Oczywiście nigdzie w weekend nie wyszliśmy. Temat kina umarł śmiercią naturalną. Inna propozycja nie padła.
Muszę przyznać, że nowe domowe stroje powoli zaczynały działać. Coraz częściej widziałam, że Mikołaj zerka na mnie z jakimś zainteresowaniem w oczach. Nie ukrywam, że podbudowało mnie to odrobinę. Nie był to jeszcze maślany wzrok, ale ewidentnie sygnał, że nie przestał być na mnie całkowicie nieczuły.
Niestety to była łatwiejsza część mojego planu, Całkowicie zależna ode mnie. Teraz musiałam na nowo wyciągnąć z niego dzikiego mężczyznę, który zamiast siedzenia i gnicia w fotelu, zechce znów zdobywać i doświadczać. A do tego zamiana wytartych dresów na legginsy nie wystarczy.
Oczywiście przygotowałam się do tego przedsięwzięcia. Przeanalizowałam różne porady psychologów, coachów i innych specjalistów od związków, którzy bardzo chętnie dzielili się swoim doświadczeniem w internecie.
Głównie powtarzało się to, że mężczyzna zacznie czuć się męsko i tak postępować, jeśli jego kobieta będzie go tak postrzegać. Oczywiście nie może to być udawane, bo facet to wyczuje. Na pewno gdy zaczęliśmy się spotykać, tak właśnie Mikołaja widziałam. No cóż, byłam nim całkowicie zauroczona. Czy nadal tak go postrzegałam? To pytanie chwile po głowie mi chodziło. Bardzo trudne było spojrzenie na swoje zachowanie obiektywnie.
-Jak myślisz, tak wiesz patrząc całkowicie z boku. Jaką jestem partnerką dla Mikołaja?- Spytałam Karolinę, którą wyciągnęłam na kawę po pracy. Zdziwiona zamrugała intensywnie kilka razy.
-Co masz na myśli?
-No wiesz, dlaczego dzieje się tak, że mężczyźni przy kochankach zaczynają robić rzeczy, których od dawna nie robią przy nas? Nagle zaczynają chodzić na spacery. Z kochanką pójdą na kolację, wyjadą spontanicznie na weekend, zerwą kwiaty na łące. A często one nie są ani ładniejsze, mądrzejsze czy młodsze od stałych partnerek.
-Kochanka to coś nowego, ekscytującego. Stała partnerka z czasem robi się nudna.
-No właśnie! Z czasem się zmieniamy w nudne babska. Kochanka patrzy i traktuje mężczyznę...No jak mężczyznę. Potrzebuje go. W sensie wiesz, ty się zastanawiasz, dlaczego on cie zostawił dla dziewczyny, która tylko co chwilę potrzebuje jego pomocy, bo nie umie żarówki wymienić. Ty przecież ogarniasz dzieci, dom i jeszcze samochód naprawisz. Jesteś od niej lepsza. Jednak przegrywasz. Nie masz wrażenia, że w długotrwałych związkach mężczyzna nie ma jak się wykazać? Zaczyna być niepotrzebny, bo kobieta sama woli wszystko zrobić. A przy takiej kochance, nagle czuje że jest prawdziwym facetem. Ty najczęściej traktujesz go jak lenia, albo jeszcze lepiej, synka. Tylko strofujesz, wymagasz. I tak jesteś wiecznie niezadowolona bo nawet jak coś zrobi, to ty zrobiłbyś to lepiej. I stąd moje pytanie. Jak z boku wygląda mój stosunek do Mikołaja?
Karolina patrzyła przez chwilę na mnie uważnie.
-No cóż... Biorąc pod uwagę to co mówisz, to...- Potarła podbródek w zamyśleniu- No wiesz, na pewno to już nie jest to samo co te pare lat temu...
-No wykrztuś to z siebie!
-Podejścia kochanki to już u ciebie nie ma. Zazwyczaj jak mam okazję się widzieć z waszą dwójką, to często zwracasz uwagę na to, że bałagani, że mógłby iść do fryzjera. Raczej to wygląda na besztanie synka.
-Cholera...-Zachmurzyłam się. Było źle.
-Ale tak jak mówiłaś! W zasadzie u każdego tak to wygląda!- Karolina, widząc moją minę postanowiła jakoś mnie pocieszyć- Moja siostra to pięciu minut nie da rady nic mężowi nie powiedzieć. A to, że koszula nie taka, a to że Kazik sąsiadów to półkę sam zrobił, a on to nic nie umie.
Przyjaciółka utwierdziła mnie w przekonaniu, że w takim razie coś jest bardzo nie tak. Bo jeśli standardem było to, że facet przy żonie czuje się jak besztane dziecko, to nic dziwnego, że ucieka w ramiona pierwszej lepszej babki, która rozpłynie się, bo bohater przytrzymał jej drzwi do budynku. To samo w drugą stronę. Kobieta, która w domu słyszy, że jest gruba, nie umie gotować i w ogóle się nie nadaje, dosyć szybko da się uwieść, takiemu Karolowi, który szepnie parę miłych słów.
Samo życie. Nie ukrywam, że im więcej poświęcałam analizie tych zależności, tym bardziej byłam w szoku, że pewne, wręcz oczywiste rzeczy, były dla mnie tajemnicą. Rzeczy, które tak naprawdę są zależne od nas i możemy im zapobiegać.
Cofnęłam się znów myślami do naszych początków. Studia. Wspólne wyjścia ze znajomymi. Ale były też kawy na mieście między zajęciami, spacery po parku, bo nie chcieliśmy jeszcze wracać do akademików. Należy jednak pamiętać, że gdy nie mieszka się razem spotkania są intensywniejsze, muszą być zaplanowane. Chociaż gdy zamieszkaliśmy razem, to jednak na początku pewne nawyki wcale nie umarły. Nadal, gdy mieliśmy chwilę, to w weekendy gdzieś wychodziliśmy. Wieczorami wspólnie oglądaliśmy seriale i filmy. Piliśmy wino w wannie i chodziliśmy czasem na miasto coś zjeść. Kiedy to zaczęło się kończyć? Powoli wspólnie spędzony czas zaczął ograniczać się do przebywania w tym samym pomieszczeniu, lub mieszkaniu.
Zaczęłam się zastanawiać jak się zachowywałam na początku. Odpowiedź była dosyć oczywista. Byłam oczarowana i zapatrzona w Mikołaja. Starszy, zaradny, przystojny. Lubiłam cały czas na niego patrzeć i jak tylko mogłam chciałam go przytulać. I tak, zdecydowanie częściej go podziwiałam i chwaliłam. No, ale jednak kij ma dwa końce. Za co teraz mam go chwalić? Za to, że świetnie gra na komputerze? Nawet nie mam jak docenić, że coś naprawił. Prosiłam go dwa miesiące temu, by poprawił kontakt, który wyszedł ze ściany... Jak łatwo zgadnąć, do tej pory nie wrócił na swoje miejsce.
Z takimi myślami wracałam do domu.
Dziś Mikołaj miał mieć spotkanie z zarządem, więc spodziewałam się, że do domu wróci grubo po dwudziestej. W domu panowała cisza. Standardowo ogarnęłam kuchnię i odpaliłam serial, który ostatnio wciągnął mnie całkowicie.
,,Outlander" chociaż z dobrymi ocenami, jakoś nie wciągnął mnie od razu. Trochę namęczyłam się przy pierwszych odcinkach. W połowie jednak pierwszego sezonu przepadłam. Jest to idealny serial by poczuć brak emocji w swoim życiu. Dawno, żadna historia miłosna tak mocno do mnie nie przemówiła. Może to głupie, ale powoli każdy z odcinków, uświadamiał czego mi brakuje, czego potrzebuje. Te spojrzenia głównego bohatera na ukochaną, te wyczuwalne emocje między nimi. No i przede wszystkim ten czas, który spędzają wspólnie. Bez technologi, tylko oni, rozmawiając, wędrując. A naprawdę myślę, że nawet w wieloletnim związku, jak się chce, to jest o czym rozmawiać.
Rozmowa... niby taka zwykła rzecz, ale gdzieś na co dzień umyka. Szczególnie, że doskonale pamiętam, jak dwa lata temu, na wczasach za granicą, spędzaliśmy na posiłkach z Mikołajem dobre kilkadziesiąt minut, zatraceni w rozmowie. Wspominaliśmy dzieciństwo, planowaliśmy zwiedzanie. Gdy nagle zabrano telewizor, komputer i częściowo dostęp do internetu w telefonie, znów byliśmy blisko siebie. Tak naprawdę blisko. Nie tylko fizycznie, w tym samym pomieszczeniu, ale też duchowo. Cała uwaga skupiona była na sobie nawzajem.
Popłynęła mi łza, gdy bohaterowie leżeli przytuleni i byli całkowicie dla siebie, bez żadnych rozpraszaczy. Czy taka relacja w realnym życiu jest w ogóle możliwa?
CZYTASZ
Na nowo
RomanceNatłok obowiązków, codzienna rutyna i lata spędzone wspólnie. To wszystko sprawia, że związek przestaje być ekscytujący. Brakuje uniesień, emocji. Bliscy sobie ludzie zaczynają żyć jak współlokatorzy. Każdy zajmuje się swoimi sprawami, a wspólne uni...