Rozdział 20

9 1 0
                                    

Święta w końu nadeszły i można było oddać się w pelni świątecznej atmosferze. Albo raczej świątecznej nerwówce.

Oczywiście Mikołaj nie zadzwonił do siostry, więc w trakcie drogi, starałam się do niej dodzwonić.

-Dlaczego zawsze wszystko musi być na mojej głowie?- Jęknęłam.

Mikołaj zamiast mi odpowiedzieć, wolał milczeć, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.

W końcu Maja odebrała. Na szczęście miały dojechać później, więc mieliśmy czas by strategicznie pochować prezenty.

Teściowie wyszli przed dom i bardzo serdecznie nas powitali. Zaczynało się już ściemniać, więc zgadłam, że wyszli do nas, by móc pochwalić się iluminacją domu, a nie z tęsknoty.

A było czym się chwalić. Choinki przed domem pięknie migotały. Tak samo balkon od strony ulicy i okna. Czasem można przesadzić z ozdobami, ale teściowie znali umiar. Chociaż patrząc  wzdłuż ulicy, chyba panowała tu jakaś rywalizacja na ilość światełek i ozdób na domach.

Mikołaj wziął nasz wór prezentów i z teściem poszedł przygotować możliwość jego dyskretnego podrzucenia. Ja oczywiście poszłam z teściową do salonu, pomóc w przygotowaniach.

Miałyśmy jeszcze godzinę do przyjazdu Mai i rozpoczęcia kolacji. Dziadkowie Mikołaja już dawno nie żyli, więc czekaliśmy tylko na nie. 

-Jaka śliczna sukienka!- Teściowa zachwyciła się moją czerwoną lekko opinającą sukienką do kolan. Stwierdziłam, że jestem wśród swoich i jak mi brzuch po jedzeniu będzie odstawać to trudno. A czując zapachy dochodzące z kuchni, mogłam być tego pewna.

Część włosów zaczesałam do tyłu i spięłam czerwoną kokardką. Na uszach miałam kolczyki w kształcie choinek i taki sam wisiorek.

Stół był już przygotowany do zastawiania go pysznościami.

Mama Mikołaja poopowiadała mi ciekawostki z pracy. Od wielu lat pracowała w kwiaciarni, więc była świadkiem wielu ludzkich sytuacji życiowych. Od narodzin dziecka i oświadczyn, po żałobę. Widać było, że praca to też jej pasja, bo w domu pełno było kwiatów. Oczywiście wszystkie zadbane i bardzo okazałe. Nie mogę powiedzieć, że ja nie mam ręki do roślin. Nie umierały. Przynajmniej nie masowo. Zdecydowanie jednak, czegoś mi brakowało, bo nie były jakieś rozrośnięte, pomimo stosowania nawozów i odpowiedniej ziemi.

Panowie wrócili bardzo z siebie zadowoleni. Teść, jak to z nim bywało, zaczął kręcić się po kuchni i zaglądać teściowej przez ramie do garów. Pani domu zdzieliła go za to dobrodusznie ścierą.

-Głodny jestem jak wilk!- Jęknął.

Mikołaj stanął obok niego i znów nie mogłam się nadziwić  jak był podobny do ojca. Oczywiście tata Mikołaja był już lekko posiwiały, ale nadal miał na głowie gęstą czuprynę, a broda i wąsy były elegancko przystrzyżone.

Mikołajowi udało się na szczęście złapać jakiś termin u fryzjera i miał okiełznane włosy, które zaczesał do tyłu na żel. Wreszcie docięta broda i wąsy prezentowały się godnie. Teraz śmiało mógłby pozować w jakiejś gazecie dla dżentelmenów.

Nie da się ukryć, że takie momenty mają swoją magiczną otoczkę, która sprawia, że wszystko wygląda idealnie.

Niby tak było bo przecież mieliśmy rodziny, dach nad głową, stałe prace. Jednak coraz mocniej dotykało mnie to, że przy tym wszystkim co mamy, nasze ,,my" zaczyna być nijakie. Już widziałam jak po świętach wracamy do domu i Mikołaj szybko leci do komputera by nadrobić nieobecność. Wiem, może przesadzałam z tym czepianiem się tego, ale w tym momencie czułam, że jego gry to mój wróg numer jeden.

Na nowoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz