Rozdział: Szósty

16K 154 5
                                    

Siedzę na krześle tak, jak mnie zostawiano. Nie potrafię do siebie dojść. Czuję się podle. Zostałam zgwałcona drugi raz, przez dwóch różnych mężczyzn. Jestem tutaj całkowicie sama, zdana na siebie, a tak niewiele mogę...

Słyszę kroki w moją stronę i odrazu zeskakuję z krzesła i staje po drugiej stronie wyspy, aby ona oddzielała mnie od osoby, która się zjawi.

-- Co ty kurwa robisz?! Gdzie alkohol?! -- wrzasnął Nicholas.

Ledwo go widziałam. Obraz miałam cały rozmazany przez łzy, a twarz skrzywioną w żalu. Zaciskałam mocno palce na krześle, potrzebowałam schronienia.

Mężczyzna nic nie powiedział, opuścił pomieszczenie, a ja kucnęłam chowając twarz w dłoniach. Szloch ogarnął całe moje ciało. Nie potrafię się pozbierać, nie potrafię pogodzić się z tym, jak z gwałtem Nicholasa, ponieważ to już za wiele. Ci mężczyźni sprawiali mi ogromny ból łapiąc za moje pośladki tymi obślizgłymi łapami, ten język.

Niekontrolowanie zaczynam krzyczeć i łapiąc za karafkę z alkoholem rzucam nią o podłogę. Dopiero teraz gwałtownie oddychając łapie się za głowę, rozumiejąc, co zrobiłam.

Zaczynam panicznie zbierać szkło i zanosić do kosza, kiedy słyszę, jak ktoś się znowu zbliża. Widząc w progu Nicholasa patrzę na niego i bezgłośnie błagam o litość.

-- Bycie kelnerką, dla moich gości, to tak kurwa wiele dla ciebie?! -- wrzasnął ruszając w moją stronę.

Zakryłam twarz rękoma, nie chciałam na niego patrzeć. Widzieć jego złości, pogardy.

Chwycił mnie za przedramię i pociągnął za sobą. Skierował się na górę. Potykałam się o każdy stopień, bo szedł naprawdę szybko. Łzy zniekształcały mi cały obraz.

-- Zaraz wrócę, jeśli wyjdziesz, zabiję cię. -- powiedział beznamiętnie, trzaskając za sobą drzwiami.

Usiadłam na podłodze w rogu i okryłam sie ramionami. Schowałam głowę w nogach i szlochałam. Ten zboczeniec doprowadził mnie na skraj, ale ja nie mogę się poddać. Wytłumaczę Nicholasowi, co zaszło, musi mnie zrozumieć i nie krzywdzić.

-- Max, mamo... tato. -- wymieniałam. -- Luna, Patrick. Błagam was... uratujcie mnie, za nim w moim umyśle pojawią się destrukcyjne myśli... -- mówiłam do siebie, nadal będąc skuloną i otuloną własnym ciałem.

Wrócił, mam wrażenie po blisko godzinie. Szarpnął mnie za ramię i rzucił na łóżko, zdzierając ze mnie spódnice.

-- Wysłuchaj mnie najpierw! -- błagałam przez łzy, gdy zdarł ze mnie również bieliznę.

Odszedł ode mnie i ruszył do komody. Poprawiłam pozycję i usiadłam na skraju łóżka, licząc, że chce mnie wysłuchać.

Odwrócił się i pewnym krokiem do mnie wręcz doskoczył.

-- Co robisz! -- pisnęłam niemalże dławiąc się łzami, gdy zaczął zakładać mi knebel.

Wyrzucałam z siebie stłumione krzyki, kiedy znowu odwrócił mnie tyłem do siebie. Próbowałam krzyczeć, aby mnie wysłuchał, ale na marne.

-- Mogłaś nosić zatyczkę, byłoby łatwiej. -- powiedział, a ja poczułam, jakbym dostała obuchem w głowę.

Zaczął rozciągać moje pośladki, aby ułatwić sobie dostęp do mojego odbytu. Wierciłam się, jak nigdy. Umrę, jeśli wejdzie w te dziurkę.

-- Milcz, albo wejdę za jednym razem. -- odparł.

Nie zamierzałam, nadal wyrzucalam z siebie krzyki i piski mimo, że stłumione, nie przestawałam. Chciałam wywalczyć wysłuchanie mnie, tylko tyle i aż tyle...

Dla Pana  [ +18 ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz