<11>

287 17 9
                                    

<Macaque>

Poczułem dziwne uczucie, jakby ktoś mnie bardzo mocno obejmowal, nie mogłem jednak zauważyć kto. Czułem jakby moje powieki były zrobione z metalu.

Chwile później usłyszałem jakieś głosy. Jednak nie mogłem poznać do kogo one należą, wtedy przestałem słyszeć cokolwiek.

<Monkey King>

Macaque opadl na moje ramiona. Chyba zemdlał, pomyślałem że wezmę go na górę jednak MK zaproponował żeby zabrać go do niego, będzie miał kto się nim zaopiekować.
Zgodziłem się i zabraliśmy Macaque do MK, zdziwiłem się jak czysto miał on w swoim domu, w moim monza utonąć w starych ciuchach i paczkach po chipsach.
Położyłem Macaque na jego łóżku, zauważyłem ze ma on ogromną ranę na oku.

-Musze iść już do pracy! Jak przyjdę przyniosę wam kolacje!- krzyknął po czym wybiegł z domu, zostałem sam z Macaque.
Usiadłem na łóżku obok niego, poczułem jak jego ogon owija się w mój.
Zauważyłem również że zaczął się budzić.
-Mm~- obrócił się na plecy i odwinal swój ogon.-Gdzie jestem?~- powiedział cicho patrząc przed siebie a później na mnie.

-Jestesmy u MK.- powiedziałem patrząc na jego twarz, wszystkie pęknięcia zniknęły.

-No i dobrze. W tym syfie w twojej chacie bym nie wytrzymał- powiedział po czym podniósł się i usiadł w sadzie skrzyżnym.

-Ciesz się ze jesteś tutaj i żyjesz.- powiedziałem po czym przysunąłem się bliżej niego.

-Pic mi się chce. Weź coś przynieś- powiedział do mnie po czym znowu się położył.

-A co ja jestem twoja pokojówka?-

-Ta. Puki jestem poważnie ranny możesz nią być. Przynieś mi jakiś sok.- powiedział machając na mnie ręką. Poszedłem więc do kuchni, w kuchni MK Był większy rozpiźdźiaj niż w moim domu.
Gdy przedostałem się przez stertę opakowań po żarciu zobaczyłem że na stole leży pudełko z napisem ,,nie ruszać"
Wiec podszedłem i je otworzyłem. W pudle były różne niepodpisane butelki z dziwnymi zawartosciami.
Chwyciłem więc jedną Z nich, na niej byłą naklejka w kształcie brzoskwini.. lub serca.. nieważne w jakim, napiłem się trochę żeby zobaczyć czy nie jest to przypadkiem jakaś trutka, jestem nieśmiertelny więc mnie nie zabije, nie czułem się źle więc to nie była trutka.

Poszedłem do wielce chorego i umierającego na łóżku Macaque i dałem mu napój.
-To nie jest woda z trutka tak?- powiedział patrząc na zawartosc.

-Próbowałem i nie jest to trutka- powiedziałem znowu siadając na progu łóżka.

-Ta fajnie.- Odpowiedział po czym napił się z butelki, wtedy coś dziwnego zaczęło się dziać...

<Macaque>

Napiłem się z butelki którą przyniósł mi Wukong.
Gdy wypiłem resztę zawartości coś dziwnego zaczęło się dziać. Przez krotka chwile poczułem dziwne mrowienie w brzuchu, ono jednak szybko przeszło więc nie skarżyłem się na nic.
Spojrzałem się na Wukong'a, poczułem jakby motylki w brzuchu.

-Uh.. Wukong?- Zapytałem, czując ze jego ogon owinal się w mój.

-Tak?- Zapytał zabierając mi butelkę.

-Z kad to wziąłeś?-

-Z pudla z napisem,,nie ruszać" na stole.-

-Cholera głupku! MK mówił że jakieś demony próbowały jakimś gównem zakochać całe miasto w sobie!- wyrwałem mu z rąk butelkę i zacząłem sprawdzać etykietę.

-ale to jest zwyczajny brzoskwiniowy napój- powiedział uważne się mi przyglądając.

Spojrzałem na rysunek na opakowaniu.
-Wukong Cholera go nie brzoskwinia! To jest serce!-

Nienawidzę cie!~ ShadowPeachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz