Skupiliśmy się naokoło biurka. Richard nie tracił czasu.
- Trzy godziny temu była u mnie Lindsay - mówił szybko, podenerwowany. - Przyszykowałem konie, stoją za szopą. Nie możemy wrócić teraz do wioski... Szukają nas.
Zerknęłam na Dylana. Zdawało się, że w przeciwieństwie do mnie rozumie cokolwiek z tej wymiany zdań. Energicznie kiwał głową bez cienia zaskoczenia czy strachu. Nie można było powiedzieć tego o mnie... Cała trząsłam się jak galareta. Poza tym zostałam, delikatnie mówiąc, zignorowana, nikt nie raczył mnie wtajemniczyć w szczegóły okropnych zdarzeń sprzed chwili.
- Musimy się spieszyć. Najpierw do Królestwa Wró...
- Chwila, moment - przerwałam mu stanowczo. - Chcę wam tylko przypomnieć, że też tu jestem.
Starzec wymienił z Dylanem rozbawione spojrzenia, jakże absurdalne w tej chwili.
- A myślałem, że to Karen - powiedział po czym udał się do regału z książkami. Zaraz rozpoznałam tom, który przede mną położył. Szybko znalazł odpowiednią stronę. Nie zdążyłam się dokładnie przyjrzeć, ale miałam wrażenie, że wszystkie strony są puste. Zatrzymał się mniej więcej w połowie. Do niezapisanej kartki przyklejono taśmą potarganą, lekko przypaloną kartę porzułkłego pergaminu. - Czytaj.
Kiedy ksiezyc w pełni stanie
Dopełni się powołanie.
Syn wojny i córka cierpienia
Ruszą do rodów rządzących
By zapobiec nadciągającej wojny.
Pierwszy dzień wakacji
Przeznaczonych wskarze
Wybuch...Tutaj kartka była urwana, nie udało mi się odszyfrować nic więcej.
- Przepowiednia - powiedział Dylan z powagą. - Oczywiste jest o kim mówi.
- Wiedziałeś! - oskarżycielsko wymierzyłam w niego palcem wskazującym. - Przez cały czas udawałeś...
- No wiesz, tego czasu tak znowu dużo nie było, nie znamy się za dobrze... - potarł kark z zakłopotaniem.
"Dupek!"
"Ostrzegałam cię od samego początku."
"Zlituj się, przecież nigdy cię nie słucham."
"I na tym polega twój cholerny problem! Nikogo nigdy nie słuchasz!"
- Nie mamy czasu na sprzeczki - odparł stanowczo starzec. A ja miałam niejasne wrażenie, że mówi o moich sprzeczkach, tych w głowie. - Już tu idą. Co najmniej dwudziestu uzbrojonych.
Chwycił górski plecak i szybko wyszedł przez uchylone drzwi. Dylan chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Ujrzałam trzy piękne mustangi. Zasiodłane i przygotowane do drogi.
- Co miałaś w wuefu? - spytał Richard, nawet na mnie nie patrząc.
- Mocną czwórę - odpowiedziałam z dumą, ale chyba nie to chciał usłyszeć ogrodnik.
- Możemy mieć tylko nadzieję, że miałaś wymagającego wuefiste... Prędko - wskoczył z gracją na pierwszego konia.
- Nie umiem jeździć - zaprotestowałam.
- Żaden problem. Będziesz jechać w środku... Zapewniam cię, że nie spadniesz - słowa Dylana nie zdołały mnie przekonać, ale i tak dałam się posadzić na konia.
Gdy rumak starca ruszył, mój koń również rozpoczął wolny stęp.
Spojrzałam w dół, na doline. Nie zobaczyłam nic nadzwyczajnego. Dopiero po chwili ujrzałam zbitą grupkę osób wspinających się po dróżce. Na ich czele szedł mężczyzna, wysoki ponad normę. Lokaj. Przynajmniej miałam takie wrażenie.
CZYTASZ
syn wojny i córka cierpienia
FantasyAlyssa prowadzi normalne, dość nudne życie. Jednak do czasu... Zaczynają się wakacje i dziewczyna zostaje wysłana do tajemniczej ciotki. Czy stara wiktoriańska willa może skrywać jakieś mroczne sekrety? Czy sny Alyssy staną się rzeczywistością? "Bo...