Nie łatwo było wmówić sobie, że odwiedziny Lindsay były snem...
- Nie wierze - pokręciłam głową. - Naprawdę spałam całe dwa dni?
Karen podniosła głowę znad książki i spojrzała na mnie uważnie.
- Przysięgam - wstała i usiadła koło mnie na łóżku. - Powinnyśmy jakoś odpracować stracony czas, nie sądzisz?
Siedziałyśmy w jej sypialni. Wyglądała praktycznie tak samo jak moją z jedną tylko różnicą - nie było toaletki. I widać było, że Karen już długo tu mieszka - książki niestarannie upchane na półkach, pudła z Bóg wie czym w środku i drogiazki walające się tu i tam.
- Jasne - przywołałam na usta sztuczny uśmiech. - Może po obiedzie pokażesz mi konie, co?
Gadałyśmy jeszcze chwile, ale nie mogłam się na niczym skupić. Czułam co musiałam zrobić, ale nie umiałam przyznać tego nawet przed samą sobą - musiałam upewnić się, że w okolicy nie mieszka żaden Richard. Pytanie o to Karen nie wydawało się najlepszym pomysłem... Oczywistym jest, że zaczęłaby coś podejrzewać. Ale miałam plan B. I zamierzałam go wykonać... Byle szybko, zanim oszaleję.
Wstałam i pożegnałam się z kuzynką. Umówiłyśmy się o czternastej na werandzie. Przy dobrych wiatrach uda mi się załatwić wszystko przed obiadem.
Dzień był piękny. Słońce świeciło wysoko na niebie, ptaki śpiewały, a w powietrzu unosił się delikatny zapach kwiatów. Rozejrzałam się. Nigdzie żywej duszy.
- Allysa?
Odwróciłam się przestraszona. Ciotka.
- Dzień dobry - wyjąkałam.
Kobieta ubrana była raczej jak na kolacje z prezydentem, niż na poranny spacer po lesie. Długa bordowa suknia prawie dotykała ziemi, a we włosy wpięła drobne, srebrne spinki.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłam - staksowała mnie wzrokiem. - Dobrze się już czujesz?
- Lepiej być nie może - wymamrotałam.
Ciotka nie była częścią planu, jej też raczej nie wypadało pytać, szczególnie, że praktycznie nikogo tu nie znałam.
- Wybacz, ale troche się spieszę - kobieta uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. - Idziesz może do miasta?
- Ymm, nie... Szukam Dylana - no tak, za długi język, za długi język.
- Oh - ciotce nie udało się ukryć zdziwienia. - Widziałam go przy koniach... To tam - długim palcem wskazała łąkę za domem.
- Dziękuję - powiedziałam jedynie i popędziłam w tamtą stronę.
Najpierw dostrzegłam ogromnego kasztanka, dopiero potem chłopaka. Zsiadał właśnie z konia. Zawołałam go po imieniu, ale był chyba przygłuchy, bo nawet nie odwrócił głowy. Dopiero kiedy stanęłam centralnie za nim, zorientowałam się, że w uszach ma małe, praktycznie niewidoczne z daleka słuchawki.
- Czego słuchasz? - najdelikatniej jak umiałam wysunęłam mu jedną słuchawkę z ucha.
Odwrócił się spłoszony i zdawało się, że mój widok wcale go nie uspokoił.
- Hej - szybko wsunął sprzęt do kieszeni czarnej bluzy i uśmiechnął się delikatnie. - Przyszłaś zobaczyć konie?
Podeszłam do konia o sierści w kolorze kawy z mlekiem.
- Ładny - pogłaskałam go po pysku. - Ale tak właściwie to przyszłam do ciebie.
- Do mnie? - zaśmiał się. - W takim razie w czym mogę ci pomóc?
Milczałam przez chwilę. Długo myślałam nad tym co mu powiem, ale teraz wszystko jakby wyleciało mi z głowy. Wypuściłam powietrze i na jednym oddech powiedziałam:
- Szukam Richarda.
Dylan przekrzywił głowę i zmarszczył brwi. Przez chwilę miałam nadzieję, że wzruszy ramionami i oznajmi, iż nie zna nikogo takiego.
- Chyba nie mówisz poważnie - głos nagle mu się zmienił. Jeśli próbował ukryć ciekawość i podekscytowanie to jest beznadziejnym aktorem.
- To jakiś problem? - próbowałam zachowywać się swobodnie, jakby nigdy nic. - Karen... Prosiła mnie żebym do niego zajrzała... - odwróciłam wzrok. Nie byłam dobrym kłamcą.
- Udam, że w to wierze - zaśmiał się, ale wyraz twarzy miał poważny. - Ogrodnik mieszka w szopie. Zaprowadzić cię?
Ogrodnik... Co może być takiego wspaniałego w gościu od plewienia grządek?
- Jakbyś mógł.
Zaczekałam i patrzyłam jak Dylan odprowadza konie na ogrodzony wybieg. Potem ramię w ramię ruszyliśmy do szopy znajdującej się na skraju lasu.
- Uznasz mnie za dupka jak nie wejdę tam z tobą? - spytał przeczesując włosy dłonią.
- Możliwe - wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się nerwowo. - Będziesz ułaskawiony jeśli nie powiesz o niczym Karen.
- Sekreciki, co? Ciekawe, jeszcze przed chwilą twierdziłaś, że to ona cię tu przysłała - szepnął teatralnie. - Ale nie martw się. Jestem najlepszy w dochowywaniu tajemnic.
Odwrócił się, ale chwyciłam go za rękaw bluzy.
- Mówię poważnie... Ani słowa - nie czekając na reakcje Dylana zapukałam do drzwi i otworzyłam je delikatnie. Chciałam mieć to jak najszybciej z głowy.
---
No i mamy nowy rozdział :). Sama nie umiem ocenić czy akcja rozwija się w dobrym tempie...
Lubicie Alysse? A może bardziej do gustu przypadł wam Dylan albo Karen? <3
Chciałam podziękować wszystkim, którzy śledzą to opowiadanie, cieszy mnie każdy komentarz i gwiazdka :*. Jesteście najlepsi! <333
CZYTASZ
syn wojny i córka cierpienia
FantasyAlyssa prowadzi normalne, dość nudne życie. Jednak do czasu... Zaczynają się wakacje i dziewczyna zostaje wysłana do tajemniczej ciotki. Czy stara wiktoriańska willa może skrywać jakieś mroczne sekrety? Czy sny Alyssy staną się rzeczywistością? "Bo...