ROZDZIAŁ X

14 2 26
                                    

Następne kilka dni było pracowitych, bez wielkich przerw na odpoczynek czy nieróbstwo. Według nowo założonego przez Silasa „dziennikiem apokalipsy" (Astrid podsunęła ten pomysł znudzonemu dzieciakowi, tym samym dając jego obecności poczucie celu, co jak musiał przyznać - działało znakomicie) miało minąć zaledwie dziesięć dni od początku końca, jednak Bible czuł jakby tkwił w tej otchłani bez wyjścia już długimi tygodniami.

Podział na grupy nie przeszkadzał mu, bo oznaczał że z łatwością mógł unikać większego kontaktu z większością współmieszkańców, pozwalając sobie tym samym na skupieniu się na własnym zadaniu, a czasami na własnych prywatnych rozmyśleniach którymi w najbliższym czasie nie zamierzał się z nikim dzielić.
Jego dłonie bolały jak nigdy wcześniej, a palce cierpiały z powodu nabrzmiałych odcisków gdy Bible wreszcie padł na suchą i pylistą ziemie, swoim ciężarem pomagając powstać sporej burzy brunatno-szarego kurzu i martwych komórek.

Ten gwałtowny ruch natychmiast ściągnął na niego uwagę wścibskich oczu najmłodszego z towarzystwa który jak się fartownie (albo niefartownie?) złożyło, zaplanował mu dzisiaj towarzyszyć.
—Wszystko okej? - zapytał kręconowłosy, przechylając jednocześnie głowę w bok, sprawiając że jego młoda twarz przez krótką, ulotną chwilę wydała się jeszcze bardziej dziecięca niż jest w rzeczywistości.
—Chcesz abym Cię zastąpił?

Wyciągnął ręce by nie czekając na odpowiedź starszego zatopić dłonie w tonach rozkopanej, suchej ziemi. Bible strącił je z drogi szybkim i zdecydowanym ruchem, nie zwracając większej uwagi na zdziwiony wyraz twarzy wymalowany na twarzy Silasa.
—Poradzę sobie, po prostu potrzebuje chwili przerwy. - wydyszał z siebie a następnie odepchnął plecy od kory starego drzewa tylko po to by brudnymi rękoma wspomóc swoje ciało w poprawieniu pozycji półleżącej.

Popołudniowe, letnie słońce okraszało wszystko dookoła swoim wdziękiem i przyjemnym ciepłem gdy Bible zamknął oczy i wyrzucając z siebie głęboki wydech oparł prawą, bardziej ubłoconą dłoń o swój odkryty, chudszy niż kiedykolwiek przedtem brzuch.

Nie mógł zobaczyć teatralnego skrzywienia na twarzy Silasa ani też jego niechętnie podjętej decyzji o wypuszczeniu nierozłącznego z nim przez ostatnie dni dziennika i oparciu się o konar na wpół martwego drzewa, tuż obok zmęczonego pracą i pogodą kolegi.

—Musisz porozmawiać z Finnem i Margaritą, ta cisza między wami nie przyniesie nic oprócz szkód w dłuższej perspektywie czasu.

Bible nie otworzył oczy ani też cieleśnie nie okazał reakcji na te słowa.

—Wiem że jest Ci ciężko oraz że nie czujesz się komfortowo w ich towarzystwie, ale żeby dążyć do wspólnego celu musimy być zjednoczeni, inaczej sami nie podołamy. - dodał, odrywając wzrok od twarzy widocznie ignorującego go kolegi by wbić go w błękitno niebieskie niebo, nieskalane chmurą czy też przebarwieniem.
—Finn chce dla Ciebie dobrze, on po prostu nie popiera ani nie rozumie twojej idei na uratowanie naszej grupy.

—A ty?

Silas mrugnął zdezorientowany by po chwili wrócić wzrokiem do Bible tylko by odkryć że jego oczy były szeroko otwarte i tylko lekko szalone gdy załamywały światło słoneczne które do nich docierało.

—Co ja? - dopytał zagubiony.

Bible uśmiechnął się lekko pod nosem.
—Czy ty rozumiesz i popierasz mój pomysł?

Silas przez kilka długich sekund nie odpowiadał, wyglądając jakby poważnie zastanawiał się nad słowami których powinien użyć w odpowiedzi na pytanie starszego kolegi.
Wreszcie podniósł brodę i połączył swój wzrok z tym Bible.
—Rozumiem dlaczego myślisz że twój sposób to jedyny słuszny.

UlicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz