Ze snu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Podniosłam się lekko na łokciach i rozejrzałam po pokoju. Mały, urządzony na biało, z ogromnym balkonem, sporą szafą i łóżkiem z baldachimem. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że chyba powinnam się na tym łóżku znajdować. Zamiast tego kuliłam się na wygodnej, liliowej sofie. Musiałam zasnąć, ale naprawdę nie wiedziałam czemu akurat w tym miejscu.
Pamiętam jedynie, że ostatecznie zostaliśmy wpuszczeni do Krainy Elfów i zaprowadzeni do pałacu, który swoją drogą był naprawdę cudowny.
Drzwi zaskrzypiały i zaglądnął przez nie Dylan.
- Dzień dobry.
- Hej - odpowiedziałam, ziewając. - Długo spałam?
- Zbliża się piętnasta - bez zaproszenia wszedł do środka i skoczył na łóżko. - To nie fair - zajęczał jak małe dziecko. - Masz większą komnatę.
Zaśmiałam się.
- No widzisz. Królewny już tak mają - wzruszyłam ramionami.
- O księciu zawsze się zapomina - pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie jesteś księciem. Możesz być najwyżej giermkiem - rzuciłam w niego poduszką, którą on złapał bez trudu.
- Mi pasuje - przybrał minę biznesmena. - Prędzej czy później zostanę awansowany na rycerza.
- Chciałbyś.
- No a jak już jesteśmy przy temacie księcia... - odrzucił mi delikatnie poduszkę - zjemy z nim dzisiaj kolację.
- Mam się bać? - przeczesałam nerwowo włosy palcami.
- Raczej przygotować. Będziemy gadać o interesach i takie tam... Spoko, to tylko wojna, nic dużego, idealny temat do poruszenia przy herbacie.
- Wiesz, że nie jesteś ani zabawny, ani podnoszący ma duchu? - uniosłam brwi.
- Jako twój giermek wystarczy jedynie żebym był czarujący - poruszył komicznie brwiami.
- No to musimy nad tym popracować... A teraz spadaj, muszę się przygotować - wskoczyłam na łóżko, lekko go z niego spychając.
- Zawsze do usług - ukłonił się i ruszył do drzwi. Zatrzymał się jednak i popatrzył mi w oczy. - Będzie dobrze. Przyjdę po ciebie za dwie godziny.
I wyszedł.
---
Wyszłam spod prysznica, owijając włosy w turban z ręcznika. Już prawie zapomniałam jakie to cudowne, czuć na sobie gorące strumienie wody i wdychać owocowy zapach szamponu.
Przetarłam zaparowane lustro i przyjrzałam się swojej twarzy. Bród zniknął, jednak oczy nadal były podkrążone, a na czole widniały delikatne zadrapania. Uchyliłam szafeczkę nad lustrem i omiotłam wzrokiem jej zawartość. Cała masa kosmetyków naturalnych, o których nigdy w życiu nie słyszałam. Tusze, podkłady i szminki, wszystkie w małych, przeźroczystych flakonikach. Chwilę zastanawiałam się co Dylan miał na myśli mówiąc, że mam się przygotować. Chodziło mu o jakąś przemowę czy wystrojenie się? Po krótkiej chwili doszłam do wniosku, że lekki makijaż raczej mi nie zaszkodzi. Chyba trzeba zrobić na władcy dobre wrażenie... Nie chcę wyjść na dziecko z dziczy.
Po trzydziestu minutach byłam już gotowa. W szafie znalazłam kilka sukienek i wcisnęłam się w pierwszą lepszą - asymetryczną, w jasnym odcieniu brązu. Wysuszyłam moje kręcone, rude włosy i spięłam wsuwką te kosmyki, które nachodziły mi na oczy.
Merida Waleczna gotowa do kolacji z królem.
---
Dylan pchnął wielkie, zdobione drzwi i weszliśmy do ogromnej jadalni. Na około podłużnego stołu ustawiono około stu krzeseł. Richard i jacyś dwaj mężczyźni zajęli już miejsca blisko drzwi. Prawdę mówiąc niezbyt wiedziałam jak miałam się zachować przed królem. Zrobiłam więc to co Dylan - ukłoniłam się lekko, przedstawiłam i usiadłam koło przyjaciela.
- A więc słucham, Richardzie - odezwał się na oko czterdziestoletni elf, z długim blond warkoczem i koroną na głowie. Król, w rzeczy samej. - Co masz nam do powiedzenia?
- Chodzi o sprawę największej wagi - zaczął czarodziej. - Pewnie pamiętasz jeszcze naszego znajomego, Ardala, prawda?
- Ardal nie żyje - odezwał się ten drugi. Przeniosłam na niego wzrok. Był to blondyn, dałabym mu osiemnaście lat. Patrzył na mnie dużymi, pięknymi oczami w kolorze sopla lodu. Szybko spojrzałam w innym kierunku.
- Arald nie może umrzeć, książe - zwrócił się do niego Richard. - Mamy przepowiednie...
- Wiem o tym, przyjacielu - głos ponownie zabrał król. - Aurelia skontaktowała się ze mną kilka dni temu.
Na te słowa starzec skrzywił się nieznacznie. Władca kontynuował.
- Chcesz żebym zebrał armię, przeszukał mieszkańców, a może kazał im wszystkim przenieść się do lasu?
- Nie zgrywaj głupca, Korneliuszu. Wiesz jak to się zaczęło. Masz tutaj zdrajcę.
- Nikt z moich mieszkańców nie zrobiłby czegoś takiego. To bardzo poważne oskarżenie...
Nagle drzwi otworzyły się na oścież i grupka elfów zaczęła wnosić potrawy na ogromnych tacach ze złota.
Wszyscy zgromadzeni zamilkli, obserwując służbę. Podejrzliwie spojrzałam na sałatkę, która wylądowała na półmisku obok mojego talerza.
- Zjedz coś - zachęcił mnie Dylan.
- Nie jestem głodna - ucięłam.
- Daj spokój - nałożył mi trochę zieleniny. - Za tatusia, za Dylanka...
Zaśmiałam się, odpychając jego dłoń. Jednak po chwili, zmęczona jego proszącym spojrzeniem, wzięłam do ust kęs sałatki. Nie była taka zła.
Rozmowa trwała w najlepsze, a ja słuchałam jej jednym uchem. Richard i król przekrzykiwali się nawzajem, broniąc każdy swoich racji, co powoli stawało się męczące. Do tego nieustannie czułam na sobie ciekawski wzrok księcia. Miałam ochotę wstać i wyjść, gdy nagle rozmowa stała się bardziej interesująca.
- W ten weekend zwołuję spotkanie Rządu. Wszyscy jesteście zaproszeni. Tak ważnych decyzji nie mogę podejmować sam. Zobaczymy co myślą o tym inni królowie.
----
Rozdział miał być dwa dni temu, ale i tak jest już lepiej, prawda? <3
Mam nadzieję, że jakoś wyszedł. Nie wiem kiedy kolejny, oby jak najszybciej.
KOCHAM WAS
CZYTASZ
syn wojny i córka cierpienia
FantasyAlyssa prowadzi normalne, dość nudne życie. Jednak do czasu... Zaczynają się wakacje i dziewczyna zostaje wysłana do tajemniczej ciotki. Czy stara wiktoriańska willa może skrywać jakieś mroczne sekrety? Czy sny Alyssy staną się rzeczywistością? "Bo...