kilka dni później:
— Valdisson i reszta jego przydupasów coś kombinują - zaczęła swój codzienny wywód Sophia, a Armen nie mógł powstrzymać się przed przewróceniem oczami. Siedzieli na dachu, dziękując Bogu za piękną pogodę, która wyglądała dość groteskowo w połączeniu z ciemnoczerwonymi płomieniami na krawędzi jego wzroku.
Leżał plecami płaska na zimnym, szarym betonie, mrużąc oczy na promiennie porannego słońca. Pogoda wreszcie zaczynała przypominać koniec sierpnia, uświadomił sobie i uśmiechnął delikatnie, nie chcą zwracać na siebie uwagi i tak już podburzonego brata.
Sahak od kilku dni nie spał. Poruszał się w już mu znanych i zbadanych obszarach, próbując skradzioną lornetką wypatrzeć w horyzoncie coś, czego chyba on sam nie potrafił określić. Jedynie Hakob był na tyle odważny by próbować zmusić go do snu, ale tamten chłopak już od małego miał skłonności samodestrukcyjne.
Sophia, młoda dziewczyna czarnych i wielkich jak sarna oczach, kontynuowała swój raport, z wyraźnie przytłumionym i zawstydzonym głosem.
Armen nie musiał na nią spoglądać by wiedzieć jak musiała wyglądać. Zresztą nie tylko ona.Przebywali w zamknięciu już od prawie trzech tygodni, podczas których niekoniecznie mieli szansę na częste kąpiele czy też świeże ubrania.
Udało cudem zająć dwa z mieszkań na samym szczycie starego bloku, ale ich stan pozostawiał wiele do życzenia. Sufit w trzech pomieszczeniach przeciekał, co irytujące było szczególnie w czasie nocnych sztormów które zdarzały się o wiele za często by być normalną częścią lata. Mroźna, lekko zielonkawa woda w kranach również zniechęcała do wszelkich kontaktów, przez co Armen niechętnie ograniczył wszelkie kontakty z nią do niezbędnego minimum.
— Myślę że ten frajer coś buduje. - dodał Wayan, brzmiąc na nieprzyzwoicie podekscytowanego.
— Już od kilku dni bliźniacy i ten mały chłopiec kradną kawałki złomu z kontenerów. Dzisiaj rano widziałem nawet Petrove z czymś, co przypominało stary telewizor!Sahak burknął coś pod nosem i poruszył się. Tak przynajmniej założył po odgłosach ciężkich kroków.
Nagle głos był o wiele bliżej niego.
— Armen.Och, oczywiście.
Otworzył oczy i okazało się że słońce nie dosięgało już do jego wrażliwych tęczówek, powstrzymane przez szeroką klatkę piersiową jego starszego brata.
— Tak?Sahak wyglądał na twarzy wyglądał jednak na wyjątkowo zmarniałego. Podkrążone ciemne oczy i wybijające się bardziej niż zwykle jasne blizny były pierwszą rzeczą jaką zauważało się gdy natykało się wzrokiem na Sahaka Zakaryana.
— Ten mały kundel, - natychmiast wiedział o kim mówił.
—..wydaje się ci ufać.Armen zmarszczył brwi w udawanej nonszalancki i zdezorientowaniu, ze wszystkich sił próbując ukryć walące mu w piersi serce.
Skąd jego brat wyciągnął takie założenia?! Czyżby wiedział o tym co wydarzyło się w lesie?!
— Nie wiem o czym mówisz. - odpowiedział w zamian.Pięści Sahaka zacisnęły się mocniej i Armen wiedział że to nie był moment na kozaczenie.
Twarz starszego chłopaka wykrzywiała się coraz bardziej. Przełknął ślinę i podniósł się do pozycji siedzącej, nie chcąc być na trajektorii ewentualnych kopnięć.
— Może..może polubił mnie po tym jak um..Hakob się nad nim zlitował.
— Stary, - położył dłoń na ramieniu przyjeciela. — Mówiłem ci że widziałem ich rozmawiających raz na dachu, a nie że Armen nas zdradza.W tamtej chwili poczuł się zdradzony, chociaż wiedział że nie powinien. Hakob, mimo że był wyjątkowo dobrym towarzyszem dla niego, zawsze pozostawał wierniejszy Sahakowi. Jeśli widział go rozmawiającego w środku nocy z wrogiem grupy, logiczny był fakt, że poinformował o tym swojego najlepszego przyjaciela.
CZYTASZ
Ulica
Science FictionGdzie on zaczyna żyć, dopiero gdy wszyscy inni umierają. Historia nieśmiałego Bible, który przeżywa globalną apokalipsę za sprawą (nie)szczęśliwego wypadku. O dziwo - fakt ten nie przeszkadza mu aż tak bardzo, jak mógłby się tego spodziewać. @RONNIE...