Od jakiegoś czasu Pabla powinny przestać dziwić niezwykłe rzeczy, które spotykały go niemal na każdym kroku. Obrazek, który ujrzał po otwarciu drzwi do swojego pokoju, przeszedł jednak jego najśmielsze oczekiwania.
- Co wy tu robicie? - Pablo raz po raz przecierał oczy ze zdumienia.
Siedzieli tam Pedro i Robert, w najlepsze zabawiając się grami wideo.
- Nie widzisz? Gramy - Robert był maksymalnie skoncentrowany na trwającej rozgrywce i nawet nie spojrzał na Pabla, gdy udzielał mu odpowiedzi.
- Dobra, ale kto was wpuścił? - wyjaśnienie Roberta naturalnie nie było dla Pabla zadowalające.
- Twój ojciec - tym razem odezwał się Pedro, również pochłonięty rywalizacją do tego stopnia, że nawet na ułamek sekundy nie oderwał wzroku od ekranu.
- To nie jest jego ojciec, cymbale! - w niezbyt sympatyczny sposób poprawił go Robert. - Gerard jest ojczymem Pabla! I ty uważasz, że zasługujesz na to, aby zostać jego chłopakiem!
"I ty uważasz, że zasługujesz..."... Nie, nie, Pablo na pewno musiał się przesłyszeć...
- Nie p...l, tyko graj! - syknął Pedro.
Potem on i Robert skupili się na naciskaniu przełączników w padach, natomiast Pablo ostrożnie wycofał się na korytarz, starannie zamknął drzwi i odczekawszy chwilę, otworzył je z powrotem.
Nie pomogło. Panowie nadal znajdowali się w środku i okupowali należącą do niego konsolę.
- Czy ktoś mi wreszcie powie, o co chodzi?... - zapytał łamiącym się głosem. Niestety jego rozpaczliwe wołanie pozostało bez jakiegokolwiek odzewu.
Pablo jeszcze nie pozbył się resztek nadziei, że pojawienie się Roberta i Pedra pod jego dachem jest wyłącznie przywidzeniem. Podszedł do Pedra, który siedział bliżej drzwi, z zamiarem trącenia go w ramię. Przy odrobinie szczęścia machnie tylko ręką w powietrzu (nie można przecież dotknąć wytworu swojej chorej wyobraźni) i przekona się, że jest jedyną osobą w tym pomieszczeniu. Potem spokojnie wybierze numer najbliższego szpitala psychiatrycznego i poprosi o przysłanie po niego karetki z kaftanem bezpieczeństwa.
Okazało się, że nie będzie to konieczne, gdyż zamiast pustej przestrzeni jego ręka napotkała wyjątkowo kształtny biceps.
To nie może się dziać...
- Pablo, nie przeszkadzaj mi! - obruszył się Pedro, jak najbardziej namacalny i żywy. - To mecz o bardzo wysoką stawkę!
- O jak wysoką? - Pablo uświadomił sobie, że najwyraźniej nie on dzisiejszego wieczora rozdaje karty w swoim własnym pokoju. Nie miał zatem innego wyjścia, jak dostosować się do warunków, które dyktują jego goście. Skoro nikt nie chce powiedzieć mu tego wprost, spróbuje dowiedzieć się, jaki jest cel ich wizyty, okrężną drogą.
- O najwyższą! - Robert puścił do Pabla oko.
- Czyli? - Pablo oczekiwał, że stawka nie jest równie wysoka jak życie któregoś z nich albo należące do niego PS5...
- Gramy o ciebie! - objaśnił Pedro.
- Konkretnie o to, który z nas będzie z tobą chodził! - uzupełnił Robert.
Pablo poczuł się, jakby miał zaraz zemdleć.
- Ale jak to?... Robicie sobie ze mnie żarty, prawda?...
- Żarty dawno się skończyły! - oznajmił Pedro.
- Jesteś u siebie, wśród samych swoich. Przestań udawać, że nie podoba ci się nasz pomysł - zachęcał Robert.
CZYTASZ
Miłość, piłka i sznurówki
FanfictionNa szkolnym korytarzu dochodzi do przypadkowego spotkania, a właściwie zderzenia. Wszystko, co dzieje się później, potwierdza, że w życiu tak naprawdę nie ma przypadków - są tylko znaki...