.
- Kurwa młoda co ty robisz?- Próbowałem ją zepchnęć koło siebie.
- Nie dam się zepchnąć, nawet nie próbuj- Tak do mnie przywarła że odpuściłem i ją przytuliłem.
- Kocham cię Tony.
- No ja ciebie też- Hailie usnęła na mnie a po chwili ja też odpłynąłem.***
Obudziłem się ale Młoda jeszcze spała, po chwili się przebudziła.
- Cześć.
- Cześć. Coś się stało?
- nie, poprostu martwię się o ciebie Tony. Jesteś moim bratem nie darowałabym sobie że nie zauważyłam jak na przykład się tniesz.- wtuliła się mocniej .
- Wiem czego potrzebujesz- Wstając Przeżuciłęm ją przez bark i poszedłem do salonu.
- Tony zostaw mnie!- Zaczęła się śmiać. Doszliśmy więc zrzuciłem ją na kanapę i zacząłem łaskotać.
- Przestań!- W drzwiach pojawił się Dylan. Podszedł i złapał za nadgarstki Hailie podnosząc je do góry.
- Nie, Dylan zabije cię obiecuję- Uśmiechnął się i zaczął łaskotać. Po tym pszyszedł Shane i złapał ją za nogi.Pov.Hailie
Niech ktoś mnie uratuje. Zauważyłam Willa idącego w naszą stronę ale nie byłam w stanie się odezwać. Złapal Tonego, położył na ziemi i zaczął łaskotać. Wszyscy zaczęli się drażnić.
- Boże daj mi siły- Wszyscy przestali i spojrzeli na Vincenta.
- Lecę, pa malutka- Zaczęłam uciekać bo widziałam jak święta trójca się na mnie gapi a Dylan nawet zrobił krok w przód. Biegnąc do pokoju spotkałam Vince powiedział że jutro idziemy do szkoły, cieszyłam się bo i tak mam dużo zaległości a chłopaki nawet tego nie nadrabiali. Była 14, umyłam się i założyłam dresy oraz bluzę i zeszłam na dół. W kuchni stał Dylan i Shane.
- Jutro idziemy do szkoły- Podskakując z nogi na nogę poszłam do Shanea i go przytuliłam.
- Zajebiście- Dylan prychnął pod nosem, wiadomo że to był sarkazm.
- Podziwiam cię za to że masz tyle entuzjazmu- odkleiłam się od Shanea, stanęłam wyginając jedno biodro, podpierając się o nie ręką a drugą machnęłam włosami.
- Stój i PODZIWIAJ- Zaśmiałam się i wzięłam obiad.
Na drugi dzień wstałam koło 6.40 i się ogarnęłam, zeszłam na dół i oczywiście zombi chłopcy już tu byli, każdy zdychał gdy ja byłam pełna energii.
- Jedziesz z Tonym- Krzyknął Shane wychodząc z Dylanem. Zorientowałam się że zaraz będziemy spóźnieni więc zebrałam Tonego i pojechaliśmy. Nagle skręcił w drugą stronę.
- Co ty robisz?- Jezu czy z nim może być kiedyś normalnie.
- Jadę po swoje dziecko.
- Tony ja chcę do szkoły.
- Nie odwiozę cię bo wypalasz chłopakom.
- Nie powiem.
- Powiesz.
- Sami do tego dojdą bo nie umiem kłamać panie mondralo- Zdałam sobie z czegoś sprawę.
- Dobra jadę ale tylko dlatego że jeszcze to dziecko nie daj boże upuścisz.
- Nie upuszczę.
- Ah tak. To jakim cudem kolczyki które miałeś trzymać przypadkiem ci upadły?
- Mówiłem to był przypadek.