ROZDZIAŁ XIV

9 2 16
                                    

— Nie chcesz być jak twój ojciec, chłopcze. - znajomy głos opłynął go z każdej strony.

Znajdował się w płonącej, szklanej łodzi.  Rozejrzał się spanikowany wokół siebie, próbując zidentyfikować okolice, ale na wiele mil w dal jedyne co potrafił dostrzec to ocean wzburzonej lawy, falujący pod wpływem porywistych, trujących wiatrów.
Jego ciało również płonęło, uświadomił sobie, podnosząc dłonie na wysokość przesuszonych, szczypiących oczu.

Nie płonął dosłownie. Żadne płomienie nie okaleczały jego ciała, owijając go swoim gorącym, śmiercionośnym uściskiem. Żar wydobywał się z jego wnętrza. Bible mógł poczuć kotłujący się od stóp do czubka głowy ogień, niszczący wszystko co tylko napotkane na swojej drodze.

Bible krzyczał tak głośno, że jego płuca bolały, ale żaden dźwięk nie opuszczał jego ust.  Nagie ciało owinął ramionami w kolanach i starając się ignorować zalewającą go z każdej strony lawę i toksyny, schował głowę w kolanach, pozwalając swoim oczom przymknąć się po raz ostatni.
Zatkał uszy dłońmi i zaszlochał w bolesnej ciszy, myśląc o ciepłych dłoniach matki.

— Nie próbuj uciekać z ulicy, Bible. Nie bądź tak głupi, jak twój ojciec.

Bible oddał się nieprzytomności z o wiele zbyt wielkim entuzjazmem.

[**]

Gdy otworzył oczy i zakaszlał sucho, przeklinając swoje przesuszone gardło, Bible poczuł wyraźne poczucie deja vu.

Obrzydliwość i rzeczywistość snu sprawiły że jego ramiona zatrzęsły się niekontrolowanie. Nawet nie rozglądając się po pokoju w którym leżał (najwyraźniej znowu musiał odpłynąć na kilka dób) przewrócił się na prawy bok, tak by mieć twarz skierowaną do ściany i odkręcił wiecznie przykręcony korek, powstrzymujący jego niechciane emocje przed wypłynięciem na powierzchnie.

Płakał, krzyczał i krztusił się, nie dbając czy ktokolwiek go usłyszy. Skóra na jego karku i plecach nadal była przeraźliwie gorąca i cierpka, gdy zwinął się w kulkę pod pościelą, pozwalając łzom lecieć według własnych upodobań. Nos przeciekał a oddech drżał z powodu chłodnego powietrza w pomieszczeniu, co kolidowało z tym, co poczuł zaledwie kilka minut wcześniej w hiperrealistycznej wizji.

Kim właściwie był Frank LaCroix?
Kim był jego ojciec?
Czy mieli jakąś kontrolę nad jego umysłem?

Dlaczego, do cholery, nawiedzał go głos prawdopodobnie martwego dziadka?!

Zakrył uszy dłońmi, dokładnie tak samo jak w koszmarze, uświadomił sobie i załkał jeszcze głośniej.
Obrzydliwe uczucie przetoczyło od jego żołądka aż do gardła, gdy wspomnienie o piekielnym bólu nawiedziło jego przegrzaną głowę. Ból którego doświadczył był zbyt bolesny by być przeznaczonym na ludzi. Bible nie sądził by jakikolwiek człowiek w rzeczywistości mógł przeżyć tak ogromną mękę, jaką było spalenie żywcem od wewnątrz.

Cień dłoni wylądował na zaciągniętej kołdrze, a Bible podskoczył w przerażeniu, przez chwilę przekonany, że towarzyszącą mu osobą jest jego dziadek we własnej osobie.

Nie miał wystarczająco dużych pokładów pewności siebie, by zsunąć materiał z twarzy, ale praktycznie mógł poznać oddech towarzyszącej my osoby.

— Bardzo mi przykro, Bible. Nawet nie wyobrażam jak okropnie musiało być.

Silas brzmiał na szczerego, uświadomił sobie, owijając dłonie wokół polików, by zetrzeć zapewne czerwone ślady łez.
Chłopiec nie zabrał dłoni, zamiast tego zacisnął ją mocniej na bawełnie pościeli.
— Znajdziemy sposób na przeżycie bez wychodzenia poza mury. - uspokoił go bezskutecznie.
— Finn mówi, że jest na tropie do odkrycia odpowiedzi na kilka trapiących nas pytań.

UlicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz