ROZDZIAŁ XI

11 2 35
                                    

— Jak mamy się z tobą skontaktować? W razie potrzeby? - zapytał Bible, starając się nie patrzeć na stojącego przed nim ciemnowłosego chłopaka o chytrym uśmieszku i wyjątkowo zielonych, trawiastych oczach.

Armen opierał się o drzewo, z rękoma schowanymi w kieszeni przydużej, ciemnogranatowej bluzy.
Odkąd poznaliśmy się przy nim, kilka dni wcześniej, stary dąb w lasku za placem zabaw stał się ich swoistym miejscem spotkań, bezpiecznym i w miarę możliwości nie na widoku Sahaka i reszty jego świty.

Finn niechętnie pozwolił mu wyjść na to spotkanie, jednak wiedząc że Bible musi porozmawiać z wrogiem upewnił się by nie wyruszył sam, wysyłając Margaritę jako obstawę.

Bible prawdopodobnie powinien poczuć się urażony faktem, że Finn założył iż Margarita, chuda dziewczyna z blond kucykiem i przenikliwych niebieskich oczach, była bardziej kompetentna i silniejsza od niego, ale wiedział że była to prawda.

— Aż tak będziesz za mną tęsknić, lisie? - odpowiedział w zamian Armen, nie wyglądając jakby próbował się z niego nabijać.

— Przestań zachowywać się jak idiota, Zakaryan. - odpowiedział z przekąsem, nie pozwalając się jednak wyprowadzić z równowagi.
— Ta cała sytuacja z alarmem i głosami w głowie jest poważna! Musimy mieć sposób na kontaktowanie się w razie gdyby to się powtórzyło.

Armen wydymał policzki a następnie wypuścił zalegające w nich powietrze, wyglądając jakby poważnie zastanawiał się nad odpowiedzią.

Buble w tym czasie spojrzenie za chłopcem, gdzie stała wyraźnie zirytowana Margarita. Mały pistolet schowany za jej pasek spodni wystawał spod niebieskiej koszulki, błyszcząc niebezpiecznie w promieniach słońca.

Finn i Astrid mieli rację, spotykanie się z Armenem w środku dnia było cholernie ryzykowne.
Nawet jeśli Sahak nie zastanawiał się na razie tym, gdzie znajduje się jego młodszy brat, pewnie niedługo zacznie.

Gdy młody Zakaryan zdał sobie sprawę, że nie uzyska odpowiedzi, przewrócił oczami w sposób, który strasznie przypomniał mu ten, w jaki to robiła Margarita.

Bible pomyślał, że gdyby nie okoliczności i dzielące ich grupy Armen i Margarita mogliby zostać dobrymi przyjaciółmi.

— Hej a w ogóle, ta laska w kucyku co rzuca mi zabójcze spojrzenia, czy to twoja dziewcz..- Armen nie dokończył, z powodu zimnej, bladej ręki owijającej się ciasno wokół jego szyi.
Pistolet, wcześniej znajdujący się za paskiem spodni, teraz trzymała w powietrzu, tuż przy skroni zielonookiego chłopca.

Bible zastygł w miejscu, nie wiedząc jak się zachować.

— Posłuchaj mnie gnojku.. - zaczęła Margarita, zaciskając jeszcze mocniej palce wokół cienkiej skóry na szyi Zakaryana. Chłopak ani drgnął. Oczy wbite miał wprost w te dziewczyny, a kpiący uśmiech ponownie wstąpił na jego usta.
— Nie mamy ani czasu ani ochoty na słuchanie twoich durnych teorii. Gdybyś nie zauważył, te pieprzone niewidzialne ściany pękają i jeśli szybko czegoś nie wymyślimy, skończymy dokładnie tak samo jak ludzie po drugiej stronie. - wyrzuciła z siebie na jednym tchu. Nie opuszczając wzroku, lekko poluzowała ścisk na szyi Armena, prawdopodobnie nie chcąc mu pozwolić zemdleć.

Bible uznał to za dobrą decyzję.
Szczerze mówiąc, Armen zaczynał robić się lekko purpurowy.

— Jeśli fakt, że ty i LaCroix macie jakieś dziwne dziwne sny i wpadacie w transy ma nam w jakikolwiek sposób pomóc przetrwać, lepiej żebyś z nim współpracował jak grzeczny, mały i posłuszny piesek.

Armen odepchnął ją tak niespodziewanie, że dziewczyna aż zatoczyła się o kilka kroków do tyłu, ledwo łapiąc równowagę. Bible rzucił się w jej kierunku, pomagając jej ustać, jednak jedyna reakcja jaką na to otrzymał była uniesiona brew w zdziwieniu.

UlicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz