Rozdział: Dziewiętnasty

8.3K 142 38
                                    

Nicholas

Starałem się zachować spokój do samego końca, ale jak tylko opuściłem sypialnie zalała mnie krew.

Nie wierzę, że to się wydarzyło pod moim dachem, nie wierzę, że jeden z moich ludzi mógł się posunąć do czegoś takiego.

Zmierzam do wyjścia na zewnątrz, gdzie powinien znajdować się V, pilnując, aby nikt niepowołany się tu nie dostał.

Dostrzegam go przy bramie rozmawiającego przez telefon. Ruszam w jego stronę wyjmując broń ze spodni i odrazu ją odbezpieczając. Wykonuję strzał w powietrze, zwracając na siebie uwagę karalucha.

-- Szefie...

-- Ryj. -- mówię wykonując kolejny strzał, który przelatuje tuż obok jego głowy. -- Do pokoju, wiesz którego. -- warczę celując w jego głowę.

Wymija mnie z uniesionymi rękoma w górze i rusza przed siebie. Resztkami sił powstrzymuje się, aby nie zajebać go tu i teraz.

Wchodzi do pokoju, gdzie na środku stoi jedno krzesło, z linami w około. Podchodzę do komody chowając broń do spodni. -- Siadaj. -- Łapie w dłoń dużą zapalniczkę i nóż, odwracając się w stronę V.

-- Wiązać cię chyba nie muszę. Wiesz, jak skończysz, gdy ruszysz się nieodpowiednio. -- mówię.

Podchodzę do niego i na jego oczach nagrzewam ostrze, aby bardziej bolało. -- Broń pod moje nogi. -- mówię, a broń sekundę później ląduje tuż obok mnie. Bez ostrzeżenia wbijam nóż w nogę zdrajcy, czemu towarzyszy mi głośny krzyk.

Słyszę stąd głośną muzykę, którą kazałem puścić kobiecie. Nie chciała patrzeć, jak zabijam w salonie tego dewiata, więc podejrzewam, że i teraz nie chciałaby tego widzieć ani słyszeć.

-- Opowiedz mi, co zrobiłeś. -- opieram się pośladkami o komodę nagrzewając kolejne ostrze. -- Mojej Isli. -- cedzę, a furia zalewa każdą komórkę mojego ciała.

Wykonuję krok słysząc głuchą ciszę, której nie toleruję, gdy zadaję pytanie.

-- To był błąd! -- krzyczy, gdy robię zamach, aby wbić nóż w drugą nogę. Jednak zatrzymuje ostrze w powietrzu i uśmiecham się nieznacznie z zażenowania.

-- Opowiadaj. -- mówię rozweselony, choć każdy, kto mnie zna wie, że to śmiech, który świadczy tylko o jednym. Zabiję.

-- Mongir chciał, żebyśmy ją wzięli we dwójkę na raz to...

-- W co ją pieprzyliście. -- wbijam mocno nóż w drugą nogę, czując, że każde jego zdanie spycha mnie na skraj kontroli siebie samego.

-- We wszystko! -- krzyczy przez zaciśnięte zęby z bólu, schylając głowę prawie do samych kolan.

Odwracam się i ruszam z powrotem do komody. Przeglądam wszelakie przedmioty do tortur, których dawno nie miałem okazji używać. Łapię jednak za coś oczywistego, młotek.

Odwracam się machając nim w rękach. -- Nie wiem czy wybić ci nim zęby czy połamać palce. Co wolisz? -- unoszę jedną brew ku górze.

Dla Pana  [ +18 ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz