Rozdział 12

9 0 0
                                    

Ciche dni to nic nowego. Oczywiście już rano było jasne, że właśnie się zaczęły. Chociaż dziś było wiadomo, skąd ta gęsta atmosfera w naszym domu.

Postanowiłam, że taki stan rzeczy nie popsuje mi nastroju. Bardzo cieszyłam się na wieczorne wyjście.

Mikołaj zaszył się w pokoju i wyglądało na to, że planuje spędzić tam cały dzień.  Niby nic nowego, jednak z całkiem innym nastawieniem. Dało to się wyczuć nawet przez zamknięte drzwi.

Nie wiem jak to załatwił, ale rodzice nie przyszli. Mogłam się więc w spokoju przyszykować.

Nauczyłam się już, po wielu próbach, że nie mam co chodzić na takie imprezy w rozpuszczonych włosach. Oczywiście bardzo tego żałuję, bo nie po to zapuszczam by je wiązać.  Zawsze jednak kończyłam z okropnym przyklapem i mokrymi pasmami przyklejonymi do karku.

Po kilku próbach udało mi się zrobić wysokiego kucyka, który nie był przylizany. Zaplotłam na długości warkocz, bo w trakcie tańców włosy całkiem by się poplątały. 

Fryzura była gotowa.

Zabrałam się za makijaż. Z dna szuflady wyciągnęłam paletkę bardzo błyszczących cieni. Nie chciałam jednak z nimi szaleć. Położyłam więc srebrny cień na powiekę, a w zewnętrznych kącikach użyłam mocno brązowego odcienia, który nałożyłam też równo z linią rzęs dolnej powieki, by powiększyć oko. Makijaż zakończyłam  beżową szminką.

Pozostało tylko wybrać strój. No i tu miałam typowo kobiecy problem. Nie wiedziałam w co mam się ubrać! Oczywiście Mikołaja nie mogłam zapytać o radę. Ciche dni, to ciche dni.

Stałam przed otwartą szafą i błądziłam wzrokiem po kolorowych ubraniach. Przyznaję bez bicia, że moja szafa jest dosyć słabo wyposażona w klubowe kreacje. 

Na spodnie nie miałam ochoty. W końcu wyciągnęłam koralową sukienkę. Lubiłam ją bo była uniwersalna. Spokojnie mogłam w niej wyjść latem na miasto, jak też na uroczysty obiad. Miała marszczony kopertowy dekolt, zwężenie w talii i lejący dół do kolan. Choć pogoda na zewnątrz nie zachęcała do takich kreacji, to wiedziałam, że w klubie na pewno będzie ciepło. 

Założyłam płaszcz, owinęłam się szczelnie szalikiem i by nie dawać jeszcze innych powodów do kłótni, zajrzałam do Mikołaja, by powiedzieć, że wychodzę. 

-Pa.- Rzucił sucho całkowicie pochłonięty grą. Wiedziałam, że te ciche dni tak szybko nie miną... 

Spotkałyśmy się przed klubem. Do otwarcia zostało kilkanaście minut i przed wejściem ciągnęła się już konkretna kolejka. 

-Jak na kogoś kto miał cały dzień sprzątać, wyglądasz na całkiem wypoczętą- zauważyłam patrząc na Edytę, która aż kipiała podekscytowaniem. Spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.

-Wczoraj wyjechali do dziadków! Choćbym miała sprzątać i tydzień, to robię to w ciszy i za chwilę nikt nie psuje mojej pracy! Kocham moja rodzinkę, ale takie chwile są cudowne!- Zaśmiała się, a ja się domyśliłam, że w domu zrobiła sobie beforek.

Z Laurą musiałyśmy uwierzyć jej na słowo, bo żadna z nas nie miała takich doświadczeń. Gdy stałyśmy przestępując z nogi na nogę na zimnie, przypomniałam sobie o Karolu.

-Chyba Karol dziś tu będzie- powiedziałam szturchając Laurę, by zwrócić na siebie jej uwagę.

-Jaki Karol?

-Trener. Z siłowni.

-Skąd wiesz?

-Jakoś tak wyszło, że w jakimś stopniu mógł pomyśleć, że go zaprosiłam.

Na nowoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz