ROZDZIAŁ XII

8 2 28
                                    

Losu kręte ścieżki kroczysz,
poprzez ślepia wielkie i sarnie oczy.
Poprzez smutek i tęskne jawy,
Piecze promień gdy suniesz łzawy.
Ty nie mruż! Popłoch cię zgubi,
walkę z własnym pragnieniem
toczysz i toczysz bez rachuby!
Droga zbacza,

Niwa cichnie, przygrywają wrony,
Milkniesz i ty, pięknem poskromiony.
Mirażem i słuch oszukać można,
bo przecież
Patosem byt nie tylko jest utkany,
cierpieniem świat nie jedynie malowany.
Pobrane nauki w sercu toną,
gdy nieznane rozbrzmiewają nuty
Rytmiczną pieśnią nuconą,
Uciekaj! Uciekaj z siedliska wiecznej smuty!

Wtedy utopie znajdziesz w najprostszych rzeczach,
kubku kawy i suchych krakersach
i w jej oczach,
ślepia wielkie, serce otwarte
znalazłeś to.
Znalazłeś to, co w życiu najwięcej warte.
— „W poszukiwaniu szczęścia" by RonnieAnz

Bible próbował sobie przypomnieć całą sobotę. Niedzielę spędził rozrysowując wyblakłe już rysy twarzy tajemniczego chłopca, próbując przypomnieć sobie uczucie jakie przeszło przez jego ciało gdy wypowiedział jego nazwisko.

Bo Zakaryan musiało być nazwiskiem, prawda? Wpisał je raz czy dwa w wyszukiwarkę (no dobra, może więcej niż dwa razy, nie mógł nic poradzić na swoją ciekawość!) ale wyniki jakie na niego czekały nie zaspokoiły jego głodu wiedzy.

O sierpniu 2028 też nie dowiedział się niczego ciekawego. Zapewne miało to coś wspólnego z faktem że ten miesiąc miał nadejść dopiero za czterdzieści sześć dni, ale to w żaden sposób nie uspokajało jego pędzącego umysłu.

W poniedziałek zaczął myśleć że zwariował.
Nie mogło być żadnego zielonookiego chłopca o nazwisku Zakaryan w jego lustrze, samo powiedzenie tych słów na głos brzmiało niedorzecznie.

Poza tym jego matka nic nie usłyszała, co byłoby niemożliwe przy donośnej rozmowie którą prowadził z nieistniejącym lustrzanym chłopcu.

Nie powstrzymało go to jednak przed zakrywaniem wszystkich luster w pokoju kocami gdy przebierał się z piżamy lub szedł spać.

We wtorek był już pewny, że wydarzenia z soboty były jedynie dziełem jego bujnej wyobraźni.
Szkoła była jedną wielką i długą plamom z której nic nie zapamiętał. Powrót do domu też wydawał się niejasny. Wyszedł z budynku a następnie....?

Bible wyraźnie pamiętał kolacje zjedzoną z matką przy kuchennym stole. Pamiętał jej podekscytowane oczy i piskliwy głos, gdy opowiadała mu o planach jakie dziadek Frank miał wobec niego.

Co Bible wtedy zjadł? Nie mógł przypomnieć sobie tekstury jedzenia, które raz po raz przez dobre pół godziny spożywał w trakcie rozmowy z matką.

Film lecący w tle na średniej wielkości telewizorem również był rozmazany. Jakby Bible wiedział że coś oglądał, ale nie mógł powiedzieć nic poza tym.

Słowa matki były najwyraźniejszym punktem wieczoru.

„Dziadek powiedział że przyjedzie po ciebie pierwszego sierpnia. Prosił byś zabrał za sobą wszystkie najważniejsze rzeczy."

Pierwszy sierpnia.

Zdjął okulary z nosa późno w nocy.
Odłożył telefon na szafkę nocną a tuż obok niego delikatnie i ostrożnie ułożył oprawione w czarny, cienki metal, porysowane szkiełka.

W pokoju było całkowicie ciemno. Tej nocy nie pozwolił do środka dostać się ani strużce światła księżycowego. Ciepło żółte światła ulicznych latarni również były niemile widziane.

Zaciągnięte rolety od czasu do czasu powiewały na wietrze dochodzącego do środka przez uchylone okno.
Poza tym było cicho.

Zamknął oczy, jeszcze raz myśląc o zielonych oczach nawiedzających go w snach. Były miłą odskocznią od koszmaru pełnego lawy i śmierci, uświadomił sobie.
Nawet jeśli ich właściciel nie był równie przyjemny w oglądaniu, to było o wiele lepsze.

UlicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz