Rozdział 15

427 61 12
                                    

- Krwawisz - stwierdziłam. Rana może nie była za duża, ale nie wyglądała dobrze.

- Nic mi nie jest - wysyczał Dylan przez zaciśnięte zęby.

- Jasne - westchnęłam i pognałam po jakieś liście na okład.

- Liście mu nie pomogą. On umiera.

Po plecach przeszedł mi lodowaty dreszcz. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z wysokim blond włosym młodzieńcem. Był dobrze zbudowany, wyglądem przypominam młodego Leonardo DiCaprio. Zdołałam wykrztusić tylko jedno:

- Umiera?

- To był bestiorg - ton nieznajomego był przerażająco spokojny. - Młody, gdyby był dorosły już dawno byście nie żyli. A to, że twój przyjaciel się z nim rozprawił to i tak prawdziwy cud.

- Skąd ty...

- Jestem Jacob - wciął się i podał mi ręke. Nie uścisnęłam jej. - I chyba tylko ja wiem co uratuje twojego przyjaciela.

- Nie wiem, czy powinnam... - nie do końca wiedziałam, jak mam się zachować. Nie było wątpliwości, to z tym młodzieńcem kłócił się Dylan tego ranka. Jakoś nie wierzyłam, że akurat dzisiaj w okolicy kręciło się kilku Jacobów.

- Pozwolisz mu umrzeć? - chłopak nie wyglądał, jakby się tym przejął. - Okej, ale nie znajdziesz tu drugiego elfa o tak dobrym sercu jak moje. To jak?

- Chodź - ruszyłam z powrotem do obozowiska, nawet nie sprawdzając czy nieznajomy podąża za mną.

Takiej reakcji Dylana właśnie się spodziewałam. Zaczął krzyczeć, a ja zrozumiałam tylko "nieznajomy", "głupie" i "nieodpowiedzialne". Jacob stał spokojnie z boku i obserwował rozwój wydarzeń, a we mnie aż się gotowało ze złości i irytacji. Dylan urwał dopiero gdy padł na ziemie.

- Wreszcie - westchnął Jacob z ulgą.

- Co mu jest? - pisnęłam. Chłopak nie wyglądał dobrze, krew odpłynęła mu z twarzy, a ręce lekko drżały.

- To nic poważnego. Wreszcie mogę zacząć pracować - Jacob ukląkł koło Dylana i wyciągnął z kieszeni sporych rozmiarów, zielony kamień.

Stanęłam bardziej na lewo, by mieć lepszy widok na jego poczynania. Elf schował kamień w dwóch dłoniach i zaczął mamrotać słowa, które brzmiały jak syczenie węża. Po chwili rozłożył ręce. Kamień zniknął, a spod palców Jacoba wystrzeliła złota siatka. Oplotła ciało Dylana jak pozłacana pajęczyna owija muche. Po chwili chłopaka ledwo było widać zza kokonu.

- Możesz się trochę odsunąć? - aż wzdrygnęłam się na dzwięk głosu Jacoba, który wydawał się wręcz krzykiem w panującej tu ciszy.

Posłusznie wykonałam polecenie i usiadłam na miękiej trawie. Przez chwile siedzieliśmy w milczeniu, które jednak postanowiłam przerwać dręczącym mnie pytaniem.

- Mogę mówić ci po imieniu? - zaczęłam w bezpieczny sposób.

- Jasne - chłopak kreślił teraz po kokonie jakimś brązowym prostokątem.

- Skąd wiedziałeś, że potrzebuje pomocy? - z całych sił próbowałam zachować naturalny ton głosu.

- Nie wiedziałem - odpowiedział, po czym dodał. - Elfowie umieją czytać w myślach.

Zmroziło mnie. Z całych sił starałam się przypomnieć sobie czy myślałam o czymś, czego Jacob nie powinien usłyszeć.

- Nie bój się - zaśmiał się delikatnie. - To wymaga wielkiego skupienia, a w tym momencie energie poświęcam raczej na ratowanie twojego przyjaciela.

- Wyjdzie z tego?

- Pytasz o to z piąty raz - zaszczycił mnie pierwszym spojrzeniem od zaczęcia "opercji". Jego oczy były nieziemsko błękitne, prawie białe. Uderzyło mnie to, jaki jest wysoki i przystojny. Nieprawdziwy. Nie ludzki.

- Tak? - zaczęłam kreślić patykiem wzory w ziemi. Nagle wybuchłam głośnym śmiechem, zaskakując tym samą siebie. - Chyba zaczynam świrować.

- Nikt nie jest normalny - stwierdził Jacob, tak cicho, że nie byłam do końca pewna czy naprawdę to powiedział. - Życie byłoby wtedy takie nudne.

Nudne życie... Naprawdę wolałabym, żeby teraz takie było. Nagle uderzyło mnie to, że przecież to dopiero początek. Że nie jestem nawet w połowie tej wyprawy. Że dwa tygodnie chyba już minęły, a mnie nadal nie ma w domu. Dotarło do mnie nawet to, że nie mam telefonu. Nie zadzwoniłam do Diany ani razu odkąd wyjechałam. Czy brak zasięgu to jakieś usprawiedliwienie? Mogłam się przecież bardziej postarać, tak bardzo mi jej brakowało.

"Nude życie to moje największe marzenie" - pomyślałam zatrzymując głupią, pojedyńczą łzę.

----

I oto jest :D. Krótki, bo starałam się szybko go skończyć ^^. Jutro wyjeżdżam na zadupie, ale RACZEJ powinien być tam internet... Bo drugi raz nie mogę Was tak bez rozdziałów zostawić xd

Kocham Was! ;*

I chciałam bardzo podziękować @AuroraCooper za tą cudowną okładkę *-*. Lepszej nie mogłam sobie wymarzyć!
Ten rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom, ale jej i @NessPL w szczególności.

Wasze komentarze są dla mnie kopem w tyłek i wielką motywacją do dalszej pracy :")


syn wojny i córka cierpieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz