Powoli środy i piątki na siłowni stały się moją rutyną. Już nie czułam się tam jak słoń w składzie porcelany. Nawet kupiłam trochę lepszy strój i nie wyglądałam jak bezdomna! Potrafiłam też obsłużyć większość maszyn samodzielnie. Wspólne treningi bardzo zbliżyły mnie z Laurą. Miałyśmy czas sporo pogadać. Jej relacja z Tomkiem rozwijała się w dobrym kierunku. Faktycznie chwila zapomnienia na siłowni była jednorazowym epizodem. Teraz ich randki wyglądały przyzwoicie, nawet bardzo. Kolacje w różnych miejscach, spacery po parkach, kino. Przyjemnie się tego słuchało, chociaż lekkie ukłucie zazdrości było. Pisanie ze sobą przez pół nocy, wiadomości na dzień dobry i dobranoc. Długie rozmowy przez telefon.
Po paru tygodniach ćwiczeń, zaczęłam widzieć pierwsze efekty. Oczywiście nie były bardzo spektakularne, bo niestety nie byłam w stanie powstrzymać się przed jedzeniem różnych pyszności. Nie miałam, aż tak dużego zaparcia by odmówić sobie ciasteczek, czy czegoś na wynos. Starałam się ograniczać niezdrowe żarcie, ale gdy tylko była szansa na coś dobrego, nie mogłam się nie skusić. Zapewne jest to jakieś klasyczne zaburzenie odżywiania. Dla zatuszowania grzeszków zaczęłam pić sporo herbatek ziołowych, które o dziwo nawet mi smakowały.
Najważniejsze jednak było dla mnie to, że pomimo słabej diety, pośladki trochę mi się zaokrągliły, a biodra zmniejszyły. Kupiłam dodatkowo szczotkę do szczotkowania na sucho, obejrzałam parę instruktarzy i przynajmniej raz na kilka dni przed prysznicem robiłam sobie masaż. Musze przyznać, że skóra pięknie się wygładziła, a i cellulit trochę zmniejszył. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Pomimo, że już całkiem swobodnie czułam się na siłowni, gdy dowiedziałam się, że Laura się przeziębiła, trochę spanikowałam. Brałam pod uwagę, że prędzej czy później będę musiała iść tam sama, ale nie byłam na to gotowa. Chociaż powinnam, bo pogoda na przełomie listopada i grudnia, już robiła przesiew w naszych przedszkolnych grupach i łatwo było coś złapać od dzieci.
Dwa dni biłam się z myślami, czy iść samej. Jednak zapowiadało się, że musiałabym zrezygnować z dwóch treningów, bo do piątku Laura na pewno nie czułaby się na tyle dobrze, by zrobić trening.
W środę, tak jak przystało na dorosłą, samodzielną kobietę, postanowiłam iść na siłownię. Całkowicie sama. Czułam się jakbym była tam znów pierwszy raz. Postanowiłam trzymać się naszego klasycznego planu, by nie błąkać się, nie mając pomysłu co zrobić. Zazwyczaj to Laura ustalała gdzie i ile czasu spędzimy.
Zaczęłam od delikatnego powolnego tuptania na bieżni, po paru minutach spacerku, machania rękami i ogólnego rozgrzewania ciała, zwiększyłam prędkość. Po chwili pierwszy pot pojawił się na moim czole. To był główny minus wszystkich ćwiczeń. Nienawidzę się pocić. Niektórzy to lubią, bo czują wtedy, że ich ciało pracuje. Ja zdecydowanie, jako dowód mojej pracy, wolę poczuć następnego dnia zakwasy, niż przyklejające się włosy do ciała.
Po paru minutach przerwałam trucht i skierowałam się na sprzęty z obciążeniem. Chciałam popracować, oczywiście, nad nogami i pupą. Gdy właśnie podnosiłam się z przysiadu, koło mnie pojawił się Karol. W ogóle nie zauważyłam, że nadchodzi.
Zatonęłam w błękitnych oczach. Za każdym razem zastanawiałam się, czy możliwe jest by to był jego naturalny kolor oczu, a nie soczewki. Był tak intensywny, że aż nierealny.
-Cześć, muszę przyznać, że całkiem nieźle ci idzie- zaczął z zawadiackim uśmiechem.
-Tak?- Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W zasadzie prócz rozmowy przy drzwiach, nie rozmawiałam z nim sam na sam. Zawsze w pobliżu była Laura, której o wiele lepiej szły takie rozmowy. Nie wiedziałam, czy mam dalej robić przysiady, czy czekać aż rozmowa się rozwinie. Z drugiej strony byłam rozgrzana i taka gadka szmatka sprawiała, że moje mięśnie się relaksowały.
CZYTASZ
Na nowo
RomanceNatłok obowiązków, codzienna rutyna i lata spędzone wspólnie. To wszystko sprawia, że związek przestaje być ekscytujący. Brakuje uniesień, emocji. Bliscy sobie ludzie zaczynają żyć jak współlokatorzy. Każdy zajmuje się swoimi sprawami, a wspólne uni...